by Karolina

Moja wyboista „włosowa historia”

Uroda - Szafeczka - 6 kwietnia, 2017

Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, co moje włosy przeszły! Sama czasami się dziwię, że w ogóle to przetrwały.

Co najgorszego można zrobić swoim włosom? Można na przykład je utlenić (samemu!) do platynowego blondu. Do tego dzień w dzień je prostować. Jakby tego było mało, nie stosować żadnych maseczek, ani kompresów. Dopełnieniem tego dramatu może być nieodpowiednia dieta. Czy można zrobić coś jeszcze gorszego? Chyba nie…

Teraz wyobraź sobie, że moje włosy właśnie przez to wszystko przeszły! Ile trwało zanim wróciły do formy? Około 8 lat! Jasne, można i szybciej, ale trzeba jeszcze wiedzieć co dokładnie robić. Gdy poczułam, że moje włosy wręcz wołają o pomoc, miałam 17 lat.

Postanowiłam coś z tym zrobić. Ale jak coś zmienić, skoro wcale nie chcesz zmieniać koloru na swój naturalny, a prostowanie… no jak prostujecie włosy tak często jak ja, to same wiecie, że nie łatwo jest przestać. Ale ale! Postanowiłam sobie, że to wszystko zmienię! Tylko nie tak gwałtownie.

Wtedy koleżanka poleciła mi maseczki Biovax. Były to chyba jedyne maseczki do włosów dostępne w aptece 11 lat temu! Postanowiłam, że przez 3 miesiące będę 2-3 razy w tygodniu robić sobie za jej pomocą 2-3 godzinny zabieg regenerujący To był mój pierwszy krok do zmiany! To niesamowite, że dziś, po 10 latach mogę Wam szczerze polecić produkt, który znam od tak dawna. Zawsze mam chociaż jeden pojemniczek (no może z miesięcznymi przerwami) w swojej łazience i stosuję maseczkę przynajmniej raz w tygodniu.

Moje wielkie włosowe wyznanie, po którym schowam się pod stół, ale szybko spod niego wyjdę ;)

Cofnijmy się w czasie jeszcze o te 10 lat. Muszę się Wam do czegoś przyznać. Poza tymi wszystkimi wyżej wymienionymi rzeczami, które strasznie zniszczyły mi włosy, zrobiłam coś jeszcze! Na swoje usprawiedliwienie mam to, że w tamtych czasach nie były jeszcze tak dostępne prostownice. Otóż chcąc pierwszy raz w domu wyprostować włosy… zrobiłam to żelazkiem! Tak tak, żelazkiem. Nie był to oczywiście mój autorski pomysł, bo jak się później dowiedziałam wiele dziewczyn to robiło… ale błagam Was. Nie róbcie tego! Nigdy!

Parę lat później przypomniałam sobie, jak ciocia kręciła mi włosy do komunii przedwojenną lokówką. Wiecie jak wygląda? Jeśli nie to szybko wygooglujcie sobie: przedwojenna lokówka. Tak, to to coś co przypomina wielkie zaokrąglone nożyczki. Skąd wziął się ten sprzęt w naszym domu? Moja prababcia była fryzjerką. Wiecie jak się używa takiej lokówki? Te dwa żeliwne końce wkłada się do ognia (w naszym przypadku nad kuchenkę gazową) i szybko zakręca się włosy.

I właśnie jak sobie to przypomniałam, żelazko pokryte teflonem nagle wydawało mi się jakieś takie bardziej bezpieczne niż profesjonalna lokówka sprzed 80 lat. Uff, wreszcie mogłam się do tego komuś przyznać ;)
Swoją drogą ciekawa czy nasze wnuki też będą się śmiać z naszych niektórych włosowych przebojów. No dobra, moje wnuki będą już miały z czego! ;)

Teraz wróćmy do mojej historii związanej z włosami. Po roku stosowania odżywek, dojrzałam do tego by przestać utleniać włosy. Co zrobiłam? Przefarbowałam się na czarno! Pewnie nie jesteście w stanie sobie nawet mnie wyobrazić… samej mi ciężko. Ale wytrzymałam tak dość długo! Dopiero gdy córka miała roczek, postanowiłam zdjąć ten okropny czarny kolor i przestać zupełnie farbować włosy. Po jeszcze jednej próbie jasnego blondu udało się ostatecznie. Od ładnych kilku lat nie farbuję włosów i okazało się, że one jednak nie są takie ciemne, a słońce sprawia, że mam piękne blond pasemka! Chociaż znów za mną chodzi jakaś metamorfoza…

Oczywiście przez te wszystkie lata, by jeszcze bardziej poprawić kondycję włosów zaczęłam:

  • pić siemię lniane oraz sok/herbatę z pokrzywy
  • raz na jakiś czas wprowadzam trzymiesięczną kurację suplementami
  • zastosowałam zabieg keratynowego prostowania włosów

Jednak odżywki i maseczki nawilżające włosy, to w moim przypadku podstawa! Moje końcówki są bardzo przesuszone, więc wcieram w nie odbudowujący balsam Biovax codziennie przed pójściem spać. Co ważne, nie zawiera parabenów ani SLS/SLES. No i ten zapach… chyba się uzależniłam!

Po długiej i wyboistej drodze do zdrowszych włosów, wreszcie mogę pochwalić się takim efektem:

KONKURS

Czy Twoja droga do pięknych/zdrowszych włosów była (lub jeszcze jest) równie wyboista jak moja? Daj znać! Poniżej zostaw swoje zgłoszenie konkursowe i napisz co najgorszego zrobiłaś swoim włosom lub czego najbardziej żałujesz.

10 najciekawszych komentarzy nagrodzę właśnie takimi zestawami z serii OPUNTIA OIL & MANGO jak na zdjęciu. Powodzenia! Na zgłoszenia czekam do 14.04, a wyniki ogłoszę w tym wpisie 16.04 o 20:00!

PS Wszystkie kosmetyki znajdziecie na biutiq.pl

WYNIKI KONKURSU

Dziękuje pięknie za wszystkie komentarze! Cóż, to na swój sposób pocieszające, że nie tylko ja niszczyłam swoje włosy ;) Poniżej wklejam 10 zwycięskich komentarzy. Zwyciężczyniom serdecznie gratuluję i proszę o wysłanie mailowo danych do wysyłki :)

ANGELIKA

Moja historia z włosami jest dosyć „brutalna”, ale po paru latach wydaje mi się dosyć śmieszna :)
Miałam 18 lat. Farbowanie na blond, rozjaśniacz, codziennie prostownica, bo przecież włosy muszą być idealnie proste. Chyba nie muszę mówić w jakim stanie były moje włosy? Chodzenie do fryzjera zawsze mnie irytowało, bo ciągle słyszałam tekst „musi Pani nakładać odżywkę, ściąć na krótko żeby włosy odżyły” itd. Tylko jedna ja wiem ile odżywek stosowałam, a było ich na prawdę sporo. Pewna fryzjerka dała mi jednak „złotą radę”. Delikatnie podgrzać olej roślinny i nakładać na końcówki. Zastosowałem raz. Drugi. Trzeci. Poprawa była. Jednak pewnego dnia trochę za mocno podgrzałam olej. Nałożyłam na włosy. Ominęłam w ręcznik i czekałam 15 min. Po zdjęciu ręcznika przeraziłam się. Wszystkie końcówki miałam dosłownie spalone i mogłam je sobie po prostu odrywać. Widok dla mnie niezapomniany. Co najgorsze wieczorem miałam randkę. Wzięłam nożyczki i uciełam wszystkie spalone końcówki. Do olejowania włosów już nie wróciłam. Ale randka się udała… i od 2 miesięcy jesteśmy małżeństwem 😃

ADRIANNA F.

Jako nastolatka miałam piękny, naturalny kolor włosów – taki jaśniutki brąz (oh, ile ja bym dała by znów mieć tak piękne włosy!) Któregoś dnia, tata opowiadał anegdoty z pobytu w wojsku. Opowiedział jak miał z przodu taki długi kosmyk włosów i maczał go w wodzie utlenionej, bo chciał żeby był niemalże biały. Bogatsza o tą wiedzę, zaczęłam marzyć o platynowych, blond włosach. Na drugi dzień pobiegłam do apteki i zaopatrzyłam się w kilka opakowań wody utlenionej. W domu rozpoczęłam kurację i codziennie, wytrwale płukałam włosy w wodzie utlenionej. Nie wiedziałam, że poza tym, że mój kolor włosów faktycznie stał się idealnym blondem, to przy okazji strasznie te moje włosy zniszczyłam. Gdy mama dowiedziała się, co robiłam, zabrała mnie do swojej fryzjerki. Mina fryzjerki była z początku przerażona ale potem śmiała się, że nie zdawałam sobie chyba sprawy, że mogłam wypalić sobie całe włosy. Jednak co jak co, przyznała, że kolor włosów wyszedł piękny. No cóż, włosy musiałam ściąć do krótka (woda utleniona niestety potwornie je poniszczyła), a tata? Od tej przygody musiał uważać na to, co mówi przy dorastającej nastolatce. 😃

MARTA

Na co dzień mam dość klasyczną fryzurę – włosy półdługie, kolor ciemny blond ze złocistymi refleksami. Chodzę, chodzę taka klasyczna, aż następuje moment kulminacji, wzbiera się we mnie potrzeba zmiany i…różnie bywa. Jeśli idę do fryzjera to połowa biedy – co profesjonalista to jednak profesjonalista. Gorzej, gdy w przypływie włosowego szaleństwa idę do łazienki, biorę moje nożyczki i daję się ponieść fantazji. Trzy lata temu zapragnęłam zmiany – urodziłam dziecko, hormony zagrały, a ja w głowie usłyszałam podszept: „No dalej, zrób to!”. W końcu zrobienie sobie grzywki nie może być takie trudne, prawda? Blogerki całe tutoriale nagrywają. Wyprostować włosy, wziąć ostre nożyczki i ciach! Łatwizna, prawda? No NIEPRAWDA. Moje włosy wyglądały niczym schody zaprojektowane przez Salvadora Dali…Chyba nawet płakałam;) Następnego dnia umówiłam się do fryzjera na podcięcie, lecz przez ponad dobę wyglądałam jak ofiara jakiegoś szaleńca z nożyczkami;)

GOSIA

Droga do pięknych włosów… Chyba jestem ślepa, bo nie potrafiłam jej nigdy znaleźć, aż za rękę wzięła mnie młodsza siostra. Tak, tak, zawsze to ja jej wszystko pokazywałam, uczyłam, a ostatnio to ona stała się moim przewodnikiem. A jako że jest debiutantem w tej roli, to mnie wepchnęła na głęboką wodę. No to teraz idę tą drogą, a raczej szlakiem wysokogórskim i nie potrafię się odnaleźć, bo okazało się, że oprócz szamponu i odżywki istnieją również: maski, wcierki, oleje, mgiełki, silikony, jedwabie, balsamy, metody mycia, metody czesania, metody nakładania, mieszanie własnych misktur i Bóg wie, co jeszcze. Mało? To jeszcze trzeba znać się na składzie kosmetyków, gdzie jest ten wstrętny paraben, pod jaką nazwą schowały się PEGi, czy jest SLS, SLES, sztuczne barwniki, fatalne konserwanty. Ludzie, ja jestem tylko polonistką! No i jak głupia stoję i się rozglądam, a tu proszę, Karolina z szafeczka.com odwaliła za mnie najtrudniejszą robotę, bo nie tylko poleciła zestaw kosmetyków i to bez paskudztw w składzie, ale jeszcze przypięczętowała ich skuteczność świadectwem swych włosów :)
OK, to tyle o drodze. Teraz o tym, co najgorszego zrobiłam włosom. Otóż… złamałam moje włosy. Tak jak można złamać rękę czy nogę, ja złamałam włosy. Od jakiegoś czasu codziennie spinałam je gumką (tak wygodniej się lata za małym, żywotnym dzieckiem po placu zabaw). A że często mi się ześlizgiwała, to oplatałam nią włosy nie 2 razy, ale 3-4. Codziennie. Od rana do wieczora. I nie wiem, jak to możliwe, ale dopiero teraz zauważyłam, że rozpuszczone włosy w miejscu trzymania gumki są odgięte, zniekształcone. I nie da się tego rozprostować. Fryzjerka powiedziała, że zostałam katem swoich włosów (dziękuję za takie słowa pocieszenia), że są nie do naprawy, muszę zapuszczać włosy, to jedyna rada. Więc trochę tego zapuszczania mnie czeka (gdzie złamanie, a gdzie koniec włosa!). Co gorsze, włosy od tego odgięcia aż po koniuszki zaczynają mi się kruszyć i rozdwajać. Spodziewałybyście się, że zwykła gumka może zasiać takie spustoszenie? 😮

STEDKA

We włosowej pielęgnacji zaliczyłam kilka eleganckich porażek:
1. W podstawówce nałożyłam całe jajko na włosy, takie proteinki miały być. Spłukałam gorącą wodą…Jajecznica. Mama wyczesywała mi to pół dnia chyba. Był jeden plus tej sytuacji – nie poszłam do szkoły. :D
2. Zagotowałam siemie lniane, walnęłam gluta na włosy z ZIARNAMI… Tym razem mój partner wyciągał mi ziarenka z włosów. Na drugi dzień jeszcze kilka wygrzebał. :D
3. I tego żałuję najbardziej. Miałam już włosy prawie do pasa. Myślałam, że jak ogarnęłam świadomą pielęgnację to i fryzjerką też mogę zostać. :D Obcięłam sama włosy metodą ,,na babuleńke,,. Miałam takie schody, że nie da się tego opisać słowami… Jednak fryzjerką nigdy nie będę, dotarło do mnie dobitnie. :D
4. Jeszcze walnęło mi coś do głowy żeby do gotującego się siemienia dodać sezam niełuskany. Gotowałam, odcedziłam, nałożyłam… Włosy po wysuszeniu były conajmniej o ton ciemniejsze. Byłam zła bo lubię swój naturalny średni brąz z rudymi refleksami. Po jakimś tam czasie kolor wrócił na szczęście.
5. A…jeszcze! Dodaj kakao do maski mówili… Będziesz mieć sypkie włosy mówili… Takie sypkie, że przez 2 tygodnie wyglądałam jak Tina Turner! Miałam nieziemski puch na głowie. :D
I to tyle z włosowych dziwactw. :) Choć czuję, że jeszcze nie raz zaliczę jakąś wpadkę.

MARTA N

Moje włosy ciągle potrzebują nawilżenia, odżywienia i wygładzenia. Są w kiepskiej kondycji, mimo stosowania wielu drogeryjnych kosmetyków – przyznam, że przydałyby mi się takie skuteczne, apteczne specyfiki.
Kiedyś bardzo eksperymentowałam z włosami, jednak wcale nie chodziłam do fryzjera. Nigdy nie zapomnę jak „cieniowałam” je…. jednorazową maszynką do golenia! :x Cięłam nią nawet grzywkę! Jaki był efekt? Możecie sobie wyobrazić… ;)

MARTA

Niestety przez długi czas mój ex fryzjer rozjaśniła mi włosy po całej długości przy każdym farbowaniu. W efekcie włosy zaczęły odpadać łamiąc sie w połowie długości. Wyglądałam jak miotła!! Uratowała mnie keratyna i mocne odżywianie wszystkim co sie nawinęło ;)

AŚKA

Ojej! :-) Najgorsze co mogłam zrobić swoim włosom? Skrócić grzywkę maszynką elektryczną męża! Tak maszynką. :-) Oczywiście nie obeszło się bez usterki :-) moja brew tak moja brew też się skróciła :-)
Poza tym częste prostowanie również zrobiło swoje.
Dzisiaj walczę o zdrowe i piękne włosy. Chociaż jeszcze długa droga przede mną :-)

JOLA1905

Ja mając niewiele lat, stwierdziłam że włosy strasznie wchodzą mi w oczy więc zrobiłam sobie opaskę z.. gumy do żucia… Niestety ten pomysł nie dał rezultatów i jak to pomysłowe dziecko wzięłam kolejną gumę i związałam całe włosy w „nową” gumkę.. Nie zapomnę przerażenia w oczach mamy. Moje kreatywne pomysły skończyły się ścięcie na chłopaka, ale może dzięki temu ścięciu teraz mam grube i mocne włosy.

MALGOSIA

Moja droga do doskonałego wyglądu wlosow zaczela się pół roku temu! Zawsze idąc do fryzjera słyszałam, ze mam piekne, długie i gęste włosy o naturalnym kolorze. Zawsze mowilam, że to nie jest wcale takie fajne, bo bardzo dużo przy nich pracy! Dzisiaj żałuję właśnie tych słów! Chciałam to mam! Od pol roku włosy zaczęły wypadać mi garściami :( suplementy, odzywki, szampony. Nic mi nie pomaga. Ciągle badania, porady lekarzy. Wszystko Ok. W związku z tym, że mój ślub zbliża się wielkimi krokami, a jak każda panna młoda chcę wyglądać pięknie, to zaczęłam pić sok z pokrzywy i zmieniłam suplementy. Mam wrażenie, ze delikatnie ale wszystko idzie w dobrym kierunku! :)

P.s do wpadek z przed lat rownież zaliczam prostowanie żelazkiem na desce ;)

GRATULUJĘ <3

Udostępnij wpis

138 komentarzy

  • Jagoda 6 kwietnia, 2017 at 15:21

    Tak, myślę, że większość z nas wstydzi się teraz swoich błyskotliwych włosowych pomysłów sprzed 10-15 lat :-) Twoje wyglądają naprawdę pięknie!

    Odpowiedz
  • Marta 6 kwietnia, 2017 at 17:04

    Moja droga do pięknych włosów trwa. Zaczęło się od codziennego prostowania starymi metalowymi prostownicami w wieku 13 lat. Do tego doszło farbowanie włosów na przeróżne kolory- czasami zdarzało się, że farbowałam włosy 2 razy w miesiącu, bo kolor był kompletnie nietrafiony :) Z moich ciemno brązowych włosów przefarbowałam się na czarno i tak przez długie lata, ciągle je prostując- moje włosy są bardzo kręcone, ale wtedy strasznie tego nie lubiłam. Z czarnego koloru przeszłam na jasny blond u pierwszej lepszej fryzjerki, która wypaliła mi włosy tak, że połowa ich mi wypadła, a ja nie nadążałam ich ratować. Bałam się, że zostanę łysa! Teraz mam włosy w moim naturalnym kolorze z trochę jaśniejszymi pasemkami i mocniej rozjaśnionymi końcówkami. Wyrzuciłam też prostownicę i mam loki, do których coraz bardziej się przyzwyczajam, a od jakiegoś czasu nawet dziwię się, że tak ich nie lubiłam :) Niestety, aby ratować włosy musiałam je mocno ściąć i z włosów prawie do pasa mam włosy długości przed ramiona :) Codziennie piję siemię lniane, czasem herbatę z pokrzywy, używam wielu maseczek i odżywek, a do mycia szamponu dla niemowląt.
    Masz piękne włosy :) Pozdrawiam

    Odpowiedz
  • Kasia J 6 kwietnia, 2017 at 17:15

    Oh kurcze, ja tez mialam przeboj ze swoimi wlosami, nie tyle, ze zniszczone od farbowania i takie tam, tylko od tapirowania!!!!! Z jakies 18 lat temu, z pieknych, gestych, dluuuugich wlosow, obcielam na….nie wiem jak to okreslic….tak mocno wycieniowane na gorze i dluzesz dalej, taka chyba moda byla, tak moje starsze siostry nosily, a ja, ze zawsze wygladalam jak dziecko, wtedy mialam jakies 18-19 lat, chcialam powazniej wygladac…i tapirowalam sobie ta czupryne tak bardzo, tak wysoko stawialam te wlosy, ze teraz wstydze sie na swoje zdjecia popatrzec! Tone sprayu uzywalam, i nie daj boze jak duzy wiatr wial, i ta czupryne jak blahe wyginalo w kazda strone..a wtedy wygladalam jak strach na wroble, w doslownym slowa znaczeniu. Najgorsze, ze wtedy wydawalo mi sie iz pieknie sie prezentowalam, powazna dama. Jak ja moglam byc tak slepa!!!! Szok! Kilka lat mi zajelo zanim zdalam sobie sprawe, ze wygladam jak stara baba i totalnie idiotycznie! A wlosy troche ucierpialy przez to tapirowanie i multum sprayu na nich non stop.
    Teraz oczywiscie za wszelka cene staram sie wygladac jak najmlodziej, chociaz z natury nigdy nie wygladalam na swoj wiek, ale wloski raczej mam swoje, naturalne i co najwazniejsze, NORMALNE!

    Odpowiedz
  • wera 6 kwietnia, 2017 at 17:19

    Ja akurat nie mam się czego wstydzić. Jestem po trzydziestce i jeszcze nigdy nie farbowalam włosów, no może dwa razy zastosowałam szamponetke, która się zmywa po 2 tygodniach. Mam brazowo kasztanowe włosy, gęste i poldlugie. Nie stosuje niczego poza szampanem bo się przetluszczaja. Myślę, że jeżeli chodzi o włosy to dużo zależy też od genów.

    Odpowiedz
  • Iza D 6 kwietnia, 2017 at 18:37

    Raz tylko popełniłam włosowy błąd. Jako 13 latka chciałam mieć blond pasemka. Akurat skończyłam podstawówkę, były wakacje, więc nie było większych zastrzeżeń ze strony mamy. Fryzjerka do nas przychodziła późnym popołudniem, otwarty tylko samoobsługowy, a ja tak bardzo chciałam mieć te pasemka. Kupiłam farbę, bo rozjaśniacza nie było-popielaty blond. I to był błąd, a nie blond, bo wyszedł mi cudownie kaczy żółty. Odechciało mi się farbowania na całe życie. Na szczęście miałam wtedy krótkie włosy, więc same odrosły. Od zawsze mam więc swoje naturalne, od roku robię sobie jedynie lekkie ombre.
    Z kolei moja mama od dziecka mnie włosowo skrzywdziła, bo zawsze obcinała mi grzywkę. A ja nigdy nie umiałam jej zapuścić, bo na pewnym etapie robiła się irytująca. Ale w zeszłym roku się zawzięłam i zapuściłam i włosy i grzywkę. Obecnie bardzo lubię swoją fryzure i chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie byłam z niej zadowolona.

    Odpowiedz
  • Aciiaaa 6 kwietnia, 2017 at 18:38

    Ja swoje włosy zniszczyłam farbowaniem na wiele różnych kolorów… pamiętam, że już od gimnazjum farbuję włosy (dziś mam 22 lata). Miałam na głowie rudy! Kasztanowy! Czekoladowy! Wiśniowy! Blond wpadający w platynę! Z natury jestem jasną blondynką, a jakoś w LO pofarbowałam się na czarno i takie kruczoczarne włosy nosiłam kilka lat, w czarnych czuję się chyba najlepiej i najlepiej nieskromnie mówiąc wyglądam ;) Dodają mi charakteru. Aczkolwiek od jakiegoś czasu chodziła za mną metamorfoza i zrobiłam sobie brązowe refleksy, delikatnie wpadające w rude. Taka szalona zmiana, akurat na wiosnę i lato, bo świetnie wyglądają w promieniach słońca! Na dzień dzisiejszy jakoś mega włosów zniszczonych nie mam (ufff!), choć nie ukrywam, że refleksy/rozjaśnianie nieco je osłabiły. Włosy mi trochę wypadają, chciałabym, żeby cały czas były lśniące i gładkie. Chętnie spróbowałabym tych specyfików Biovax ;> Ps. kiedyś miałam też wygolony bok, na szczęście po tym już nie ma śladu, włosy odrosły ;)))
    Pozdrawiam cieplutko!

    Odpowiedz
  • Kejsi92 6 kwietnia, 2017 at 18:40

    Gdybym chciała opisać szaleństwo ze swoimi włosami zapewne zabrałoby mi znaków w komentarzu. Pierwsze swoje farbowanie zaliczyłam już w gimnazjum, wiece wycieczka szkolna, farba kupiona w kiosku. Na moich naturalnych mysich włosach zagościł „cudowny kasztan” krzywy, z plamami do tego zafarbowane pół szyi. Najgorsze eksperymentowanie zaczęło sie w liceum, z racji tego ze włosy mi bardzo szybko rosły, co około 3 tygodnie zmieniałam kolor. Moim celem było sprawdzenie wszystkich kolorów. Teraz śmieje sie ze z tego co miałam na głowie można stworzyć mowy katalog PANTONE. Dosłownie, wszystkie odcienie blondow (w tym kurczakowa żółć), rudości, brązy. I tak z kruczoczarnych sama ROZJASNIACZEM schodziłem do blondu, wiadomo to nie mogło sie udać, wiec pobiegłam po druga farbę i dla pewności trzymałam ja dwa razy dłużej niż wspomniane jest na opakowaniu… to jak wyglądały moje włosy po takiej dawcę rozjaśniacza – bez komentarza. Jedyna i właściwa decyzja – ściąć, krótko, bardzo. Najgorsze było to ze włosy miałam prawie do pasa. W wieku licealnym dla dziewczyny to był dramat. Ale niestety nie było innego wyjścia. To co sie wtedy z nimi stało dało mi dużo do myślenia. Bo oczywiście dochodziło prostowanie, kręcenie, KARBOWANIE. Od tego czasu o swoje włosy dbam prawie jak o dziecko, niestety do naturalnego koloru nigdy sie nie przyzwyczaję, ale farbowanie tylko i wyłącznie u dobrego fryzjera. Prostowanie kreatynowe. Do tego płukanki z pokrzywy i piwa (polecam!). Sposobów na pielęgnacje znam wiele, są one dosypsowane do tego co z nimi robię i w jakiej są kondycji. Warto przebadać włosy specjalna maszyna która sprawdza w jakim są one stanie, dzięki temu wiem czy warto zainwestować w dodatkowe maseczki i zabiegi regenerujące.

    Odpowiedz
  • Iga 6 kwietnia, 2017 at 18:46

    Heh, naprawdę dobrze, że nie masz już czarnych włosów ;) , moja droga ciągle trwa, aktualnie po dwóch porodach moje włosy całkowicie straciły blask a co gorsza stały się kruche, codziennie rozczesuje okropnie duże kołtuny, nawet moja fryzjerka nie mogła ich rozczesać! :D Aktualni używam olejków i odżywek, a raz w tygodniu nakładam nierafinowany olej kokosowy :) bardzo polecam. Najgorsze jednak moje włosy przeszły w liceum , kiedy tak jak Ty postanowiłam zmienić kolor na ciemny , nie dość, że wyglądałam w nim fatalnie to powrót do blondu zniszczył moje włosy doszczętnie. Z ciemnego dzień później przefarbowałam na blond … wyszedł zgniły zielony!!!! Boże nie chciałam do szkoły iść, po południu pofarbowałam tak jak Ty utleniaczem, a nastęnego dnia przyciemniłam do naturalnego blondu, możecie sobie wyobrazić w jakim stanie były moje włosy po tych zabiegach :D hah no ale teraz jestem mądrzejsza o te doświadczenia :D:D Pozdrawiam

    Odpowiedz
  • Ola 6 kwietnia, 2017 at 18:46

    Moja droga jest baaardzo wyboista. Trwa 5 lat (mam 20). Moim problemem jest to że moje włosy są zniszczone zawsze i wszędzie. Wychodzę od fryzjera z pięknymi włosami a na następny dzień mam już rozdwojone końcówki tak że spowrtoem nadają się na ścięcie . Od 2 lat nie prostuje ich wogole a lokowke używam raz na miesiąc lub rzadziej. Eksperymentuje z różnymi kuracjami, szamponami, maskami …. Od kilkunastu do nawet 100 zł i nic. Po prostu nic. Już straciłam chyba wiarę w ładne , długie włosy ;( co prawda dalej walczę ale jest to totalnie syzyfowa praca totalnie bez efektów ;(
    P.S. Pozdrawiam posiadaczki pięknych włosów ❤

    Odpowiedz
  • Strigiformes 6 kwietnia, 2017 at 18:46

    Moja droga była bardzo wyboista! Za dziecka miałam piękne, ciemnobrązowe w ciepłym odcieniu włosy sięgające prawie pośladków <3 niestety w liceum wpędziłam się w silną anemię która skutkowała między innymi utratą połowy włosów (na długość i objętość!) oraz pojawieniem się dużej ilości siwych :(. Obecnie farbuję z przymusu- nie chcę w wieku 23 lat chodzić z siwymi włosami- ale używam możliwie najdelikatniejszych szamponów koloryzujących. Przez 3 lata odzyskałam moje włosy ale walka o ich urodę nadal trwa- wybredne są skubańce :D cały czas szukam dla nich idealnej pielęgnacji która pomoże utrzymać w doskonałym stanie moje 63 cm włosów :)

    Odpowiedz
  • Kinga 6 kwietnia, 2017 at 18:48

    Zawsze miałam długie, gęste włosy…i mam nadal. Ale…Zaczęłam farbować włosy 6 lat temu. Najpierw u fryzjera, później stwierdziłam, że mogę kupić farbę i koleżanka odrost jakoś mi zamaluje. Wszystko szło zgodnie z planem (do tego kuzynka była fryzjerką, więc mniejsze obawy miałam), aż pewnego dnia stwierdziłam, że chce zmiany. Z natury jestem blondynką, włosy farbowałam na lekko jaśniejszy blond niż naturalny, ale BRĄZ! Tak, brąz to będzie to. Poszłam na nockę do koleżanki ze studiów, kupiłam farbę z innej firmy niż zwykle, kolor – no jasny brąz. Ładnie wygląda na opakowaniu. Koleżanka nałożyła mi farbę, tupiąc nogami czekałam na efekt… Ok, czas minął, idziemy myć głowę. Podnoszę się spod prysznica, koleżanka ma minę dość dziwną, ale mówi – dawaj wysuszymy, bo mokre wyglądają inaczej. Po wszystkim patrzę w lustro raz. Nieee, niemożliwe. Drugi. Nooo żart (koleżanka leżała na ziemi ze śmiechu)?! Trzeci raz w lustro… TAK, BYŁAM RUDA.
    Podsumowując: byłam blondynką, chciałam być brunetką, zostałam ruda.
    Fryzjerka uratowała mi włosy, od tego czasu nie zamieniłam jej na żadną inną i przestałam farbować włosy ;) naturalny blond zdecydowanie wygrał.

    Odpowiedz
  • Dominika 6 kwietnia, 2017 at 18:50

    Kiedyś miałam bardzo długie włosy, ale po komunii sama zadecydowałam, że obetnę się ma krótko.. wtedy mi się to podobało, ale wyglądałam gorzej niż chłopiec. później przyszła moda na grzywkę na prosto, która niestety miałam do połowy czoła (przez dwa tygodnie chodziłam w kapturze na głowie :D). w gimnazjum pofarbowałam sobie własnie tą grzywkę na fioletowo. albo chcialam pofarbować, bo nie wiele wiedząc, pociapałam tak sobie po czole,że na zakończenie roku szkolnego poszłam z fioletową plamą na środku czoła.. następnie wygolony cały bok praktycznie do zera, ot, bunt nastolatki. najgorszy czas, kiedy włosy zaczęły odrastać i nie dało się nic z nimi zrobić, wyglądałam strasznie :D na głowie chyba miałam wszystkie kolory, od blondu przez rudy, niebieski, różowy, czerwony, brązowy, a nawet i czarny. rozjaśnianie, prostowanie, suszenie, kręcenie.. dobrze,że to już dawno temu. teraz jestem w trakcie odbudowy, stosuję olejowanie, różne maski, nie używam już prostownic, i farbuje raz na jakiś czas same odrosty. włosy wyglądają o wiele lepiej. ale nie ukrywam,że zazdroszczę Tobie.. są przepiękne :)

    Odpowiedz
  • Justi 6 kwietnia, 2017 at 18:51

    Moje włosy też przeszły farbowanie na czarno, na kolor czekoladowy i nawet czerwony/bordowy(który przy zmywaniu okazał się być czymś a la fiolet) ;) Wydaje mi się, że najbardziej żałuję tego ostatniego. Z przyczyn, które są niezależne ode mnie to żałuję tego, że tak wcześnie zaczęłam siwieć i że przez ciągłe problemy z tarczycą nie mam już takiej burzy włosów jak jeszcze kilka lat temu. Wątpię, żebym jeszcze kiedyś mogła się taką grzywą pochwalić, ale staram się jak mogę, by to co mi zostało na głowie jakoś wyglądało ;)

    Buziaki :)

    Odpowiedz
  • Magda 6 kwietnia, 2017 at 18:52

    Moją zbrodnią na włosach jest prostowanie. Od około 10 lat.. (jejku, kiedy to zleciało !) prostuje na najwyższej temperaturze 250C czy nawe 280C ! nooo, ale lubię proste.. dodatkowo nie spotkałam jakiś dobrych masek, więc bardzo rzadko je stosuje, bo zazwyczaj obciążają mi włosy.. Czasami wychodzą mi takie czarne popalone i poskręcane włosy.. nie oszczędzam ich w ogóle. Dodatkowo zawsze susze włosy (gorącym powietrzem) i zaraz je prostuje.. Aż wstyd się przyznać ! Chyba muszę je zacząć bardziej szanować.. jedynym plusem jest to, że nigdy ich nie farbowałam i nie zamierzam w najbliższej przyszłości

    Odpowiedz
  • Joanna es 6 kwietnia, 2017 at 18:53

    Ja rownież prowadzę wyboista drogę o piękne włosy, może nie tyle piękne co ogólnie włosy, a przy tym wszystkim na pewno chciałabym by były jak najzdrowsze . Od kilku lat borykam się z nadmiernym wypadaniem włosów, wszystko zaczęło sie po porodzie. Tak wiem, ze po porodzie nasila sie wypadanie włosów przez zmiany hormonalne, ale u mnie ten stan trwał, trwal i nie mijał… mijały kolejne miesiące poxniej lata, niedługo minie 6 lat odkąd urodziła sie moja córka, a moje włosy sa w najgorszym momencie swojego życia :( przez te lata stosowałam masę produktów, cieżko juz to wszystko zliczyć i spamiętać , a o przeznaczonej kasie na to wszystko lepiej nie myslec… suplementy rożnego rodzaju od tych tańszych po te droższe, szampony odżywki maski, wcierki rożnego rodzaju sklepowe jak i robione z kozieradki np., ampułki przeciw wypadaniu, olejowanie, serum nie serum i inne mazidla, nazw wszystkiego nie wymieniam bo wyszła by mega dlugasna lista, wszystko to pomagało chwilowo wspomagało porost nowych włosów, ale z problem sobie noe radziło i wszystko wracało do punktu wyjścia po odstawieniu srodkow. Wyniki badań niczego nie wykazują. Obecnie stosuje kolejne witaminy, olejek na porost włosów, masaż głowy i zastanawiam sie na mezoterapia igłowa bo juz jestem na skraju załamania :( wierze ze uda mi sie jeszcze uratować włosy, ze jest sposób tylko muszę znaleźć ten złoty środek…

    Odpowiedz
  • Karola 6 kwietnia, 2017 at 18:57

    Gdy miałam 18 lat mój chłopak postanowił zostać fryzjerem. Jako,że miałam długie włosy i chciałam mu pomóc w jego marzeniu, zgodziłam się aby na mnie poćwiczył. Wtedy nie wiedziałam na co się pisze . Przez około 3 miesiące kilka razy dziennie miałam na zmianę prostowane, kręcone, suszone włosy. Bez kilku farbowań też się nie obeszło. Nie obeszło się też bez różnorodnych kłótni związanych z pogarszającym się stanem moich włosów. Na koniec nauki moje włosy zostały ścięte do ramion. Od tamtego czasu minęło 5 lat, włosów już nie zafarbowalam bo naturalny kolor bardzo mi się podoba. Długością niedługo będą sięgały do pasa.
    Ps. Chłopak został fryzjerem ale i tak mam uraz i niektórych to dziwi ale o swoje włosy dbam sama !

    Odpowiedz
  • Kiniakkk 6 kwietnia, 2017 at 19:03

    Ja mając aktualnie 32 lata przeszłam już wszystkie możliwe kolory włosów. Najbardziej dałam ciała przy próbie wyjścia z czarnego na blond. Gwałtownie i od razu, rozjaśniacz i jazda. Płukanie włosów i strzał salwy śmiechu koleżanki. Włosy miałam zielone. Okazało się, że ta czerń to granatowa czerń. I rozjaśnienie jej domowym sposobem i drogeryjnym rozjaśniaczem nie było mocnym pomysłem. No, ale cóż. W takich chodzić nie będę. Drugi rozjaśniacz, farba i ok wyglądam jak człowiek. Wytrzymalam rok. Aktualnie od dobrych 5 lat farbuje się na rudo. Jest to jedyny kolor w którym się czuję dobrze, ale jednak włosy obrywaja za swoje. Nie mam szans ich zapuścić, noszę krótkie fryzury. Niestety farbami załatwiam je tak, że końce trzeba ścinać. 'Siano’ już się z nich robi. Znowu trzeba podciąć.

    Odpowiedz
  • iw.mal 6 kwietnia, 2017 at 19:05

    Kochana, ja też prostowałam włosy żelazkiem! :D Zawsze byłam najmłodsza z mojego kuzynowstwa i od starszych sióstr ciotecznych czerpałam „inspiracje” :D Tylko, że ja miałam proste włosy, a one ze skłonnością do fal i puszenia, więc było to bardziej wskazane. Mega cieniowanie i włosy jak piórka odstające w każdą stronę…. Klasyka ;) Zdarzało się też skręcać domowe maseczki np. z jajka, nafty itp. Blask był piękny, ale taką naftę (cholerę jedną! :D) nie tak łatwo zmyć i zdarzało się chodzić ze średnio domytymi strąkami… Dramat! Ale co my byśmy zrobiły bez błędów młodości. Tak jak mówisz, nie miałybyśmy czego wnukom opowiadać :)

    Odpowiedz
  • Joanna Kaczmarek 6 kwietnia, 2017 at 19:06

    Mogłabym chyba napisać, czego nie zrobiłam swoim włosom ;). Była trwała ondulacja, farbowania we wszystkich kolorach, ale największym „hitem” była sytuacja, kiedy w zniszczone samodzielnym rozjaśnianiem włosy wkręciłam okrągłą szczotkę (ciągnęły się jak guma do skakania). Skończyłam wyjąc na podłodze w łazience i wyciągając pasma włosów (czas mnie naglił, bo leciałam na szkolne zebranie, a głupio by było tak ze szczotką ;) ). Szczerze to moje włosy powinny mnie nienawidzić. Teraz szukam kosmetyków idealnych do blond włosów (swoich i dwóch córek), żeby lśniły, były miękkie i pięknie pachniały.
    Joanna :)

    Odpowiedz
  • DominikaH 6 kwietnia, 2017 at 19:12

    moja włosowa droga zaczyna się od tego, że zawsze miałam piękne, gęste, zdrowe włosy o ciekawym kolorze brązu – tak przynajmniej twierdziła większość koleżanek i kolegów. Ale w którymś momencie miałam nieodpartą potrzebę dużej i szybkiej metamorfozy w życiu i… pofarbowałam się na jasny rudy kolor. Sama. Produktami wyłącznie do użytku profesjonalnego, zakupionymi w hurtowni fryzjerskiej. Z użyciem utleniacza na całej długości włosów do ramion. I tak… od 5 lat. Włosy rosły, ja tlenilam i farbowałam na całej długości, tak aż do dnia kiedy przyszłam na próbną fryzurę ślubną a fryzjerka się prawie popłakała. Włosów już prawie nie dało się rozczesywać, były koszmarnie zniszczone i wytrawione. Fryzura ślubna się udała – nie było wyjścia, nie było już czasu na radykalne zmiany. Ale zaraz po ślubie postanowiłam ratować moje włosy. Pobiegłam i ściełam je o 30 cm. Nie zrezygnuję z farbowania, ale nauczyłam się to robić tak aby było w miarę bezpiecznie. Nakładamy tony maseczek i odżywek silnie nawilżających. Moje włosy powoli stają się miękkie i lśniące, a ostatnio fryzjerka z uśmiechem je rozczesała kiedy poszłam podciąć końce. Do ideału jeszcze daleko, ale odetchnęłam z ulgą. Będzie tylko lepiej :)
    P.S. powiem Ci że całkiem ładnie Ci w tych ciemnych włosach było ;) choć twój własny kolor najlepszy.

    Odpowiedz
  • Paulina 6 kwietnia, 2017 at 19:21

    Po przeczytaniu Twojego wpisu odrazu przypomniały mi się moje głupstwa, które doprowadziły do przyjmowania moich włosów. Oczywiście tak ja Ty przeszłam etap nagminnego prostowania włosów prostownica czy nawet żelazkiem, wiele razy lokowka i karbownica szły w ruch, przez pewien czas (głupie gimnazjalne czasu) sama bawiłam się we fryzjera oczywiście z opłakanym skutkiem, krzywa zbyt krótka grzywka była moja zmorą a brat miał ubaw po pachy ale największą głupotą było robienie kolorowych pasemek PISAKAMI!!! 10 lat temu zauroczona Avril Lavigne i jej różowym pasemkiem postanowiłam też sobie takie sprawić więc pisaki poszły w ruch hahaha sama z siebie się teraz śmieje….po latach kombinowania z włosami teraz pracuje nad ich odbudową, jak na chwilę obecną już mi się nie rozdwajaja ale jeszcze długa droga mnie czeka do efektu końcowego…ehh Twój wpis przywolam ,,miłe” i śmieszne wspomnienia

    Odpowiedz
  • natalia 6 kwietnia, 2017 at 19:24

    Od kiedy tylko weszły teflonowe prostownice na rynek, zaczęłam używać jej codziennie. To był gwóźdź do trumny dla moich włosów, zaczęły się puszyć, przesuszać a końcówki się rozdwajały. O moje włosy zaczęłam dbać od ok 4-5 lat. Odłożyłam prostownicę, zrobiłam keratynowe prostowanie, odkryłam Biovax przez przypadek i od razu zrobiłam zamówienie na 400 zł szampony, maseczki, odżywki, olejki. Kondycja moich włosów się poprawiła, ale nieznacznie, ponieważ codziennie wiążę moje włosy w gumkę i robię kok, przez co nadal się puszą. Nie potrafię chodzić w rozpuszczonych włosach, żaden kosmyk nie może dotykać twarzy, wszystko musi być zawsze dobrze ulizane, przez co kilka lat męczyłam je lakierem z alkoholem. Pojawiły się problemy z wypadaniem włosów na czubku głowy. Podejmowałam już kilkakrotnie wyzwanie, że nie zepnę włosów na czubku głowy przez tydzień chociaż. Udało mi się póki co tylko raz, nauczyłam się splatać włosy w warkocz :)

    Odpowiedz
  • Marta 6 kwietnia, 2017 at 19:30

    Niestety przez długi czas mój ex fryzjer rozjaśniła mi włosy po całej długości przy każdym farbowaniu. W efekcie włosy zaczęły odpadać łamiąc sie w połowie długości. Wyglądałam jak miotła!! Uratowała mnie keratyna i mocne odżywianie wszystkim co sie nawinęło ;)

    Odpowiedz
  • Wiola S 6 kwietnia, 2017 at 19:31

    Masz piękne włosy! Tak naprawdę niczego innego nie zazdroszczę innym kobietom jak właśnie pięknych włosów!
    Ach! Moje włosy to w sumie wiszące strąki, niestety są z natury cienkie i też zniszczone, z czym zaczęłam walkę i staram się je odżywić i ożywić :D
    Jeśli chodzi o zbrodnie na włosach to zaczęłam trwałą w wieku 8lat, o zgrozo!!! Komunia i wariacja babci, potem farbowania od blondu po czarny i potem jeszcze styling, spalone włosy. Teraz od jakiegoś pół roku nie farbuje, codziennie dbam o nie, myślę też o suplementacji i marzę, że może kiedyś będę mieć bujniejsza fryzurę. Pozdrawiam

    Odpowiedz
  • Justyna 6 kwietnia, 2017 at 19:38

    Z tego co czytam, każda ma grzeszki i grzechy włosowe U mnie zaczęło się od tak zwanego balejażu z tym śmiesznym czepkiem…efekt wyglądałam bardzo staro a robiłam w wieku 16 lat. Potem przyszedł kurczakowy blond…I rozjaśnianie włosów co miesiąc w domu po całości, a nie tylko odrostów. I nie używałam żadnych odżywek. W końcu swoje strasznie zniszczone, popalone włosy pocieniowałam na takie trzy „warstwy” i to było dopełnienie mojej włosowej katastrofy… (Czy ja lustra nie miałam w domu) Ale przyszedł rozum do głowy i powróciłam do swojego koloru zapuściłam włosy i dokładnie 27.10.2016 oddałam ok. 30 cm włosów dla Fundacji Rak&Roll. Znów zapuszczam bo to była cudowna decyzja i dbam o swoje włosy jak tylko umiem ☺

    Odpowiedz
  • Nat 6 kwietnia, 2017 at 19:43

    U mnie też było ciekawie. Mam kręcone włosy, większość koleżanek miała proste to i ja chciałam. Tak to jest, są kręcone chce proste,proste zakrece, sa blond chce czarne. W szkole średniej zdarzało mi się prostować (może nie często,chyba z lenistwa, bo za dużo ich było; )), farbowac mój piękny naturalny blond ( z biegiem czasu do tego doszłam ) na rudy, brąz, ciemne i znów powrót do blondu. Ale najbardziej żałuje tego co przyszło mi do głowy chyba w liceum. Mimo kręconych włosów stwierdziłam, że kręcą się za mało i zrobiłam trwałą (?!?!?!), która bardzo zniszczyła mi włosy. Na początku fajnie, ładne loczki, ale to co działo się później to jeden wielki koszmar. Przez wiele lat no mogłam doprowadzić ich do porządku. Maseczki, ampułki, brak farbowania,tabletki, wszystko co tylko mogło pomóc. Dziś (po 10latach) mogę się się tego tylko śmiać. Prostownicy nie tykam,uwielbiam moje loki :)

    Odpowiedz
  • EwaCh 6 kwietnia, 2017 at 19:43

    Zdrowe włosy? A co to takiego? Mam świra na punkcie zmian,więc nadzwyczaj często obrywa się włosom. W ciągu trzech lat były czekoladowe,potem blond,następnie rude,a teraz łaciate. Miałam więcej nie rozjaśniać i co….znowu wróciłam do blondu. Włosy stan=masakra. Jednak chyba w końcu poszłam po rozum do głowy i od 3 miesięcy zmieniam kolory przez płukanki lub saszetki,więc bez większej ingerencji,mogę cieszyć się różem,fioletem i siwizną na skalpie. Teraz pora na odżywianie jednak nie trafiłam jeszcze na dobre balsamy do włosów,tak więc stosuję bardziej naturalne metody typu olejowanie.

    Odpowiedz
  • Coccinelle 6 kwietnia, 2017 at 20:01

    Moja przygoda z włosami zaczęła się właściwie 17 lata temu, gdy w wielu 3 lata mama poraz pierwszy zrobiła mi na włosach pasemka. Jak można się domyśleć miało to dosyć destrukcyjny wpływ na włosy tak małego dziecka, a co najgorsze powtarzało się co kilka miesięcy do czasu aż zaczęłam szkołę. Potem było długo nic i włosy żyły sobie własnym życiem, raz ścinane raz zapuszczane. W wieku 14 lata po raz pierwszy moje włosy w całości poznały smak farby i ze złotowłosej stałam się rudowłosą. Można powiedzieć że to był tak naprawdę początek końca moich włosów. Po miesiącu nastąpiło ponowne farbowanie i można powiedzieć że powrót do naturalnego koloru włosów co niestety nie cofneło zniszczeń. Włosy były przez rok ignorowane i mega zaniedbywane, az dzięki koleżanką poznałam co to prostownica. Dzień w dzień prze dwa lata katowałam je prostownicą. I żeby to było raz dziennie ale jako posiadaczka mocno malowanych, prawie że kręconych włosów, które nie chciały się zbytnio poddawać prostowaniu najtańszą prostownicą z marketu, robiłam to kilka razy dziennie. Oczywiście nie zapominając o tym by za każdym razem obficie spryskać je lakierem. Chyba nie muszę mówić w jakim stanie one były. Opamiętałam się dopiero gdy większość długości moich włosów się wykruszyła. Od tej pory minęły już 3 lata. Włosy są w coraz lepszej kondycji. Właściwie jedyne z czym się męczę to tylko to że nie mogę odzyskać dawnej gęstości.

    Odpowiedz
  • M 6 kwietnia, 2017 at 20:04

    Ok… Weź popcorn bo z tego będzie niezła komedia… ;)
    Zaczęłam farbować włosy jak miałam 15 lat. Mój naturalny kolor to bardzo ciemny brąz. Oczywiście chciałam zmiany, a w tamtych czasach modne były balejaże, więc zrobiłam sobie blond pasemka. Tak mi się spodobało, że z każdym farbowaniem robiłam tych pasemek więcej. Wyobraź sobie prawie czarne włosy i na nich te żółte jak siuśki pasemka. A teraz wyobraź sobie całą głowę w tym pięknym żółtym, słonecznym kolorze… :D Nie musze chyba przypominać, że odrosty miałam po dwóch tygodniach, więc znowu rozjaśniałam (ale tylko górę głowy). Takim sposobem dorobiłam się na swojej głowie mixu kolorów.
    Chodziłam z tą mieszanką jakieś 1,5 roku. Nie byłabym sobą, gdybym nie chciała jakieś zmiany. Na jaki? Pewnie, że kruczo- czarny! No przecież ma być inaczej! Potem nakładałam na głowę odcienie czerwonego (na ciemnych włosach pozostał lekki odcień- nie było źle). Ale zatęskniłam za… blondem! No i sama rozjaśniłam sobie włosy. Gdy zdjęłam z głowy ręcznik ujrzałam piękny, marchewkowy odcień. Serio zawstydziłam Anie z Zielonego Wzgórza… Musiałam przez miesiąc sprzątać za brata, żeby tylko poszedł mi do sklepu po jakąś ciemną farbę :D
    No ale oczywiście nadal chciałam jasne, więc podejście drugie- znowu siuśki. I kolejne rozjaśniania, co 2-3tygodnie kolejna dawka rozjaśniacza.
    Gdy udało mi się uzyskać w miarę jasny blond założyłam się z kumplem, że zafarbuje włosy na różowo i fioletowo. Miała być szamponetka, która zejdzie po 3 myciach. Nie zeszła nawet po trzech kolejnych rozjaśnianiach…. Moje włosy ciągnęły się jak guma do żucia. Co zrobiłam? Zafarbowałam na ciemno! A potem na czerwono, brązowo i znowu czerwono. W między czasie oczywiście codzienne prostowanie. Na studiach suszyłam włosy nad zapalonym piecem kuchennym i też prostowałam żelazkiem. To wszystko trwało 11 lat.

    Na szczęście zostałam mamą, brakowało mi dnia żeby wszystko ogarnąć, więc przestałam eksperymentować i moje włosy mają teraz w miarę naturalny odcień!

    Ps. Żeby nie było tak pięknie to nadal suszę i prostuję, ale teraz już suszarką i prostownicą ;)

    Pozdrawiam! :)

    Odpowiedz
  • Eliza 6 kwietnia, 2017 at 20:25

    Czytając historie innych widzę, że moje pomysły na samozniszczenie takie oryginalne nie były :D. Największym grzechem było oczywiście namiętne prostowanie prostych włosów, w wieku 13 lat. Prawie zawsze robiłam to na włosach wilgotnych, albo nawet mokrych! I jeszcze głupia cieszyłam się, jak skwierczały i parowały, bo „szybciej wyschną i widać, że to prostowanie działa” xD. Unoszący się wokół zapach spalenizny nawet mi nie przeszkadzał. Miałam też epizod z pasemkami, dzięki któremu po każdym czesaniu wygrzebywałam ze szczotki jedynie rozjaśnione blond kudły. Rok czy dwa lata później zgłupiałam w drugą stronę – prostownica nadal była używana codziennie, lecz tym razem nie do prostowania, a do kręcenia. Na szczęście po paru miesiącach mi się to znudziło, bo gdy włosy stawały się coraz dłuższe, zaczynały być też bardziej oporne na skręt.

    Włosowe oświecenie nadeszło w liceum, kiedy to poznałam koleżankę hojnie obdarzoną przez naturę włosami przepięknymi, gęstymi, grubymi, idealnie prostymi i lśniącymi. Zdrowa zazdrość dała mi mobilizację do walki o piękne włosy i naprawdę dzięki różnym zabiegom, olejowaniu i setkom odżywek i masek starannie dobieranych składem ich stan się poprawił. Niestety nic nie trwa wiecznie, a szczególnie mój zapał, także po pewnym czasie ochota na olejowanie minęła, a odżywki, które zaczęłam kupować, to bomby silikonowe. Wprawdzie dzięki keratynowemu prostowaniu moje włosy pomimo tego są w całkiem niezłym stanie i często są chwalone, głównie ze względu na imponującą długość, ale ja osobiście widzę, że to jeszcze nie to i od paru tygodni staram się wracać do zdrowej pielęgnacji – właśnie na poczcie czeka zamówiony olej babassu, którego nie zdążyłam dzisiaj odebrać, nad czym ogromnie ubolewam ;C. Wróciłam też do picia drożdży.

    Od pewnego czasu też chodzi za mną metamorfoza – myślę namiętnie o blondzie, choć obawiam się raz że zniszczenia, a dwa – przede wszystkim – odrostów, których nie trawię. Także blond zapewne pozostanie w sferze nierealizacyjnych marzeń ;). No to cóż jak nie farbowanie? Ano obcięcie! Nad tym też się zastanawiam, tym bardziej, że prawdopodobnie po ścięciu uzyskałabym ładne, grube loki, jak u mojej mamy (u której też pojawiły się one z wiekiem). Aczkolwiek na chwilę obecną podejrzewam, że jednak za mocno kocham swoje długaśne do bioder kudły i długo żałowałabym ich pozbycia się. Dlatego plan jest taki – porządnie o nie zadbać, zapuścić, i gdy w końcu mi się znudzą (co z pewnością nastąpi), za rok, za dwa, czy nawet za 5 lat – ściąć i przekazać fundacji Rak’n’Roll. I przede wszystkim najważniejszy cel na teraz – pozbyć się łupieżu, którego dostałam od tych syfiastych szamponów i odżywek z drogerii :/.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę Tobie, sobie i innym walczącym o piękne włosy, ażeby nadchodzące lato i słońce na spółę ze słoną, morską wodą nie wysuszyło doszczętnie naszych włosów :D (sama mam z tym duży problem co lata).

    Odpowiedz
  • Paulina 6 kwietnia, 2017 at 20:28

    Jak wygooglowałam sobie tą przedwojenną lokówkę to aż się przestraszyłam, że takie rzeczy kiedyś istniały i ktoś tego używał :D ja miałam to szczęście że moja ciocia, odkąd zaczęłam zapuszczać włosy, nauczyła mnie jak mam o nie dbać i przyrzekłam też, że nigdy ich nie pofarbuję i póki co się trzymam :)

    Odpowiedz
  • Aśka 6 kwietnia, 2017 at 20:35

    Ojej! :-) Najgorsze co mogłam zrobić swoim włosom? Skrócić grzywkę maszynką elektryczną męża! Tak maszynką. :-) Oczywiście nie obeszło się bez usterki :-) moja brew tak moja brew też się skróciła :-)
    Poza tym częste prostowanie również zrobiło swoje.
    Dzisiaj walczę o zdrowe i piękne włosy. Chociaż jeszcze długa droga przede mną :-)

    Odpowiedz
  • Karolina23 6 kwietnia, 2017 at 20:36

    Witam , oto moja historia.. zaczyna się jak u większości dziewczyn mega długie włosy, grube, piękne, ale jak to z kobietami bywa uwielbiają zmiany. Więc pewnego dnia udałam się do fryzjera, który bardzo skrócił mi włosy i dodał kilka refleksów. Wyglądałam bosko, jednak od razu zaczęło się codzienne prostowanie włosów. A włosy jak to włosy zaczęły się oczywiście buntować, przerzedzać, przestały się układać, zaczęły się puszyć.. Co doprowadziło mnie do kolejnego malowania na rudo.. i kolejnego..
    Od tego czasu minęło kilka lat ostrej walki o włosy, codziennie stosuje odżywki, odpowiednie szampony, wcierki, wszelkiego rodzaju płukanki, codziennie pije siemię lniane, testuje różne olejki. Zadbałam również o dietę, picie większej ilości wody, z czym było ciężko u mnie . I co najważniejsze nie maluje włosów, ani nie prostuje. Mimo tego wiem, że nigdy nie będę miała aż tak cudownych włosów jak przed pierwszym malowaniem…:(
    Jednak jedna sytuacja zmieniła całkowicie moje podejście do włosów. Przed studniówką spotkałam w salonie fryzjerskim dziewczynę, która wybierała się na tą samą imprezę co ja, po zdjęciu czapki okazało się, że ma bardzo mało włosów (to chyba nazywa się łysienie plackowate). Zrobiło mi jej się bardzo żal, bo przecież w takim dniu każda dziewczyna chce wyglądać jak najlepiej. Mimo tego fryzjerka stworzyła na jej głowie cudowną fryzurę dzięki, której w ogóle nie było widać tego, że nie ma za dużo włosów. Tak szczęśliwej i wdzięcznej dziewczyny nie widziałam chyba nigdy więcej.
    Ta sytuacja nauczyła mnie tego, że teraz dumnie chodzę z moimi cienkimi , puszącymi się włosami i „baby hair” jak by to były najlepsze włosy na świecie . Nawet złośliwa uwaga z czyichś ust nie jest w stanie mnie zasmucić ;) Podsumowując najgorsze co zrobiłam swoim włosom to właściwie nie jest to, że je malowałam, czy prostowałam, ale to że nie cieszyłam się z tego, że je mam , bo zawsze może być gorzej ;)

    Odpowiedz
  • Magdalena 6 kwietnia, 2017 at 20:45

    Ja od 14 roku zycia zaczelam farbowac wlosy, najpierw na czarno, bo poznalam chlopaka, ktory gral w kapeli rockowej i sadzilam, ze taki look pomoze mi sie wtopic w otoczenie, po roku, wlosy utlenilam do blondu, a ze byly po kolorze czarnym to byly troche rudawego odcienia. :D Wtedy przez rok farbowalam na ognisty rudy, a odrosty tlenilam co miesiac, wtedy tez zaczelam prostowac wlosy do szkoly codziennie… Po rudym scielam wlosy do ucha i codziennie krecilam je lokowka, zeby wygladac jak Dido – miala takie jakby roztrzepane piorka wokol glowy. Nie dosc, ze moje wlosy byly jak piorka to blond, wiec wygladalam jak kurczak. Zaszlam w ciaze w wieku 23 lat i dopiero wtedy przestalam farbowac wlosy, ktore po tylu latach prostowania i podrecania byly totalnie zniszczone i cienkie. Co miesiac je podcinalam i nakladalam maski i oleje. Teraz w wieku 29 lat, mam piekne wlosy, troche cienkie nadal, ale mam tak samo jak Ty ladne i naturalne pasemka. :)

    Odpowiedz
  • Paulina 6 kwietnia, 2017 at 20:48

    Moje włosy przeżyły chyba najgorszy horror jaki może być. Zacznę od tego że jestem fryzjerką ale jakoś szczególnie nie lubiłam zmian w swoich włosach. Zawsze farbowałam je na czarno ale w drugiej klasie zawodówki postanowiłam coś zmienić. Nie chciałam jakiejś wielkiej zmiany chciałam po prostu zejść z tego sztucznego czarnego koloru do jakiegoś naturalnego brązu. Jako że byłam już w drugiej klasie na temat ściągania koloru wiedziałam już dużo, postanowiłam powierzyć to zadanie mojej koleżance z klasy która miała praktykę w renomowanym salonie i twierdziła że wie co i jak rozjaśniacz kupiony utleniacz kupiony,nowy piękny brąz kupiony, utleniacz kupiłam 6 i 9% ale koleżanka stwierdziła że lepszy będzie 9% bo z czarnych ciężko zejść. Mówiłam jej ze 6% wystarczy bo chce rozjaśnić o 2 3 tony ale się uparła że wie lepiej…ok mówię: rób po swojemu rozjaśniacz nałożony zawinięty w sreberka i czekamy. Po 20 minutach poczułam że gorąco mi w głowę, jak dotknęłam tych folii to aż się przeraziłam. Szybkie ściąganie i pod prysznic, już podczas mycia poczułam że coś z nimi nie tak. Moje czarne, lśniące do połowy pleców włosy ciągły się jak guma do żucia ale co przecież nie zostanę z żółto-rudo-brązowymi włosami musiałam jeszcze nałożyć ten kolor. Po farbowaniu włosy były nie dość że w dwóch kolorach to jeszcze wyglądały jak spalone siano. Skończyło się to tak że trzeba było je obciąć o połowę i nałożyć bardzo ciemny brąz żeby ich już więcej nie niszczyć. Moje włosy dopiero po 8 latach od tej przygody wróciły do normalności chociaż już nie rosną tak szybko jak dawniej. Nadal noszę ciemny brąz także nigdy wielkiej zmiany nie było

    Odpowiedz
  • Nie_tylko_matka 6 kwietnia, 2017 at 20:57

    Włosy – moja obsesja !
    Od kiedy skończyłam 15 lat zaczęłam je co miesiąc farbować na czarno. Moje piękne brązowe włosy, farbowane regularnie, nigdy nie widziały maski, odżywki , bo i po co ( jeszcze nie daj Bóg się przetłuszczą :) ) … Po dwóch ciażach, dlugich okresach karmienia piersią mego potomstwa, ogromnym stresie wynikającym z pracy w szpitalu, problemach dnia codziennego moje włosy wypadły …. Upięcie ich stało się ogromnym wyzwaniem. Czeszę się ” na pożyczkę ” i sprawdzam dokładnie czy nie widać prześwitujacej skóry głowy… Mam 30 lat i niestety mam na głowie bardzo mało słabych włosów….
    W końcu miesiąc temu powiedziałam dość ! Trzeba poszukać porady u specjalisty , bo sama sobie nie poradzę! Jestem już po 2 zabiegach mezoterapii skóry głowy, za dwa tygodnie kolejna! Walczę o to by znów poczuć się atrakcyjną kobietą i mieć włosy! Żałuję tylko, że tak długo z tym zwlekałam!

    Odpowiedz
  • Gosia 6 kwietnia, 2017 at 21:04

    Ok, pewnie nie da się przebić przedwojennej lokówki i żelazka, ale …
    Moja droga do pięknych włosów nadal trwa, a wszystko zaczęła się jakieś 3-4 lata temu. Lubię zmiany na głowie :P zaczęło się od farbowania, ale niestety kolor po jakimś czasie robił się nie taki jak trzeba. Później przyszła moda na ombre co jeszcze bardziej pogorszyło stan moich włosów. Postanowiłam w końcu radykalnie ściąć włosy, ale fryzjer doradził mi dekoloryzację żebym przeszła do naturalnego koloru. Ok zgodziłam się i wszystko byłoby fajnie gdybym nie wymyśliła sobie dwa miesiące później trwałej. A co tam, trwała fajna rzecz myślę sobie, już nie będę musiała co drugi dzień kręcić włosów na lokówkę… Ale niestety tak pięknie jest tylko w bajkach :P Od tego czasu moje włosy wyglądały najgorzej w całej swojej historii. Na razie nie kombinuję z fryzurami, zapuszczam włosy i staram się je doprowadzić do w miarę normalnego stanu. Jest ciężko, ale za błędy niestety trzeba płacić :P Zmiany są fajne, ale trzeba je robić nie tyle na głowie co „z głową” :D

    Odpowiedz
  • Ania_S 6 kwietnia, 2017 at 21:05

    Faktycznie Twoje włosy sporo przeszły :) Najgorsze co zrobiłam moim to chyba wyprostowanie ich na mokro, ale to zrobiłam raz :D Teraz prostuję raz w tygodniu, raz w tygodniu stosuję też odżywkę biovax i olejek z awokado, co 2 mycie płuczę je wodą z octem jabłkowym i nie jest z nimi źle (ale w sumie nie mają na co narzekać, bo nawet farby w życiu nie widziały :)) – prawie nie wypadają odkąd jem codziennie kaszę jaglaną i są nawet całkiem lśniące. Obecnie zapuszczam, ale już mam ich trochę dość i nie wiem czy dotrwam do zamierzonej długości :D

    Odpowiedz
  • Malgosia Czubernat 6 kwietnia, 2017 at 21:09

    Moja droga do doskonałego wyglądu wlosow zaczela się pół roku temu! Zawsze idąc do fryzjera słyszałam, ze mam piekne, długie i gęste włosy o naturalnym kolorze. Zawsze mowilam, że to nie jest wcale takie fajne, bo bardzo dużo przy nich pracy! Dzisiaj żałuję właśnie tych słów! Chciałam to mam! Od pol roku włosy zaczęły wypadać mi garściami :( suplementy, odzywki, szampony. Nic mi nie pomaga. Ciągle badania, porady lekarzy. Wszystko Ok. W związku z tym, że mój ślub zbliża się wielkimi krokami, a jak każda panna młoda chcę wyglądać pięknie, to zaczęłam pić sok z pokrzywy i zmieniłam suplementy. Mam wrażenie, ze delikatnie ale wszystko idzie w dobrym kierunku! :)
    P.s do wpadek z przed lat rownież zaliczam prostowanie żelazkiem na desce ;)

    Odpowiedz
  • Ines 6 kwietnia, 2017 at 21:17

    ja zawsze mialam piekne dlugie grube włosy ale oi co zostawic je skoro „wszystkie kolezanki cos z nimi robia” no wiec mama nie chciala isc ze mna do fryzjera zebym sciela soobie grzywke poniewaz moje wlosyy sa podatne i mam fale (po wyjsiu z morza zamiieniam sue w shakire ) wiedziala zee to sie zle skończy. wiek buntowniczy bo to 14 lat mialam jak wzielam nizyczki i sama sobie ta frzywke scielamm wyglądalam teagicznie ale chcialam grzywke to mialam 2 lata czekalamm az mi odeosnie i w wieku 17 lat zapragnelam miec rude ombre nie tym razem nie zrobilam sama a poszłam do fryzjera. tylko byl jeden problem moje wlosy maja tak silny pigment wlosa ze za chiny ludowe nie chcialy sie pofarbowac u fryzjera siedziałam ponad 3 h jedna farba druga farba rozjasnianiie (mam kasztaamowy odvien po rozjasnieniu mialam bardzo jasny blond) 3 farba i na koniec dopiela wszystko szamponetka i co po tych zabiegach włosy byly rude nie powiem ile za to wszystko zaplacilam bo nie chce wspominac tej liczby ale kolorem cieszylam sie zaledwie 2 tyg po 4 myciach koloru nie bylo zostaly popalone od rozjasniacza. teraz mam 21 lat wlosy doszly do siebie po pielegnicy ktora robilam przez 3 miesiace co 2 tyg zabieg(bardzo polecam) po biotebalu tabletki dziaalaja cuda no i do dnua dzisiejszego raz w miesiacu pulegnica i po myyciu obowiązkowo odrzywki (te naturalne bez parabenow) i jedwab !!!

    Odpowiedz
  • Magda 6 kwietnia, 2017 at 21:47

    Moja wyboista droga do pięknych, choć w moim przypadku raczej zdrowszych włosów, choć nie tylko, nie wiąże się z błędem popełnionym przy farbowaniu czy ścinaniu. Będąc w liceum miałam okres silnego stresu, który spowodował nadmierne wypadanie włosów. Początkowo myślałam, że wypadanie nie było spowodowane stresem, więc udałam się do lekarza rodzinnego o skierowanie na wyniki badań krwi, ale jak się okazało były wzorcowe. Lekarz nie mógł się nadziwić, że taka blada dziewczyna ma tak wysoką hemoglobinę, a to po prostu dzięki pokrzywie, którą zaczęłam pić, gdy zauważyłam wypadanie włosów. Z czasem włosów zaczęło wypadać coraz więcej, moje włosy były dosłownie wszędzie. Zauważyłam, że na głowie pojawił się obszar, początkowo bardzo malutki, wielkości opuszka palca, na którym nie było włosów. Byłam przerażona, oprócz stresu szkolnego doszedł stres związany z włosami. Łysa plamka z dnia na dzień się powiększała. Udałam się do dermatologa, który stwierdził, że to łysienie plackowate. Wiele łez wylałam. Dużo czytałam o tej chorobie, jej przyczyny nie są dokładnie znane, a leczenie jest trudne i może nie przynieść rezultatów. Jedną z wymienianych przyczyn jest silny stres, więc uznałam, że to stres szkolny spowodował wypadanie włosów. Oprócz przyjmowania rozmaitych leków, związywania włosów w warkocz, aby nie było ich w każdym miejscu, postanowiłam walczyć ze stresem. Poza pokrzywą zaczęłam pić melisę. W między czasie stres szkolny znacznie się zmniejszył, pozostało przestać martwić się o włosy. Na szczęście moje włosy do cienkich nie należą, fryzjerka zawsze mi mówi, że moimi włosami można obdzielić trzy głowy :). W związku z tym nikt na pierwszy rzut oka nie widział utraty moich włosów oraz mogłam je tak związywać, że łysa plama nie była przez nikogo dostrzegana. Początkowy stres po diagnozie zaczął się zmniejszać, zaczęłam wierzyć, że leczenie przyniesie skutek. Po pewnym czasie włosów coraz mniej wypadało, aż w końcu praktycznie już nie wypadały, a nawet plamka zaczęła zarastać włosami. Łysienie plackowate miało u mnie całe szczęście jeden i krótki epizod. Od tamtej pory zaczęłam bardziej dbać o wygląd moich włosów. Pokrzywę zaczęłam pić regularnie, stosuję rozmaite odżywki, maski do włosów. I po prostu zaczęłam mniej się wszystkim stresować. Lubię, gdy moje włosy zdrowo wyglądają i są długie (obecnie ponad 60 cm), gdy idę do fryzjera podcinam maksymalnie 3 cm, zawsze mówię, że mi żal ścinać :)

    Odpowiedz
  • Natalia 6 kwietnia, 2017 at 21:59

    Moja mama zawsze chciała, abym miała długie włosy, wiec nie podcinałam ich w ogóle. Mówiła, ze od odżywek będą mi się szybciej przetłuszczać, wiec pielęgnację też odpuściłam. W liceum postanowiłam zadbać o włosy, podcięłam je trochę, olejowałam, nakładałam odżywki, maski, piłam różne napary, brałam suplementy. Kondycja włosów minimalnie się poprawiła, ale wtedy odkryłam, ze po prostowaniu jeszcze wilgotnych włosów tworzą one piękną taflę, więc po kazdym myciu to robiłam (sic!). Ale zeby tego było mało – zdecydowałam, że chcę refleksy, wymarzyłam sobie look a’la dziewczyna surfera, haha. Umówiłam się do fryzjera, wyszłam z ciemniejszym kolorem niż ten, z którym przyszłam. Największym błędem może się wydawać prostowanie na mokro, ale nie, większym błędem było to, że postanowiłam zareklamować usługę fryzjerską. Poszłam do wcześniej wspomnianego fryzjera na poprawę koloru. Wyszłam z czarnym odrostem i żółtymi włosami na długości (naturalnie byłam ciemną blondynką). Do dzisiaj nie mogę z nimi dojsć do ładu, szukam fryzjera, który mi to naprawi, ale nadal nie potrafię nikomu zaufać ;)

    Odpowiedz
  • Kaja 6 kwietnia, 2017 at 22:09

    Najgorsze co mogłam zrobić moim włosom? Przefarbować je na jasny blond. Był to okres wakacji, modne były wtedy również włosy ombre. Nie znając wtedy konsekwencji, postanowiłam przefarbować włosy. Na początku wszystko pięknie, zachwyt nowymi włosami, lecz po czasie moje końce strasznie zaczęły się przesuszać i kruszyć, jeszcze jedną z gorszych rzeczy było nie podcinanie końcówek prawie wcale. Z czasem zaczęłam podcinać końce regularnie, nie chciałam ścinać moich włosów, które sięgały prawie do pasa. Pozbycie się „chorych” włosów zajęło mi rok, lecz nadal nie były one w super stanie. Zaczęłam używać przeróżnych odżywek, aż wkońcu trafiłam na te idealne, które z czasem odbudowaly moje włosy. Kuracja trwała 3 lata przez jedną taką głupotę ;) W tym momencie jestem zadowolona z wyglądu moich włosów oraz postanowiłam je zapuścić. Kolejną moją decyzją jest nie farbowanie włosów. U mnie akurat jest to niepotrzebne, podoba mi się mój naturalny kolor i mam nadzieję, że tak zostanie :)

    Odpowiedz
  • Dominika 6 kwietnia, 2017 at 22:15

    Regularnie maltretowałam moje włosy rozjaśnianiem przed ponad 10 lat. Nie powstrzymywało mnie to, że włosy z roku na rok były rzadsze i cieńsze i coraz bardziej przetrawione chemią. Straciłam ich ponad połowę ale liczyło się jedno – platynowy blond na głowie. Włosy farbowałam mniej więcej co 3 tygodnie, do tego prostownica kontynuowała dzieło zniszczenia… Na szczęście zdrowy rozsądek powrócił i moja obsesja musiała się skończyć. Początki nie były łatwe ale od pół roku nie farbuję włosów i wiecie co? Pokochałam swoje odrosty! ; ) Na moim naturalnym blondzie są widoczne piękne refleksy, a ja jestem z siebie bardzo dumna, że w końcu zrozumiałam jaki błąd popełniałam przez te wszystkie lata kiedy grube, zdrowe włosy uporczywie zamieniałam na wypłowiałe, suche wiórki. Nie ma mowy o powrocie do dawnych praktyk. Teraz kiedy świadomie dbam o włosy, wiem, że mogą być jeszcze w świetnej kondycji a najlepszym, co mogę dla nich zrobić jest teraz przede wszystkim całkowity powrót do naturalnego koloru. Aby przyspieszyć proces regeneracji postanowiłam znacznie skrócić długość włosów i zafundowałam sobie w lutym keratynowe prostowanie (zainspirował mnie m.in Twój przypadek opisany w jednym z postów dotyczącym właśnie tego zabiegu) i jestem bardzo zadowolona z efektów.

    Odpowiedz
  • Julka J 6 kwietnia, 2017 at 22:23

    Gdy przeczytałam pytanie konkursowe od razu wiedziałam, że w końcu nadszedł ten moment. Przyszedł czas na opowiedzenie całemu światu opowiadania pt. „Jak nie traktować swoich włosów”. Historii opartej na faktach, której ofiarą padły moje długie, proste, ciemne blond włosy. Ku przestrodze… :)
    Główną winowajczynią całego zamieszania (oprócz mnie oczywiście), stała się wszystkim dobrze znana prostownica. Zaczęłam korzystać z jej pomocy po tym jak wycieniowałam włosy (ślepe podążanie za modą), a one zaczęły fruwać jak piórka w każdą stronę wokół mojej twarzy. Prostownica – najtańsza, plastikowa, bez możliwości ustawienia temperatury. Dlaczego jej zaufałam i zaprzyjaźniłam się z nią na blisko 5 lat? Bo tak było wygodnie. Dzięki temu na początku włosy się układały, nie wywijały i nawet całkiem dobrze wyglądały. Do czasu… Prostowałam dzień w dzień, często włosy jeszcze niedoschnięte po myciu (biedne :(). Z czasem częstotliwość zwiększyła się do nawet dwa-trzy razy dziennie, nie stosując przy tym żadnej odżywki i najzwyklejszy, drogeryjny, wysuszający szampon. O istnieniu masek, czy serum na końcówki nie miałam pojęcia, a odżywka” przecież tylko by mi obciążyła i jeszcze bardziej przetłuściła włosy” :) Żyłam w tej nieświadomości, powtarzając swój rytuał bez jednego dnia przerwy, a moje włosy zamiast rosnąć, zaczęły się robić coraz krótsze. Ciężko nawet dokładnie określić dokąd sięgały, myślę że mniej więcej do ramion. Końcówki tak się kruszyły, że fryzura nabrała nieregularnego, niechlujnego kształtu. Włosy były totalnie zniszczone. Jednak w tym wszystkim najgorsze było to, że miałam świadomość, iż robię im ogromną krzywdę, ale wciąż kontynuowałam. Tego najbardziej żałuję i nie potrafię zrozumieć. Swoją głupotą doprowadziłam do sytuacji, w której przestałam nosić jakiekolwiek czarne koszulki, ponieważ gdy np. szłam do sklepu, stojąc w kolejce miałam wrażenie, że osoby za mną śmieją się ze mnie. Z białych kulek na końcach i rozdwojeń na milion sposobów. Tak, owszem, to była już paranoja :) Pewnego dnia tak po prostu, w silnej desperacji, podjęłam decyzję. Wyrzuciłam „fałszywą przyjaciółkę” na strych i nie widziałam się z nią przez bardzo długi okres, do czasu gdy byłam pewna, że przezwyciężyłam to uzależnienie (myślę, że zdecydowanie można to tak nazwać) i jednorazowe użycie nie sprawi, że wrócę do codziennego prostowania. Moim zdaniem, była to jedna z najlepszych decyzji. W tym czasie moje włosy przeszły ogromną przemianę, dzięki temu że zainteresowałam się ich pielęgnacją i trwam w tym do dnia dzisiejszego. Wręcz stało się to moją pasją :) Prostownicy używam tylko na specjalne okazje, choć w sumie jest to niekoniecznie, dlatego że włosy im są dłuższe i zdrowsze, wracają do swojej prostej natury. Okazało się, że istnieją różne możliwości, by włosy wyglądały dobrze, a to włosowe żelazko wcale nie jest mi potrzebne. Dobrze, że w czas się opamiętałam, jednak gdy myślę jak pięknie moja czupryna mogłaby wyglądać bez tych przebojów, to płakać mi się chce. Niestety my kobiety już takie jesteśmy, lubimy eksperymentować, a to, że czasami uparte tracimy przy tym głowę, to już inna sprawa. Życzę wam dziewczyny, żebyście nigdy nie popełniły tego błędu co ja, korzystajcie z wiedzy o pielęgnacji, której teraz w blogosferze można znaleźć naprawdę dużo i trzymajcie kciuki, bym wróciła kiedyś do kondycji sprzed katastrofy włosowej. Buziaki :)

    Odpowiedz
  • Aśka 6 kwietnia, 2017 at 22:24

    Kochana! Ja nigdy nie dbalam o włosy! A jak dbalam to je zniszczyłam.. najważniejsze to zdrowe odżywianie a ja całe życie źle jadłam przez co moje włosy były suche i zniszczone.. moja droga była bardzo wyboista ale na szczęście to już czas przeszły! Najgorsze co zrobiłam z włosami to było zrobienie ombre w odcieniu żółtym.. były po prostu straszne! Nie używałam żadnych maseczek i strasznie się puszyly.. pewnego razu chciałam takie suche rozczesac szczotką do modelowania ( tak tą okrągła ) i stało się coś okropnego! Cała wplatała się w moje włosy co spowodowało nerwy mojej mamy gdy przez kolejne 3 godziny próbowała mi ją z nich wyplątać płacz nerwy łzy a na końcu smiech gdy musialam podciąć włosy bo tak je wytargałam i rozszarpałam.. że połowa wyszła razem ze szczotką aktualnie używam kosmetyków z L’biotica, maska jest super! Jednak marzy mi się taki zestaw mam nadzieję że mam jakieś szanse! Pozdrawiam

    Odpowiedz
  • Natka 6 kwietnia, 2017 at 22:27

    Ja największą krzywdę zrobiłam sobie 2dni przed swoją 18stkową imprezą. Przez jakiś rok farbowałam włosy na blond w domu. Były dość przesuszone, ale każdy chwalił, że tak ładnie mi w tych jasnych włosach. Ja jednak zapragnęłam byc ruda! Strasznie od dawna podobał mi się taki odcien brązu wpadający w rudości/ ciemny rudy jaki miała Ashlee Simpson (wciąż mi się bardzo podoba i być może kiedyś się na niego skusze-ale na 100% u fryzjera).Włosów nie farbowałam już przez jakieś 2mniesiące, wiec miałam spory naturalny ciemny odrost przy blond farbowanych włosach. Znalezienie idealnego odcienia w drogerii było ciężkie, znalazłam jednak taką farbę na której opakowaniu prezentowała się Pani właśnie w takim kolorze jaki ja sobie wymarzyłam…
    Zaskoczenie jakie mnie spotkało po spłukaniu farby i wysuszeniu włosów późnym wieczorem jest nie do opisania! Oczywiście długo sie głowiłam jak zafarbować żeby i na odroście i na reszcie włosów wyszedł identyczny odcień…wyszło tak, że odros był czerwony, a moje niegdyś blond kosmyki były w PLAMACH borodowo-brązowo-zielono-niewiadomojakich! Jeden dzień do mojej długo wyczekiwanej imprezy urodzinowej i jak ja mam się pokazać przed rodziną i znajomymi wygładając jak straszydło?
    Rozważałam ponowną próbę zafarbowania włosów na jakiś ciemny kolor byleby zakryć te okropne plamy, albo pójść do fryzjera, ale po pierwsze, bylo mi megaa megaa wstyd przed fryzjerem, że taką głupotę popełniłam…a po drugie…jaki fryzjer przyjmie mnie od ręki na farbowanie?

    Na szczęście udało mi się umówić na wizytę i przede wszystkim fryzjerowi udało się doprowadzić do tego żebym wygładała względnie jak człowiek i nie musiała odwoływać długo wyczekiwanej 18stki! :)
    Od tamtej pory włosy farbowałam tylko raz, ale u specjalisty, a obecnie pozostaje przy naturalnych i wciąż po tych kilu latach walcze o zdrowe włosy, bo jednak te eksperymenty zniszczyły je w znacznym stopniu…

    Odpowiedz
  • Klaudia 6 kwietnia, 2017 at 22:44

    Mam 22 lata, a moje włosy przeszły tyle pomysłów, że zastanawiam się jakim cudem przetrwały. Najpierw szamponetki, czerwone, fioletowe. Hmm w tych czerwonych było ok, może farba? Chodząc do liceum wyglądałam niemal jak Wiśniewski. Płukanie octem nie wyplukiwalo koloru, a koleżanka przeżywała katorgi siedząc obok mnie w ławce. Później ciemne, nie jednak ombre. Przed studniówką stwierdziłam, że rozjaśnie całe włosy. 2 tygodnie przed studniówka zostałam z żółtkiem na głowie więc znowu ciemne. Oczywiście nie obyło się bez gencjany fioletu, by zniwelować żółty odcień. Od nadmiaru moje włosy miały zielony odcień. Fryzjerka poleciła położyć jeszcze ciemniejszy brąz i zrobić jaśniejsze refleksy. Zrobiła mi takie ciapki, że jak wróciłam do domu to złapałam z nożyczki i obciełam te plamy. Przez kilka miesięcy chodziłam w spiętych włosach żeby zakryć swoje „wychemrane” włosy. Kiedy w końcu udało mi się zregenerować włosy i zejść do swojego koloru stwierdziłam, że jednak w ciemnych się lepiej czuje ale z każdym farbowaniem robiły się za ciemne. A przecież mój chłopak zawsze lubił blondynki. Kolejne rozjaśnianie i po 2 dniach samodzielne farbowanie. Oczywiście prostowania lub lokówka były na porządku dziennym.
    Aktualnie używam szczotek obrotowych, próbuje zejść do swojego koloru, zregenerować je i w końcu do porządku zapuścić.

    Odpowiedz
  • Paulina 6 kwietnia, 2017 at 23:30

    Ja z kolei ratowanie swoich włosów dopiero planuję rozpocząć. Cała moja historia zniszczenia włosów zaczęła się w gimnazjum kiedy to pofarbowałam się na rudo(!), kolejne wakacje to kolejna farba, tym razem jednak kolor nie zszedł tak szybko i kiedy wróciłam do szkoły trzeba było zastosować zabieg ściągania koloru co ogromnie osłabiło kondycję moich włosów. Ostatni raz farbowałam włosy przed rozpoczęciem liceum, później dałam sobie spokój, aż do września zeszłego roku kiedy to wpadłam na świetny plan położenia sobie ładnego, ciepłego brązu na włosy. Wszystko byłoby super gdyby nie to, że włosy wyszły czarne (!), czarne jak smoła. Znowu ściąganie koloru, co przy czarnym zbyt wiele nie pomogło i do tej pory całkiem dobrze trzyma mi się ten kolor, co prawda się już do niego przyzwyczaiłam, ale kondycja moich włosów woła o pomstę do nieba…

    Odpowiedz
  • Kama 7 kwietnia, 2017 at 01:07

    Masz teraz piękne włosy! Wiem co to znaczy przechodzić przez piekło pt. „marzenia o pięknych, zdrowych włosach”, sama teraz jestem na tym etapie… Chociaż mam dopiero 18 lat, to odkąd pamiętam nie oszczędzałam swoich włosów. Moja mama jest fryzjerką i pamiętam, że kiedy byłam mała a do mamy przychodziły klientki, a to na strzyżenie, a to na farbe, czesanie itp. zawsze siedziałam i przyglądałam się jakie cuda sprawia moja mamuśka ;) W piątej klasie podstawówki sprawiłam sobie RÓŻOWE WŁOSY … Tak, różowe. Była to pianka koloryzująca, która miała utrzymać się do 2 myć, pomijając fakt, że trzymała się jakieś 2 miesiące… Wtedy właśnie zniszczyłam mój piękny naturalny zimno-brązowy kolor. Później podążając za modą rozjaśniałam włosy zbyt często, tapirowałam, ii robiłam mnóstwo dziwnych rzeczy.. Kiedyś pofarbowałam (jeśli tak to można nazwać) swoje końcówki gencjaną… Tak, na fioletowo. Już chyba nie musze podpowiadać co musiałam później z nimi zrobić .. Od około 13 roku życia codziennie prostuje włosy. Wiem, że to dla nich tragiczne, ale nie wyobrażam sobie tego nie robić. Moje włosy jeszcze dwa miesiące temu bez prostowania wyglądały jak kępki siana. Natomiast teraz jest troszke lepiej, zaczęłam je olejować, używać różnych masek , ochrony itp. Mam bardzo rzadkie włosy, niczym piórka i czasami załamuje ręcee.. Jednak wiem już na pewno, że nigdy się nie poddam w walce o moje zdrowe włosy!!!

    Odpowiedz
  • Kasia 7 kwietnia, 2017 at 06:39

    Moja droga do pięknych włosów trwa cały czas :) Ale nie zawsze było tak kolorowo… Od dziecka miałam piękny jasny blond z pasemkami od słońca. Zaczęłam farbować włosy już od 13 lat :( Zaczęło się od kilku ciemnych pasemek zrobionych henną. Później wkroczyły farby i rozjaśniacze… Niestety były to zwykłe najtańsze produkty. Bardzo długo nosiłam jasne włosy od góry a ciemne od spodu. Po pewnym czasie wpadłam na pomysł przyciemnienia włosów. Kilka czarnych pasemek miało ulepszyć moją fryzurę. Zabieg koloryzacji wykonywała moja koleżanka :) Niestety wyszło tak że miałam całe czarne włosy i kilka blond pasemek :( To było straszne – ja typowa blondynka o bardzo jasnej karnacji w czarnych włosach… Ale to nie koniec dramatu, po 3 myciach okazało się że wspaniała farba za 5 zł zaczyna się wymywać z moich prawie białych włosów. Po kilku dniach na głowie miałam zielony kolor. Zamiast do fryzjera poszłam do sklepu po rozjaśniacz. Moja mama powinna mi wtedy wyperswadować ten pomysł z głowy niestety zabrała się za nakładanie farby… Oczywiście fryzjerką nie jest :) zamiast nałożyć na całe włosy nakładała jak zwykła farbę – najpierw odrost później końce- efekt był taki, że od góry miałam włosy żółciutkie niczym kurczak wielkanocny a końce nadal były w odcieniu zieleni… Siostra poszła po kolejną blond farbę, ale i ona nie pomogła. Moje włosy w ciągu tygodnia były 3 razy farbowane były kruche popalone i w kolorze żółto-zielonym. Przez kilka tygodni chodziłam w kitce, później obcięłam włosy – już u fryzjera :) Po drodze miałam jeszcze kilka przygód z farbowaniem, teraz dochodzę do swojego naturalnego koloru i przykładam dużą wagę do jakości produktów do włosów :)

    Odpowiedz
  • jola1905 7 kwietnia, 2017 at 10:41

    Ja mając niewiele lat, stwierdziłam że włosy strasznie wchodzą mi w oczy więc zrobiłam sobie opaskę z.. gumy do żucia… Niestety ten pomysł nie dał rezultatów i jak to pomysłowe dziecko wzięłam kolejną gumę i związałam całe włosy w „nową” gumkę.. Nie zapomnę przerażenia w oczach mamy. Moje kreatywne pomysły skończyły się ścięcie na chłopaka, ale może dzięki temu ścięciu teraz mam grube i mocne włosy.

    Odpowiedz
  • Kasia 7 kwietnia, 2017 at 11:16

    Hmm…tak sobie myślę,że w sumie byłam i jestem zadowolona ze swoich włosów. Podobają mi się, chociaż się zmieniły. Być może to latka których przebywa, a może to na skutek błędu który właśnie zaważył że są teraz takie, lub przez regularne farbowanie.Jednak zawsze wybieram lepsze farby, te z górnej półki. Chociaż tyle mogę dla nich zrobić. Ale do rzeczy. Kiedyś miałam pieknę,lśniące i proste włoski. Wystarczyło iść do fryzjera, podciąć, wysuszyć i voila. Oczywiście potem tylko już zbierać komplementy jakie są super.Niestety przyszła jakaś głupia moda czy coś, i zrobiłam trwałą,na dodatek na krótkich włosach. Efekt? Popalone, jakieś pożółkłe i wysuszone na wíór.Nic tylko uciec na morze i zostać marynarzem, albo zejść do podziemi i nie wychodzić tygodniami. Po tym eksperymencie wróciły w końcu do siebie ale już pozostały wysuszone. Niby może i lepiej,bo wcześniej musiałam myć codziennie a teraz wystarczy co trzeci dzień ale jednak bez prostownicy się nie obejdzie,takie są jakieś pofalowane,napuszone. Ten post przypomniał mi o jeszcze jednej rzeczy. Były kiedyś takie jakby nożyki,do cieniowania włosów. No masakra, jak sobie teraz przypomnę…Owszem,cieniowały. Khym,khym strzępiły. Podsumowując,moje włosy są aktualnie zdrowe i ładne, ale żeby takie pozostały, trzeba im dostarczać masek, odżywek i innych specyfików.Biovax, tego im trzeba :)
    Ps. Zostawiłam jedno zdjęcie z trwałą na głowie w celach edukacyjnych.Gdy przychodzi myśl żeby sobie zrobić coś podobnego ponownie,albo ktoś nosiłby się z takim zamiarem,wyciągam zdjęcie, pokazuję barana na głowie i od razu fryzjer ma mniej roboty :)

    Odpowiedz
  • Sandra 7 kwietnia, 2017 at 11:17

    Moje włosy przeszły chyba już wszystko i niektórzy się dziwią, że jeszcze nie jestem łysa. No ale co poradzić, kocham eksperymenty :) Przygodę z farbowaniem zaczęłam w wieku 14 lat, kiedy to zrobiłam sobie czerwone końcówki (ah jaka byłam z nich dumna!). A potem to już poszło… moje naturalne włosy w kolorze ciemnego blondu stawały się co raz jaśniejsze, po to by za chwilę stać się ciemnym brązem. Na 18 urodziny wymyśliłam sobie rude, które świeciły z daleka jak pochodnia. Przewijało się też wiele odcieni brązów. Oczywiście towarzyszyły temu też inne zmiany, raz krótkie, raz długie, raz grzywka, raz bez. Innych zabiegów jak prostowanie, czy kręcenie też nie mogło zabraknąć. Na studiach pomyślałam, że czas zaszaleć i włoski stały się… różowe :) Ale było mi mało, to może zielone pasemka? Czemu nie! Jasny blond? Ooo dawno nie było, ale zaraz zaraz… ledwo się z nimi oswoiłam – z długimi blond włosami aż stały się kruczoczarne, z niebieską grzywką i króciutkie, prawie na zapałkę :D Przez lata obiecywałam sobie, że więcej ich nie rozjaśnię, bo to niszczy… Nic z tego! Co chwilę rozjaśniałam, ponieważ część mnie marzyła o jasnych, a druga część o ciemnych i zdecydować się nie mogły na jeden kolor. Tak więc przewijała się tona blondów, brązów, czerni, rudości itd. Po kilkunastu latach postanowiłam wrócić do naturalnego koloru, ale nie byłabym sobą gdybym nie zmieniła zdania, tak więc osiwiałam! Moje włosy były czystym srebrem, który błyszczał cudownie. Ale po chwili się znudziły i wróciłam do ciemnego blondu. Oczywiście nie na długo, bo po pół roku wylądowałam z… różowymi włosami! Znowu :D Tym razem nie pudrowym różem, a wściekłą fuksją. Włosy są oczywiście zniszczone, wykruszone ale kolor boski… W tym roku mam ślub, tak więc planuje je wyciszyć i za tydzień czeka mnie wizyta u fryzjera. Marzy mi się ciemny brąz, ale pytanie: czy na długo długo zostanie ze mną ;)?

    Odpowiedz
  • chwoya 7 kwietnia, 2017 at 11:39

    Hej, mam 21 lat a moja historia z włosami zaczęła się dokładnie jak zaczęłam gimnazjum czyli w 13 lat. Niestety musieliśmy się z rodzicami przenieść przez co zmieniłam szkołę i całe otoczenie. Nie łatwe dla nastolatki. Więc co robi kobieta kiedy potrzebuje zmian? Ścina włosy! Miałam piękne grube długie do pasa włosy, oczywiście poszłam na poznanej już koleżanki żeby ścięła mi je na tzw. trójkąt. Ale trochę jej nie wyszło, dlatego wybrałam się do fryzjerki i ścięłam włosy na boba. To dopiero był szok dla wszystkich, okropnie żałowałam, chociaż nie wyglądałam tak źle. Po dwóch latach kiedy mi odrosły zaczęłam je rozjaśniać. Wszystkim czym się dało, jakimiś sprayami, wodą utlenioną, farbami, szamponetkami no dosłownie wszystkim. Przy tym wszystkim moje piękne loki codziennie po kilka razy prostowałam je. Były w tak tragicznym stanie, że aż mój tata powiedział że w końcu mi one wypadną. No to ja na to… POMALUJĘ SIĘ NA RUDO! No i przez kilka miesięcy byłam ruda. Potem znów wróciłam do blondu w którym jestem do dziś ale mam 4cm odrosty które niedługo ładnie zatuszuję u fryzjerki. Mam dosyć ciągłego farbowania. Tak samo nie prostuję już od 6 lat tak też może warto wrócić do zdrowych niefarbowanych włosów?

    Odpowiedz
  • Kasia Tak To ja 7 kwietnia, 2017 at 11:55

    Co najgorszego zrobiłam swoim włosom ? Zasnęłam.. Na pewno myślisz „jak to ?” -Własnie tak! Zasnełam i zostawiłam rozpuszczone włosy a mój brat wziął nożyczki i obciął mi włosy ;) Teraz od 2 lat ponownie je zapuszczam

    Odpowiedz
  • Agnieszka 7 kwietnia, 2017 at 12:43

    Mam 17 lat i właśnie teraz uświadamiam sobie w jakim złym stanie są moje włosy. Nie wyobrażam sobie nie prostować włosów. Robię to codziennie albo w dobrym okresie co drugi dzien (czyt. przy braku wiatrów i deszczu). Zaczęłam gdy miałam 13 lat jednak uzależniłam się dwa lata temu. Myślę że każdy kto korzysta z prostownicy regularnie przyzna że jest to uzalezniajaze. Ale swoją drogą moje włosy są bardzo puszace się i myślę że wymagają tego. Nie można nazwać ich lokami ani prostymi wymarzonym gładkim włosami.
    Najlepsze są komentarze rodziny:Po co prostujesz i niszczysz włosy? Są takie piękne,naturalne…. Taaak chyba naprawdę nie widzieli moich naturalnych włosów. Naszczescie moje poglądy ma wiele osób prostujacych włosów. A wy się zgadzacie?
    Jedynie co ratuje moje włosy jest to ze ich jest dużo, bardzo dużo. Gdyby były cienkie to byłoby po nich
    Rok temu zafundowałam sobie keratynowe prostowanie i efekt był super,taki wymarzony,jednak skończył się po 4 miesiącach. Zabieg niestety jest bardzo drogi jak na fundusze ucznia. Dlatego trzeba się ratować dobrymi kosmetykami. Co zrobiłam najgorszego dla swoich włosów? Myślę że to że nie stosowałam żadnych kosmetyków na włosy przed prostowaniem. Zaczęłam dopiero dbać o nie bardziej od stycznia. (takie małe postanowienie na ten rok). Obowiązkowo używam teraz serum na końcówki i odzywki.
    Gdy miałam 14lat zaczęłam też eksperymentować z kolorem. Resztki farby blondu mamy służyły jako “PASEMKA” dla moich ciemniejszych włosów. Dwa lata temu miałam też rozjasniane końcówki na szczęście już profesjonalnie :) Generalnie poczułam się chyba fryzjerka, bo obcinanie końcówek i grzywki było na porządku dziennym do tej pory pamiętam jak przed komunia podcielam sobje grzywkę Myślałam że mi wyszła genialna jednak mama nie podzielala ze mną entuzjazmu. Po komentarzach widzę że to norma tego wieku (jedynie tym się pocieszam)
    Chętnie sporbowalabym stosowania kosmetyków firmy Biovax może pomoglyby mojemu postanowieniu o wymarzonych zdrowych włosach?

    Odpowiedz
  • Ruda 7 kwietnia, 2017 at 13:11

    Najgorsze co zrobiłam z moimi włosami, to odbarwienie ich z kruczo czarnego koloru (własnoręcznie w domu), środkiem, który je praktycznie spalił… dodatkowo mój niecny plan zakładał, że w tym samym dniu pofarbuję je na rudo, co też uczyniłam. Po tych wszystkich zabiegach, z moich pięknych, długich włosów (do połowy pleców), został mi na głowie skosmacony kłębek – prawie jak roczny mop do podłogi :/
    Mój przyszły mąż widząc moje włosy, nie mógł wyjść z podziwu, jak można w jeden dzień zniszczyć dorobek czterech lat zapuszczania i dbania o włosy. Wspaniałomyślnie zafundował mi wizytę u fryzjera, gdzie nie pozostało mi nic innego jak obcięcie tego, co pozostało z moich włosów. To była drastyczna zmiana, na bardzo krótką fryzurę… strzyżenie męskie praktycznie tylko mnie ratowało. Dodam tylko, że akcja z włosami rozegrała się na niecałe cztery miesiące przed ślubem!!!

    Odpowiedz
  • Bernadetta 7 kwietnia, 2017 at 13:37

    Jakbym czytała o sobie, chyba nic więcej nie muszę dodawać, podpisuję się pod tym co napisałaś rękami, nogami i włosami :)Sama przez to przechodziłam, a raczej moje włosy: farbowanie, prostowanie i to jeszcze taką prostownicą od razu z karbownicą (jak sobie przypomnę jak po tym włosy wypadały to się dziwię czemu tego używałam), również pamiętam REGULARNE prostowanie włosów żelazkiem przed sobotnią imprezą. Nawzajem sobie z koleżankami tak prostowałyśmy włosy. Jedyne co mi się podobało, że od razu za jednym zamachem tyyyle włosów można było wyprostować :D Teraz od jakiegoś czasu mam ombre i niestety to dobiło moje włosy, jednak nie chcę z niego zrezygnować, bo czuję się świetnie w rozjaśnionych włosach. I też zaczęłam batalię o to abym nie miała siana na głowie wcierki, maseczki, olejki … czego nie próbowałam :D

    PS. Już nawet mój fryzjer zwrócił mi uwagę przy ostatniej wizycie, że jak klienta nic nie robi ze swoimi włosami, to on nic nie wyczaruje. Spaliłam się ze wstydu :D

    Odpowiedz
  • wera 7 kwietnia, 2017 at 14:33

    Matko dziewczyny. Czytam te wasze komentarze i jestem w szoku, że same fundujecie sobie takie dramaty na głowie zwłaszcza w tak młodym wieku. Cieszę się, że mnie to ominęło i życzę wszystkim młodym dziewczynom rozsądnych decyzj

    Odpowiedz
    • Szafeczka 7 kwietnia, 2017 at 16:43

      Ludzie fundują sobie większe dramaty niż te włosowe ;)

      Odpowiedz
      • wera 9 kwietnia, 2017 at 13:58

        Wiadomo, ale post jest o dramatach na głowie a nie o tych życiowych.

        Odpowiedz
  • marta 7 kwietnia, 2017 at 14:47

    Moja droga była bardzo ale to bardzo wyboista. Zacznijmy od poczatku- zawsze miałam długie jak drut proste blond włosy, w szkole podstawowej co by być gwiazdą choinki całą noc męczyłam się w papilotach z gazety i co mi z tego a nic bo po rozczesaniu wróciły do swojej prostot (teraz to bym chciała takie druciki),. Koło 13 roku życia zapadła głupia decyzja żeby ściąć włosy na krótko, co zakończyło się porannym układaniem na wodę bo moje niesforne druciki po spaniu wyglądały jakby piorun w rabarbar walnął. W liceum włosy zapuściłam do ramion ale nadal nie wiem czemu przeszkadzała mi ich drutowatość i dla „złamania” zrobiłam trwałą (tak kiedyś takie rzeczy na głowie nie tylko babcie robiły). Włosy wyglądały straszenie a na dodatek były spalone. Pomocny okazał się apteczny vax i po jakimś czasie włosy odrosły. Nie nauczyłam się jednak szybko na błędach i zaczęłam samodzielne farbowanie farbami z drogerii. Potrafiłam jednego dnia kłaść dwie różne bo pierwsza nie dała oczekiwanego efektu i włosy znowu były jak sianko. Oczywiście nie ominął mnie trend na proste włosy i prostownica również była w częstym użyciu. Gdy włosy były w słabej kondycji stwierdziłam że koniec z domowym farbowaniem i zaczęłam regularne wizyty w salonie fryzjerskim. Włosy fajnie się odbudowały jednak radość nie była długa bo po urodzeniu dziecka połowa mi wypadła i trzeba bylo znów ścinać. Po dużej ilości odżywek, masek, olejkow włosy fajnie osrosły i jakiś diabeł mnie podkusił że zachciało mi się metamorfozy. Fryzjer podłapał temat i ściachał mnie na dość krótko z czarnym spadem i mega blond górą. Nie przytoczę co powiedział mój mąż jak mnie zobaczył, dodam że nie odzywał się kilka dni. Od metamorfozy minęło 2 lata, włosy odrosły. W grudniu urodzilam syna i czekam czy tym razem też połowa mi wypadnie. Poki co widać sporo małych włosków, niestety siwych:( Lata lecą, wlosy siwe chociaż po takich eksperymantach trzeba sie cieszyć że nie jestem łysa

    Odpowiedz
  • Mefvla 7 kwietnia, 2017 at 16:11

    Czego najbardziej żałujesz ? Że nigdy nie zafarbowałam włosów… Dlaczego? Chyba ta ciekawość przed nieznanym jakbym wyglądała w nowym kolorze. Brakuje mi tej odwagi do zmiany.

    Co najgorszego zrobiłaś swoim włosom ? Kiedy byłam dzieckiem lałam litrami odżywkę nie na włosy na skórę głowy przez co od lat borykam się z łupieżem. Zazdroszczę Panią, które kupują tanie szampony i nie muszą się martwić o łupież. Ja zraziłam się do odżywek i do dziś żadnej nie stosuje.

    Odpowiedz
  • Justyna Rup 7 kwietnia, 2017 at 16:12

    Najgorszą rzeczą jaką zrobiłam dla swoich włosów było mycie ich tanimi szamponami bez używania jakichkolwiek produktów nawilżających jak maski czy odżywki. Dodatkowe używanie suszarki i prostownicy sprawiło, że moje włosy były bardzo suche, szorstkie w dotyku i z czasem bardzo się zniszczyły. Moje włosy nie wyglądały dobrze i dlatego zdecydowałam się ściąć moje długie do połowy pleców włosy na bardzo krótkie do ramion. Było to dla mnie bardzo ciężkie ale wiedziałam, że żeby wszystko naprawić muszę zacząć pielęgnować je na nowo. Wszystko to było spowodowane moim brakiem wiedzy w zakresie pielęgnacji włosów. Ta sytuacja tak na mnie wpłynęła, że zaczęłam czytać i zdobywać wiedzę w zakresie pielęgnacji włosów. Teraz jestem już doświadczoną włosomaniaczką i wiem jak dbać o swoje włosy aby móc cieszyć się pięknymi, gładkimi i pełnymi blasku włosami. Wiedza i racjonalne myślenie to klucz do pięknych włosów.

    Odpowiedz
  • Marta N 7 kwietnia, 2017 at 16:45

    Moje włosy ciągle potrzebują nawilżenia, odżywienia i wygładzenia. Są w kiepskiej kondycji, mimo stosowania wielu drogeryjnych kosmetyków – przyznam, że przydałyby mi się takie skuteczne, apteczne specyfiki.

    Kiedyś bardzo eksperymentowałam z włosami, jednak wcale nie chodziłam do fryzjera. Nigdy nie zapomnę jak „cieniowałam” je…. jednorazową maszynką do golenia! :x Cięłam nią nawet grzywkę! Jaki był efekt? Możecie sobie wyobrazić… ;)

    Odpowiedz
  • JoannaTempest 7 kwietnia, 2017 at 16:56

    Moim największym grzechem było pofarbowanie włosów na granatową czerń a potem traumatyczne zabiegi usuwania koloru do bardzo jasnego blondu, bo taki zawsze chciałam mieć. Zajęło mi to pół roku, ale włosy regularnie wykruszały się….aż całe to 'kiedyś czarne” coś całkowicie odpadło, bo włosy odrosły zdrowe i od tego czasu były już rozjaśniane tylko na górze. Teraz jestem posiadaczką w miarę zdrowych włosów Barbie, i ostrzegam wszystkie kobiety- czarna farba to zło. Jak musicie to polecam hennę ;)

    Odpowiedz
  • Madzia Świąder 7 kwietnia, 2017 at 19:34

    Moja historia jest taka. Wszystko to zdarzyło się w gimnazjum jak chciałam być fajna i zmienić sobie kolor włosów. Kupiłam małą saszetkę „niby szamponetkę” z myślą, że to tylko mi nałoży kolor na włosy. Jednakże byłam oczywiście w błędzie, to była blond farba, rozjaśniła mi włosy z 4 tony! (jestem ciemną blondynką). Włosy po miesiącu były żółte jak słoneczko, ale okej. Poszłam do fryzjerki jak włoski trochę odrosły i je podcięłam (te suche końce…), poprosiłam o rozjaśnienie końcówek (takie jakby ombre) by zakryć ten okropny podział między odrostem a żółtkiem. Udało się! Było dobrze, al. w szkole naszła moda na farbowanie włosów bibułą, koleżanki miały niebieskie, różowe i wgl. No i oczywiście spróbowałam! Czego żałuje najbardziejjjjjj :( Grzywkę zrobiłam różową, tył włosów niebieski a boki zielone… Wszystko ładnie pięknie, dopóki nie wyszło na jaw, że bibuła nie zmywa się do zera 0.0 I chodziłam taka piękna i tęczowa długo długo, aż postanowiłam na to wszystko nałożyć czerwony kolor, jak truskawka. Koniec końców włosy wyglądały nieźle! Tak to pokochałam, że po 6 latach nadal mam czerwone ! Dzięki za odczytanie ! Powodzenia w blogu!

    Odpowiedz
  • Madzia Świąder 7 kwietnia, 2017 at 19:38

    Fajny blog i wiadomości ! Powodzenia!

    Odpowiedz
  • dorota 7 kwietnia, 2017 at 20:32

    Moja przygoda jak by to nazwać zaczęła się jak miałam jakieś 12-13 lat . Z natury moje włosy są koloru blond ale wtedy była moda na iście piękny rudy . Wiec „mądra ” ja kupiłam szmponetke 4-6 zmyć. No i nałożyłam z przekonaniem ,że zmyje się po 2 tygodniach i tu był błąd. Nie dość ze farba wyszła jak by to nazwać zamiast Ruda to iście żółta z przebłyskami rudego. W panice zaczęłam je szorowac rozmawiałam z babcia kolegi która radziła ze mam je potraktować woda utletniona a jak to nie pomoże to woda z proszkiem … do pieczenia . NIC NIE pomogło (sklepy były już zamknięte ) wiec na następny dzień były wagary aby zrobić normalny kolor . Niestety nie na długo po ok mcu koleżanka farbowala mi włosy jakie wyszły? ? Zielone z przebłyskami fioletu (taki był zamiar ze miały być jak śliwka wegierka) i tak od blondu przez żółty, fioletowy, czarny (5 lat temu )doszłam do blondu .jak czują się moje włosy? Fatalnie za każdym myciem musi być kompres z maski a rozczesywanie za każdym razem kończy się płaczem. Wiadomo w młodości prostownica i lokówka były na PIERWSZYM MIEJSCU teraz jak włosy czują prostownice to może raz na miesiąc . Wole juz ich nie niszczyć.
    Jeszcze przypomniało mi się moje pierwsze ścięcie włosów dokładniej grzywki dostałam od cioci nożyczki i zaczęło się skracanie grzywki doszło do 2 cm od skóry głowy a na następny dzień zdjęcia do legitymacji do pierwszej klasy podstawowej.

    Odpowiedz
  • Ania189u 7 kwietnia, 2017 at 21:50

    Jakiś czas temu temu miałam problem z hormonami i bardzo wypadały mi włosy, no ale niestety o tym nie wiedziałam i byłam pewna, że problem jest w tym że włosy są bardzo zniszczone itp. Naczytałam się na forum o tym iż zniszczone włosy tylko nadają się do ścięcia. Wybrałam jak najtańszą fryzjerkę, bo pomyślałam „to tylko obcięcie włosów, każdy fryzjer potrafi to zrobić”, niestety myliłam się. Po wizycie wróciłam do domu z włosami zamiast do ramion (miałam włosy do pasa wcześniej) to zawitałam moje mieszkanie z fryzurą na „pazia”. Wiem, wiem to moja wina, że dałam się tak obciąć, ale w sumie wtedy aż tak się tym nie przejmowałam, bo wydawało mi się, że jak wcześniej miałam długie włosy to teraz znowu mi takie urosną. Minęły trzy miesiące od wizyty w salonie fryzjerskim, włosy mi wtedy urosły do karku i wpadłam na genialny pomysł, aby rozjaśnić sobie końcówki. Więc wybrałam się do sklepu fryzjerskiego, kupiłam dość mocny rozjaśniacz, ponieważ miałam grube włosy, więc wydawało mi się, że mniej intensywny nie da mi efektu 'ombre’ no i co zrobiłam sobie jajko na głowie. Od tamtej pory minęły 4 miesiące, włosy są suche, krótkie i teraz bardzo zależy mi na odbudowie ich.

    Odpowiedz
  • Rossa 7 kwietnia, 2017 at 23:04

    Restrykcyjna dieta i zmuszanie do wymiotów nie brzmi ciekawie ,ale tak jest kiedy łapiesz się różnych głupot w pogoni za szczupłą sylwetką,samoakceptacją i ogólnym samozadowoleniem z życia. Niestety mając Matkę Wf-istkę, zgrabną i szczupłą ogólnie super laskę to można mieć kompleksy.Wiecznie tylko żryj mniej hahhaha takie tam i z długich gęstych włosów do pasa ostało mi o połowę mniej i musiałam ściąć o połowę żeby się wzmocniły. Już cały czas mam takie bo parę lat później zaczęłam rozjaśniać włosy i cieniować. W końcu fryzjerka na wyjeździe spaliła mi włosy i przy twarzy trochę mi ich odpadło.Na szczęście weszła moda na ombre :-D i zapuściłam włosy .Odcinam stopniowo stare ,zniszczone i popalone:-)niby się cieszę z moich zdrowszych odrostów ale już wyślę jak tu odciąć te stare do końca i znowu trochę pasemek zrobić :-)

    Odpowiedz
  • Karola 8 kwietnia, 2017 at 00:25

    Do rzeczy. Moja wpadka z wlosami..hmm..powtarza sie z gola co roku… Jak juz mi wlosy pieknie odrosna i moge sobie je pieknie zwiazac, nachodzi mnie przeogromna ochota, znienacka, by je sciac.. I scinam. Na krotko. I zaluje przez kolejny rok. Amen. :)

    Odpowiedz
  • Natalia 8 kwietnia, 2017 at 08:30

    Któregoś pięknego dnia w 6 klasie wymarzyłam sobie grzywkę. Poszłam z mamą do fryzjera i przy okazji jej farbowania powiedziałam pani, że marzy mi się taka prosta, gęsta, wysoko umiejscowiona grzywka. Pani poprostowała mi włosy, ścięła i idealnie ułożyła, a ja nie mogłam się napatrzeć jaka to ja teraz modna nie jestem , mogłam ją sobie co chwilę poprawiać i gładzić.. Bylam wniebowzięta :) w dwa dni obleciałam całą rodzinę żeby się pochwalić najmodniejszą fryzurą w sezonie, która do mnie nie pasowała najlepiej, bo mam okrągłą twarz, ale cóż kiedy jest się nastolatką ma się inne priorytety :) Za dwa dni umyłam sobie głowę i poszłam spać. Budzę się rano w niedzielę, a w lusterku zamiast mojej cudownej grzywki widzę – helikopter na czole! Z płaczem pobiegłam do mamy, prosząc by coś z tym zrobiła bo jak nigdzie tak nie wyjdę. Wyprostujemy, ale skąd weźmiemy w niedzielę prostownice… Dobra, wyprostujemy żelazkiem!! I tak oto miałam pierwszy raz prostowane włosy – żelazkiem i uwaga metalową szpatułką! Tak, poparzyłam czoło… Kocham moją mamę za jej szalone pomysły, które nie raz uradowały mi głowę :D

    Jednak z włosowych wybryków to i tak najbardziej jestem dumna z moich NIEBIESKICH pasemek, które robiłam sobie uwaga… Atramentem od pióra :D Oj, czego człowiek by nie zrobił dla Adasia z 3b <3

    Buziaczki dla każdej Włosomaniaczki :-*

    Odpowiedz
  • Aleksandra 8 kwietnia, 2017 at 15:25

    Moje włosy sporo przeszły. A zaczęło się od pójścia do gimnazjum i okresu buntu. Miałam blond, grube, falowane włosy. Ale oczywiście zachciałam mieć ciemne i proste. Na moje szczęście mama pozwoliła pofarbować na czarno tylko spodnią warstwę włosów. Lecz to nie to był mój największy błąd. Myślę, że wiele z nas zaprzyjaźniło się z prostownicą. Ja do tego stopnia, że mając te 15 lat prostowałam włosy wieczorem po myciu i poprawiałam jeszcze z rana. Mogłam się spóźnić do szkoły ale włosy musiały być proste jak druty. I tego najbardziej żałuję. Po roku je dodatkowo rozjaśniłam, ale farbowanie trwa ciągle do teraz. Szkoda mi tych pięknych, grubych i falowanych włosów. Teraz są proste, nijakie.. Postała mi skłonność do falowania więc wystarczy, że je zwiążę i mam loczki. Ale po co? Gdybym ich tak nie zmaltretowała nadal byłyby naturalnie falowane.

    Odpowiedz
  • Mariola 8 kwietnia, 2017 at 16:11

    Masz cudowne włosy! Ja na chwilę obecną mogę o takich pomarzyć choć jestem nadal w nadziei. Ale od początku! Do 6 roku życia o moją czuprynę dbała mama, niestety los chciał że postanowiła wyjechać i zostawić mnie samą z tatą( nie odzywając się do tej pory czyli 15-16lat!). Tato wychowywał mnie najlepiej na świecie, wszystkiego mnie uczył i pokazywał. Niestety nie wiedział jak dbać o moje włosy, ja również nie wiedziałam co ja takiego wyprawiam! Myłam je gorącą wodą i mocnym szamponem( skutki nadal czuję ), intensywnie i energicznie pocierałam o szorstki ręcznik, po czym chodziłam w godzinnym turbanie. Na koniec suszyłam gorącym nawiewem suszarką „hotelową”. Trwało to do 16 roku życia(10 lat!!) gdy zobaczyłam, że koleżanki w liceum mają piękne włosy, zrozumiałam, że moje nie powinny takie być i zaczęłam dogłębnie wnikać w włosowe blogi. Dopiero wtedy zobaczyłam, jak bardzo szkodzę moim włosom i jak długa jest droga przede mną. Kupiłam swoją pierwszą w życiu odżywkę, zmieniłam szampon i przestałam robić to co do tej pory im szkodziło. Rok później moje włosy wyglądały o wiele lepiej, widać było że odżywają. Jakiś czas później stałam się obsesyjną włosomaniaczką! Olejowanie, maski, oleje z maską, sera do włosów, wszystko było mi znane i namiętnie używane! Rok temu zdecydowałam się na kosmetyki nieco z wyższej półki i tak poznałam Biovax. Moje włosy odnalazły swoją drugą połówkę i wybaczyły mi te 9 lat męczarni. Obecnie mogę powiedzieć, że są zdrowe. Nie idealne, lecz zdrowe i z tego najbardziej się cieszę :)

    Odpowiedz
  • Martunia 8 kwietnia, 2017 at 16:17

    Wypadające włosy to problem i udręka kosmetyczna,
    ale i od organizmu bardzo ważna wytyczna!
    To głośne wołanie: czas na zbilansowanej diety stosowanie!
    Obowiązki, praca, codzienne zabieganie,
    często wpływa na nasze złe odżywianie ;(
    A kondycja włosów, to najlepsze odzwierciedlenie,
    że pora na mikro- i makroelementów uzupełnienie ;)
    Ja właśnie tak swoje włosy „załatwiłam”,
    gdy na nieodpowiedzialną i szybką dietę postawiłam…
    Nie przypuszczałam, że złe odżywianie
    pozostawi moje włosy w tak opłakanym stanie ;((
    Dlatego teraz moją walkę od środka zaczynam
    i dużo warzyw, owoców wiosenną porą wcinam ;)
    Do tego porcja ryb zawierających białko i omega kwasy
    oraz jajka, by uzupełnić siarki zapasy.
    Jako przekąskę orzechów garstka
    i codzienne ze skrzypu herbatka ;)
    A wisienką na torcie mojej kuracji,
    są odpowiednie kosmetyki do pielęgnacji.
    Sięgam po te z biotyną,
    bo imponują mi swoją siłą ;)

    Odpowiedz
  • Monika Ciastek 8 kwietnia, 2017 at 16:41

    Witam serdecznie. :) Pamiętam jak dziś moją pierwszą wizytę u fryzjerki- pierwszą, kiedy byłam sama bez mamy. Miałam 12 lat, to nie mogło się skończyć dobrze. :D Chciałam skrócić włosy o parę cm, żeby pozbyć się białych końcówek. Włosy były już wcześniej cieniowane, więc nie było to takie łatwe. Szanowna Pani fryzjerka obcięła mi włosy do połowy łopatek do długości przed ramiona. To było jej parę cm. Wycieniowała mi włosy, a jakże. Fryzurę miałam ala palma kokosowa- były wyszarpane prawie do samego czubka, a końce wisiały smętnie jak piórka u zmieniającego upierzenie łabędzia. ;) Ale! To jeszcze nie koniec rewelacji. Kwintesencją koncepcji tej specjalistki stała się grzywka. Chciałam taką zaczesywaną na bok, nawet do teraz taką noszę, choć minęło ponad 10 lat… Ale pani mnie nie do końca zrozumiała. Zrobiła mi dosłownie skośną grzywę i wytargała ją śmiało degażówkami tak, że miałam stopniowane pazurki. Tego się nie da opisać, to trzeba było zobaczyć… Gdy zobaczyła mnie mama, autentycznie się popłakała. A ja razem z nią. Włosy odrastały długo, w międzyczasie katowane prostownicą, bo miały tendencję do falowania. Dłuuugo nie mogłam wrócić do jednej długości włosów. Nie akceptowałam siana, które stawało się coraz bardziej matowe i cieńsze. 10 minut (tak uwijała się pani fryzjerka) zaważyło na kilku latach mojego wyglądu. I to wyglądu w wieku, kiedy dziewczynom naprawdę ciężko jest siebie zaakceptować. Wyszłam na prostą dopiero na studiach, kiedy wzięłam się za naprawdę intensywną i świadomą pielęgnację. :)

    Odpowiedz
  • P.S.ujka 8 kwietnia, 2017 at 17:09

    Co najgorszego zrobiłam swoim włosom? Zaczęłam je nienawidzić i nie przejmować się ich stanem. Jako dziecko miałam długie, piękne i GĘSTE włosy, zawsze związane w warkocz i już wtedy miewałam ich dosyć – czesanie przez kogoś codziennie było katorgą mimo, że non stop były związane i tak robiły się okropne kołtuny. Kiedy zaczęłam dojrzewać, zbuntowałam się przeciwko kitkom, warkoczom itd. Włosy miały luźno okalać twarz, opadać za ramiona… W moim wypadku to było raczej gniazdo wron – skołtunione i suche włosy w kolorze ciemnobrązowym. Najgorsze jednak było to, że zaczęły okropnie wypadać, a ja nie dość, że się tym nie przejmowałam to nawet cieszyłam, bo liczyłam, że jak będą mniej gęste to może i mniej się będą kołtunić… Faktycznie po 6 latach kołtuniły się mniej, ale zaczęłam też dostrzegać prześwity na głowie. Dawny warkocz gruby jak pięść zamienił się w mysi ogonek, ledwie widoczny. Wtedy dopiero się obudziłam i zaczęłam szukać pomocy. Nie odzyskam już włosów tak gęstych, ale jestem w stanie utrzymać ich wystarczająco dużo by nie mieć prześwitów i zapuścić za łopatki. Moje włosy wyglądają teraz lepiej niż jakieś 8 lat temu – rzadziej przypominają siano, potrafią się ładnie zakręcić, a nawet odbijać światło. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej ;)

    Odpowiedz
  • Izabela 8 kwietnia, 2017 at 17:16

    Ja swoje włosy oddałam mamie, która zielonego pojęcia o fryzjerstwie nie miała. Zaś zadanie dostała znakomite: zrobić mi trwałą ondulację. Dodam, że ja też nie mam (i nie miałam wtedy) pojęcia o fryzjerstwie. Płyn kupiłam jakiś-tam, patrząc raczej na cenę, a nie na działanie. Instrukcja użycia była, ale nie po polsku. Czas trzymania na głowie wałeczków może i był podany w cyferkach, ale nam obu wydawał się za krótki, więc go potroiłyśmy. Mówiąc krótko – to cud, że te włosy nie zeszły z głowy razem z wałkami. To, co powstało można śmiało porównać do owczej wełny w szczycie lenienia się. Włosów nie szło doprowadzić do ładu, sucha szopa uparcie chwiała się na głowie, siejąc postrach, zdumienie i zgorszenie.Co gorsza, trwała okazała się naprawdę trwała. Trzeba było czekać, aż włosy odrosną na tyle, żeby je ściąć. Trochę to trwało. A ja już nigdy więcej nie zdecydowałam się na trwałą :D

    Odpowiedz
  • Monique 8 kwietnia, 2017 at 17:26

    Co najgorszego zrobiłam swoim włosom? NIe dbałam o nie – po prostu. Myłam byle czym, szarpałam podczas czesania (a są mocno kręcone!). Czego najbardziej żałuję? Że byłam na tyle głupia że nie pomyślałam o pielęgnacji włosów:) Pomyślałam że warto by o nie zadbać w momencie kiedy musiałam z włosów do pasa skrócić je ledwo za uszy ponieważ były tak wykończone i wyglądały jak za przeproszeniem szczota. I tego żałuję – swojej głupoty wynikającej z niewiedzy nt pielęgnacji włosów i tego że po prostu mialam gdzieś ich kondycję,wygląd itp :)

    Odpowiedz
  • Klaudia 8 kwietnia, 2017 at 18:03

    Najgorsze co zrobiłam swoim włosom to brak ich pielęgnacji oraz rozczesywanie ich gęstym grzebieniem. Myślałam, że umycie włosów szamponem wystarcza, a na dodatek mam loki i rozczesywałam je gęstym grzebieniem! O zgrozo co ja robiłam! I tak było przez kilka lat. W liceum zaczęłam bardziej się im przyglądać i zauważyłam jednak, że moje włosy choć są długie są też bardzo poszarpane, porozdwajane na długości, dosłownie kruszyły się w rękach. Stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić, zacząć o nie bardziej dbać. Jednak na początku musiałam ściąć zniszczone włosy, a pozbyłam się ich na długości od pasa do podbródka.. także zniszczenia miałam spore! Gdy już je ścięłam zaczęłam czytać o pielęgnacji, podpytywać znajome.. Dużo osób polecało mi produkty biovax. Jednak na początku kupiłam saszetki na wypróbowanie i zauważyłam już lekką poprawę po paru użyciach! Włosy miałam gładkie, pachnące i co najważniejsze nie rozdwajały mi się końcówki. Od tamtej pory stosuję różne maski biovax reguralnie, nie zamieniam ich na inne i od tamtego czasu moje włosy odżyły. Nie mam jeszcze tej wymarzonej długości włosów co miałam przed ścięciem, ale ich kondycja jest na pewno o wiele lepsza i lepiej się czuję w krótszych włosach i zdrowych, niż w długich a poszarpanych. :)

    Odpowiedz
  • maburekk 8 kwietnia, 2017 at 18:45

    Wiele lat temu, będąc w wieku szkolnym, postanowiłam sprawdzić, czy rzep przyczepi się do moich włosów równie mocno, co do sierści mojego kochanego psa. Urwałam więc kilka kulek i owinęłam wokół nich swoje piękne i długie wówczas włosy. Po chwili chciałam rzep z nich wyciągnąć, ale – ku swej rozpaczy – nie mogłam tego zrobić. Pobiegłam z płaczem do rodziców, wołając ratunku. Niestety, włosy były tak skołtunione wokół rzepów, że nie pozostawało nic innego, jak obciąć je na krótko. Następnego dnia wstydziłam się pójść do szkoły. Dostałam nauczkę na całe życie.

    Odpowiedz
  • KasiaKo 8 kwietnia, 2017 at 18:47

    Kiedy spoglądam na zdjęcia z dzieciństwa widzę na nim uśmiechniętą, pucułowatą dziewczynkę z obłędnymi blond lokami. Ilekroć nie spoglądam na tę fotografię, marzeniami wracam do tego koloru. Jest pełen naturalności i wdzięku, a przy tym idealnie podkreśla moją delikatną urodę i błękitne oczy. Choć od tego momentu minęło kilkadziesiąt lat, nadal mogę pochwalić się delikatną urodą i błękitem oczu. Niestety, z tych naturalnych, bujnych loków zostało niewiele. I tego najbardziej żałuję. Żałuję tej chwili, w której podjęłam decyzję o rozjaśnianiu. Bijąc się w pierś i patrząc w lustro przepraszam moje włosy za szaleńcze wybryki młodości: za rudości, za hebanowe czernie, za dziwne fiolety i kolejne powroty do blondu. Za prostowanie ich z uporem maniaka. Za to, że nie dałam im nigdy szansy na to, aby bezpiecznie i spokojnie odrosły, ciesząc się znów swoją lekkością i naturalnością. Znów patrzę na to zdjęcie i marzę, by mieć taki kolor. Naturalny blond, ze świetlistymi refleksami, nadającymi włosom niebywałej objętości, a przy tym stanowiący idealną ramę dla moich kręconych włosów. Znów mogłabym poczuć się jak ta mała beztroska dziewczynka ze zdjęcia – naturalnie szczęśliwa! Od kilku miesięcy zapuszczam włosy, a dzięki umiejętnemu farbowaniu w salonie i codziennym zabiegom, powoli odzyskuję swoje włosy. Nie jest to już co prawda ten piękny blond, ale miejscami widzę zalążki naturalnego skrętu, którego nie pacyfikuję już żadnymi sprzętami. A nuż, już niedługo powróci do mojego życia naturalność, która bez względu na wiek, jest najlepszą stylistką kobiecego piękna!

    Odpowiedz
  • Stedka 8 kwietnia, 2017 at 19:13

    We włosowej pielęgnacji zaliczyłam kilka eleganckich porażek:
    1. W podstawówce nałożyłam całe jajko na włosy, takie proteinki miały być. Spłukałam gorącą wodą…Jajecznica. Mama wyczesywała mi to pół dnia chyba. Był jeden plus tej sytuacji – nie poszłam do szkoły. :D
    2. Zagotowałam siemie lniane, walnęłam gluta na włosy z ZIARNAMI… Tym razem mój partner wyciągał mi ziarenka z włosów. Na drugi dzień jeszcze kilka wygrzebał. :D
    3. I tego żałuję najbardziej. Miałam już włosy prawie do pasa. Myślałam, że jak ogarnęłam świadomą pielęgnację to i fryzjerką też mogę zostać. :D Obcięłam sama włosy metodą ,,na babuleńke,,. Miałam takie schody, że nie da się tego opisać słowami… Jednak fryzjerką nigdy nie będę, dotarło do mnie dobitnie. :D
    4. Jeszcze walnęło mi coś do głowy żeby do gotującego się siemienia dodać sezam niełuskany. Gotowałam, odcedziłam, nałożyłam… Włosy po wysuszeniu były conajmniej o ton ciemniejsze. Byłam zła bo lubię swój naturalny średni brąz z rudymi refleksami. Po jakimś tam czasie kolor wrócił na szczęście.
    5. A…jeszcze! Dodaj kakao do maski mówili… Będziesz mieć sypkie włosy mówili… Takie sypkie, że przez 2 tygodnie wyglądałam jak Tina Turner! Miałam nieziemski puch na głowie. :D
    I to tyle z włosowych dziwactw. :) Choć czuję, że jeszcze nie raz zaliczę jakąś wpadkę.

    Odpowiedz
  • Jovi 8 kwietnia, 2017 at 22:07

    Karola, jaka fajna czarnulka z Ciebie byla :)

    Musze przyznac, ze oprocz zafarbowania wlosow na zbyt ciemny kolor nie mam zadnych innych wlosianych czynow na sumieniu. A mam 40 lat. Jedyne czego zaluje i nadal nie moge zrealizowac to codzienne picie wody w odpowiedniej ilosci, ktora na wlosy dziala cuda! Mimo, ze to wiem, ciagle nie pije tyle ile powinnam.
    Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  • Iwona 8 kwietnia, 2017 at 22:23

    Pamiętam, że jako nastolatka chciałam mieć loki. Od zawsze mam proste włosy, więc marzyłam o kręconych, których nie trzeba ciągle podkręcać, aby były loki na głowie. I tak byłam u fryzjera i zrobiłam sobie wówczas modną „mokrą włoszkę”. Burza loków mnie zaskoczyła, kręcone sprężynki na głowie, no przecież tak chciałam, bo były modne. Troszkę źle czułam się w takiej fryzurze, ale co zrobić po fakcie. Nieraz słyszałam śmieszne komentarze na ulicy na temat moich włosów. Dlatego w domu prostowałam je jak mogłam i czym mogłam, by zlikwidować te sterczące sprężynki. Po jakimś czasie moja fryzura nie była już taka stercząca, ale najgorsze wspomnienia zostają na zawsze. Nigdy więcej tego już nie zrobiłam, miałam nauczkę, że jeśli jakaś fryzura pasuje innym, to nie znaczy, że musi pasować i do mnie :)

    Odpowiedz
  • Angelina 9 kwietnia, 2017 at 06:47

    Pielęgnując swoje włosy, odżywiając i zapuszczając od urodzenia ( nigdy nie miałam obcinanych, poza końcówkami ) mając lat 20 poszłam do fryzjera, chyba mi rozum odebrało i z bardzo długich naturalnie jasnych blond włosów zrobiłam z siebie kobietę o bardzo krótkich, falujących się włosach. Jak to na mnie wpłyneło?? A no niestety tak że moja nowa fryzura pogrubiała mnie na twarzy, zmieniła mój wygląd na gorsze o 120% , mało tego nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze, a więc mój kolejny super pomysł zaczełam je intensywnie kilka razy na dzień prostować…. zrobiły się suche, zaczeły się łamać i wypadać…. przez co wkółko musiałam je skracać….odkąd rozjaśniło mi się w głowie jak ważną kwestię w moim życiu odgrywają włosy przestałam je torturować, niestety musi minąć wiele czasu abym odzyskała swoje zdrowe, piękne i zadbane włosy.

    Odpowiedz
  • Mariolaa 9 kwietnia, 2017 at 07:31

    Napiszę jeszcze raz bo mój komentarz chyba zniknął :(
    Po pierwsze masz piękne włosy i zazdroszczę! Moim jeszcze daleko do takich ale od początku :)
    Przez pierwszych 5 lat życia o moje włosy dbała mama. Potem obrót o 180 stopni, wyprowadziła się, zostawiając mnie samą z tatą do tej pory nie dając nam znaku życia( 15 lat!! ). Oczywiście tato wychowywał mnie najlepiej na świecie ale w jednej kwestii był bezradny i po prostu nie wiedział, że o kobiece włosy trzeba dbać. Ja również nie wiedziałam bo nie miałam w swoim życiu przykładu. Robiłam z włosami co uważałam za szybkie i skuteczne. Myłam w gorącej wodzie, mocnym szamponem! Nie wiedziałam czym są odżywki. Energicznie pocierałam włosy ręcznikiem po czym zawijałam je w turban i hasałam tak po domu przez dobrą godzinę, czasem nawet dwie! Ostatnim grzechem było gorące powietrze suszarki i mocne czesanie włosów, ciągnięcie ich i szarpanie o szczotkę aby tylko rozczesać. Trwało to do 16 roku życia, moje włosy były po prostu zniszczone, spuszone i dobrze nie wyglądały. Poszłam do liceum i coś mnie tknęło. Zauważyłam, że moje rówieśniczki mają piękne włosy i pojęłam że muszę coś zrobić ze swoimi. Tak poznałam włosowe blogi, wgłębiłam się w temat. Zrozumiałam, że przez całe 11 lat robiłam moim włosom krzywdę. Wprowadziłam do swoje życia odżywki. Odpuściłam wszystkie grzechy z przeszłości i już po roku czułam minimalną poprawę. Jednak czegoś mi brakowało. Po pewnym czasie olejowanie, odżywki, maski, sera na końcówki itp. nie były mi obce. Stałam się obsesyjną włosomaniaczką. Z każdym dniem moje włosy stawały się piękniejsze, po wzlotach i upadkach zauważałam czego im trzeba a co szkodzi. Ostatecznym krokiem w dobrą stronę było odkrycie kosmetyków Biovax. Nareszcie moje włosy odnalazły swoją drugą połówkę. Wybaczyły mi 11 lat katorgi. Obecnie mając 20 lat mogę powiedzieć, że nie mam idealnych włosów lecz zdrowe. Z tego najbardziej się cieszę, są po prostu zdrowe :)

    Odpowiedz
  • Agnieszka Sobieraj 9 kwietnia, 2017 at 08:05

    Czytając Twoją włosową historię, zastanawiałam się czy może być coś gorszego i myślę, że ciężko :) Ale chciałabym podzielić się moją włosową „przygodą”. Ogólnie, gdy miałam 14 lat pożyczałam prostownicę od siostry i mimo, że włosy były i są z natury proste katowałam je prostwonicą na 'druty’. Kiedyś koleżanka mi powiedziała, że jak będę tak prostwać to mi wypadną i od tamtej chwili przestałam prostować i chciałam zapuszczać. Było ciężko, bo nie myślałam o świadomej pielęgnacji. Zapuszczałam 4 lata na długość za łopatki i wtedy podczas 18stych urodzin chciałam ugotować barszcz czerwony odwróciłam się na moment, poczułam smród gorszy niż spalenizna i zorientowałam sie, że palą mi się włosy… szybko i przytomnie ugasiłam ręcznikiem czy jakąś szmatką kuchenną.. no ale włosy do połowy zniknęły a reszta była cała w strzępkach… teraz minęły 2 lata od incydentu i ponownie zaczęłam się o nie starać, tym razem ze świadomą pielęgnacją :) Ide właśnie zaparzyć pokrzywę :)

    Odpowiedz
  • jaanetkaa 9 kwietnia, 2017 at 08:47

    Najbardziej żałuję sytuacji,która miała miejsce 13 lat temu,mianowicie chodzi o zabawę mojego dzieciństwa,kiedy to grupa moich znajomych wyciągnęła mnie na zabawę w chowanego. Schowałam się w trawie,gdzie było pełno tzw. 'dziadów’,miałam ich mnóstwo we włosach,z płaczem biegłam do domu,bojąc się jak zareaguje moja mama. Miałam wtedy długie,brązowe,falowane włosy,nie można było w żaden sposób wyciągnąć tych dziadów,obcięto mnie na „grzybka” tak,miałam włosy do uszu :D Trzy lata później,kiedy włosy już odrosły zaczęły się przeboje,pasemka,za jakis miesiąc farbowanie na czarno,używanie karbownicy,prostownicy z przypalonymi płytkami. Moja droga do pięknych i zdrowych włosów jest jeszcze długa,po tych wszystkich metamorfozach włosowych mam gdzie, nie gdzie czerwone/rude refleksy,które próbuję zniwelować naturalnymi płukankami,na pewno nie użyję już farby ! Stawiam teraz na naturalność i koniec z prostownicą,modeluję swoje włosy na okrągłej szczotce z suszarką i chłodnym nawiewie,jednak można odstawić prostownicę i farby do włosów,a zastosować naturalne składniki :)

    Odpowiedz
  • Kinga 9 kwietnia, 2017 at 09:53

    Moja wlosowa historia jest najwiekszym błędem jaki w życiu popelnilam. Od gimnazjum zaczelam uzywac prostownicy. Moje wlosy i tak byly proste, ale nastala moda na wlosy proste jak druty, wiec nie chcialam byc gorsza. I tak sie zaczelo. Dzień w dzien z prostownica, codziennie katowanie wlosow, w pozniejszym czasie nawet kilka razy dziennie.. :/ wlosy byly popalone, zniszczone, ale czas technikum dal mi znowu kolejny „genialny” pomysł. Z mojego pięknego naturalnego brązu, zamarzylam sobie platyne haha. Tak wiec kupiłam rozjasniacz i zaczelam dzialac. Wlosy wyszly zolte, więc farbowalam dalej, az w koncu doszlam do wymarzonego koloru. Blond w koncu mi sie znudzil, wiec zrobilam rude. Nie czulam sie w nich jednak dobrze, wiec po miesiqcu powrot do platyny hahaha. Wiem, zwariowalam. :D w koncu nastal przelom, meczylo mnie farbowanie odrostow, wiec zrobilam braz. Nie prostowalam juz tak czesto. Zaczelam je odzywiac. Przefarbowalam na czarno i w ten sposob w miarę je odzywilam. Od tamtego czasu nie farbuje wlosow i odzyly. Teraz czekam az wlosy wroca do mojego naturalnego koloru. Prostownica została wyrzucona juz dawno temu dzieki czemu wlosy sa proste. :D

    Odpowiedz
  • Maja 9 kwietnia, 2017 at 13:45

    Kiedy mialam 13 lat babcia miala mi podciac tylko same koncowki, przed podcieciem kilka razy powtarzalam zeby podciela tylko 2 cm i mowila ze tak, tak same koncowki, ze nawet nie zauwaze roznicy. No i faktycznie NIE ZAUWAZYLAM, ale tego jak mi podciela az do ramion. Skrocila mi moje ukochane wlosy az do ramion! Nakrzyczalam na nia a ona powiedziala, ze szybko odrosna i ze odzyja i nie bedzie mi tak goraco w lato. Pamietam jak pozniej caly dzien stalam i mierzylam ile cm maja moje wlosy i oczywiscie zadzwonilam do mamy sie poskarzyc na babcie. Od tego czasu babcia nie dotykala moich wlosow. No i zapuszczalam az do teraz a mam 20 lat, nigdy nie farbowalam, teraz mam poldlugie, ciemnobrazowe i krecone. Nie prostuje nawet a i tak sie rozdwajaja. Wlosy krecone chyba maja to do siebie ;) ale do tej pory wypominam babci tamta sytuacje. Jeszcze nie znalazlam odpowiednich kosmetykow dla swoich kreconych i naturalnych wlosow, ktore zapuszczam dalej do pasa.

    Odpowiedz
  • Beata Pietrus 9 kwietnia, 2017 at 14:03

    Najgorsze co zrobiłam moim włosom to traktowanie ich przez lata wyłącznie jako ozdobę, a nie integralną część mojego ciała.
    Od zawsze stosowałam kremy, balsamy, maseczki i inne różności, żeby zadbać o skórę, niestety włosy nie miały tyle szczęścia.
    Tylko intensywne zabiegi, by na zewnątrz wyglądały dobrze, jednak od środka o nie nie dbałam. Niestety po czasie różne
    zabiegi nie przynosiły już oczekiwanych efektów, bo włosy po prostu były zbyt zniszczone. Wtedy zrozumiałam, że o nie także
    muszę dbać tak jak o skórę. Gdy włosy wróciły do utraconej formy wyglądają o wiele lepiej, a teraz staram się o nie dbać tak jak o skórę.

    Odpowiedz
  • Magdalena J 9 kwietnia, 2017 at 14:58

    Eksperymenty na głowie nie zawsze prowadziłam na własną rękę. Zaczęło sie w wieku kilku lat kiedy to wraz z kuzynem bawiliśmy się w fryzjera i najpierw poobcinaliśmy włosy lalkom, a później sobie. W podstawówce z uporem maniaka zapuszczałam włosy i grzywkę która notorycznie wchodziła mi do oczu, a mama jak na złość każdy większy przyrost włosów ścinała mi na fryzurę ,,od garnka” lub ,,na grzybka”. Prawdziwe eksperymenty były dopiero przede mną. W szkole średniej na mojej głowie można było znaleźć pełną gamę kolorów: od blondu koloru żółtego ptaka z ulicy sezamkowej, przez zieleń niczym Ania z Zielonego Wzgórza po jej nieudanej próbie pozbycia się rudości, po czerń która przy moim bladym licu czyniła ze mnie członka rodziny Adamsów. Apogeum przyszło jednak po tym gdy ktoś z klasowych kolegów rzucił hasło, że włosy kręcą się gdy kudłate myśli nie mieszczą się w głowie. Jako posiadaczka włosów prostych jak druty zapragnęłam uchodzić za przebojową i bardziej niegrzeczną niż na prawdę byłam. W ruch poszły najpierw lokówki a później trwała dzięki czemu osiągnęłam wygląd rasowego pudla. Teraz po kilku latach i nieświadomie przebytej anemii na głowie zostały mi 3 włosy na krzyż. Co prawda z trzech włosów można jeszcze zrobić warkocza, jednak miło by było być posiadaczką większej ilości włosów i móc poszaleć z inną fryzurą.

    Odpowiedz
  • Iwona 9 kwietnia, 2017 at 19:14

    I ja się dziwię, że mam jeszcze jakieś włosy na głowie! Zaczęłam farbować 10 lat temu z grubej rury, na rudo! Po 2 tygodniach po kolorze śladu nie było, więc kolejne farbowanie i było tak: czerwone, jasny brąz, średni brąz, czekoladowy brąz, czarny, rozjaśnienie i blond. Dodatkowo przez całe gimnazjum i liceum dzień w dzień zabawa prostownicą. Największym grzechem w tym czasie było chyba jednak to, że nie rozczesywałam włosów po ich umyciu bo mi się zwyczajnie nie chciało. Od 8 miesięcy próbuję naprawić moje włosy, nie farbuję, raz na jakiś czas walnę odżywkę i maskę :D mam marzenie żeby do ślubu doprowadzić głowę do względnego porządku, a to już za 2 miesiące! :D

    Odpowiedz
  • AGA 9 kwietnia, 2017 at 20:16

    Najgorsze co zrobiłam to oddałam się w ręce mojej starszej o 2 lata siostry mając 8-9 lat! Zabawa al’a wizyta u fryzjera niby brzmi fajnie ale .. obcinanie włosów nożyczkami ze szkoły całymi brudnymi, poklejonymi.. Uwaga TAPIROWANIE całych włosów okrągłą szczotką, która została w moich biednych włosach wręcz zakopana! To okropne wspomnienie i dla mnie i dla moich włosów.. Efekt finalny : mama obcinająca szczotkę dookoła by wydostać ją z moich włosów, po tym wszystkim na głowie miałam chyba z 5 różnych długości włosów, poplątanych maksymalnie oraz wielką górę wyrwanych włosów..Okropne doświadczenie chyba dlatego do dziś boje się fryzjera.

    Odpowiedz
  • Gosia (już bez gumki) 9 kwietnia, 2017 at 20:21

    Droga do pięknych włosów… Chyba jestem ślepa, bo nie potrafiłam jej nigdy znaleźć, aż za rękę wzięła mnie młodsza siostra. Tak, tak, zawsze to ja jej wszystko pokazywałam, uczyłam, a ostatnio to ona stała się moim przewodnikiem. A jako że jest debiutantem w tej roli, to mnie wepchnęła na głęboką wodę. No to teraz idę tą drogą, a raczej szlakiem wysokogórskim i nie potrafię się odnaleźć, bo okazało się, że oprócz szamponu i odżywki istnieją również: maski, wcierki, oleje, mgiełki, silikony, jedwabie, balsamy, metody mycia, metody czesania, metody nakładania, mieszanie własnych misktur i Bóg wie, co jeszcze. Mało? To jeszcze trzeba znać się na składzie kosmetyków, gdzie jest ten wstrętny paraben, pod jaką nazwą schowały się PEGi, czy jest SLS, SLES, sztuczne barwniki, fatalne konserwanty. Ludzie, ja jestem tylko polonistką! No i jak głupia stoję i się rozglądam, a tu proszę, Karolina z szafeczka.com odwaliła za mnie najtrudniejszą robotę, bo nie tylko poleciła zestaw kosmetyków i to bez paskudztw w składzie, ale jeszcze przypięczętowała ich skuteczność świadectwem swych włosów :)
    OK, to tyle o drodze. Teraz o tym, co najgorszego zrobiłam włosom. Otóż… złamałam moje włosy. Tak jak można złamać rękę czy nogę, ja złamałam włosy. Od jakiegoś czasu codziennie spinałam je gumką (tak wygodniej się lata za małym, żywotnym dzieckiem po placu zabaw). A że często mi się ześlizgiwała, to oplatałam nią włosy nie 2 razy, ale 3-4. Codziennie. Od rana do wieczora. I nie wiem, jak to możliwe, ale dopiero teraz zauważyłam, że rozpuszczone włosy w miejscu trzymania gumki są odgięte, zniekształcone. I nie da się tego rozprostować. Fryzjerka powiedziała, że zostałam katem swoich włosów (dziękuję za takie słowa pocieszenia), że są nie do naprawy, muszę zapuszczać włosy, to jedyna rada. Więc trochę tego zapuszczania mnie czeka (gdzie złamanie, a gdzie koniec włosa!). Co gorsze, włosy od tego odgięcia aż po koniuszki zaczynają mi się kruszyć i rozdwajać. Spodziewałybyście się, że zwykła gumka może zasiać takie spustoszenie? :O

    Odpowiedz
  • Magdalena 9 kwietnia, 2017 at 20:56

    Moja „włosowa” historia zaczęła się wraz z końcem liceum. Wcześniej pomimo „starań” objawiających się co raz to genialniejszymi pomysłami ( tak jak np. rozjaśnianie wodą utlenioną, cytryną na słońcu robienie sobie na blond włosach pasemek czarną farbą mamy czy malowanie ich na kolorowo plakatówkami… próba z żelazkiem również u mnie miała miejsce ze względu na bardzo niesforne w tamtym czasie włosy) miałam przepiękne, gęste włosy, nie wiedziałam czym jest wypadanie, rozdwajanie się czy łamanie włosów. Najgorszym wrogiem moich włosów okazał się jednak stres. Przed maturą byłam w dość trudniej sytuacji życiowej, dodatkowo zbliżający się egzamin, od którego to ponoć zależy nasza dalsza droga, wszystko to strasznie odbiło się na kondycji moich włosów. Wieczorami siedziałam i ze łzami w oczach liczyłam włosy które straciłam (podczas jednego czesania potrafiłam stracić ich nawet 400!). Ratowałam się WSZYSTKIM co wyczytałam w internecie, brałam wszystko to było w aptece, Rossmanie, smarowałam, myłam, łykałam proszki, jednak „najciekawszym” pomysłem było wcieranie naparu z kozieradki. Zioło to było mi wcześniej znane, zdarzało mi się pijać mieszanki które je zawierały, jednak już wtedy nie polubiłam jego intensywnego zapachu. Ale, skoro na forum piszą że zapach jest nie wyczuwalny na włosach, to na pewno mają racje. Po każdym umyciu, wcierałam sobie ten bosko pachnący płyn, szłam spać a następnego dnia biegłam do szkoły. Na początku nie skojarzyłam faktów gdy co raz to inna koleżanka mówiła mi że czuje zapach rosołu, Vegety czy innego kurczaka. Jednak gdy doszłam do tego, że to ja jestem problemem, zaprzestałam tego „rytuału”. Od tego czasu minęło już parę lat, znalazłam produkt, który mi pomógł uporać się z problemem wypadania. Teraz jednak nastał okres przesuszenia i plątania. Rozczesanie moich włosów wymaga czasem ingerencji współlokatorki i długich godzin w skupieniu, ostatnia próba nakręcenia na wałek skończyła się obcięciem kosmyka przy skórze, fryzjerka była w szoku gdy zobaczyła moje włosy, nie sądziłam że końcówki mogą się roztrajać a nawet rozczwarać (chyba nawet nie ma takiego słowa..). I tutaj również stałam się testerką wszystkiego co dostępne, blokuje mnie jednak moja alergiczna skłonność, AZS wymaga stosowania naturalnych, pozbawionych „ciężkiej” chemii produktów. Obecnie jestem na etapie olejowania, słyszałam jednak wiele dobrego o firmie BioVax a do tego zapach mango w kosmetyku to chyba spełnienie moich marzeń <3

    Odpowiedz
  • Justyna 9 kwietnia, 2017 at 21:04

    Jako dziecko miałam długie ciemne PROSTE włosy do pasa. Oczywiście w wieku 15 lat i mnie dopadł młodzieńczy pomysł zmiany wizerunku. Pomysł był taki: ścianam włosy na krótko! Mama załamana, próbując wybić mi ten pomysł z głowy, wymyśliła, żebym zrobiła sobie jej ulubioną fryzurę czyli trwałą ondulację! Tyle tylko że na długich włosach. Cóż, pomyślałam może mama ma rację. Korzystając z usług ulubionej fryzjerski mamy, zrobiłam sobie trwałą… Jak wyszło? Pierwszy tydzień nawet byłam zadowolona… a potem zaczął się horror! Włosy oczywiście nie przypominały loków tylko siano i do tego zaczęły się łamać w połowie! Po pół roku wyglądam jak gdyby dopadła mnie kura! Tragedia! Oczywiście musiałam ściąć. 3 lata trwało zanim odrosły, ale już nigdy nie były takie jak przed ondulacją. Nadal się puszą i falują. Muszę używać prostownicy, bo nie mogę na siebie patrzeć. Oczywiście końcówki mam przesuszone i połamane. Jedno wiem, nie pozwolę na takie eksperymenty moim córkom, najpierw się obrażą ale jak dorosną to podziękują…

    Odpowiedz
  • Kindziuk 9 kwietnia, 2017 at 21:23

    Zaczęło się od tego, że w 5 klasie podstawówki obcięłam moje długie, miękkie, zdrowe włosy do ucha, o zgrozo, nożyczkami do degażowania i brzytwą. Fryzjerka zadowolona, ja jeszcze bardziej, bo już nie są takie nudne i mogę je wreszcie wywijać. Oczywiście na żel albo lakier, byle jaką szczotką i gorącym podmuchem suszarki przyklejonej wręcz do włosów nawiniętych na szczotkę. Po trzech takich ścięciach stwierdziłam, że nie potrzebuję już obcinać włosów, bo już same tak się łamały i wykruszały, że… Dramat, nic więcej. :) Potem w gimnazjum loki na dyskotekę szkolną. Pożyczyłam lokówkę od sąsiadki, pamiętała chyba drugą wojnę światową, goła blacha, ale jak wklepałam żel we włosy i spryskałam lakierem to loki eleganckie! Nic, że śmierdziały spalenizną. Przecież ma wyglądać, a nie pachnieć! :) Potem doszła prostownica co dzień przez kilka lat. I moje zdziwienie, dlaczego te końce nie chcą się prostować? Muszę kupić jakąś mocniejszą… Potem farby chemiczne, no przecież po nich włosy takie odżywione i piękne! Od dwóch lat henna, odżywki, maski, serum, olejki, cuda wianki i włosy dochodzą do siebie. Czy człowiek mądrzeje po 25 roku życia? :)

    Odpowiedz
  • Joanna 9 kwietnia, 2017 at 21:45

    Gdyby karali za „zbrodnię” na włosach, to dostałabym dożywocie ;) Przygodę z katowaniem włosów zaczęłam w gimnazjum. Pierwsze prostowanie włosów pożyczoną prostownicą wywołał zachwyt. Z racji tego, że nie miałam własnej, równiej zdarzało mi się korzystać z żelazka :/ Sprytna Asia szybko nazbierała pieniądze na swoją pierwszą prostownicę i tu właśnie zaczęły się schody. Prostowałam włosy po kilka razy dziennie, CODZIENNIE. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Spalone końcówki, dosłownie spalone. Jestem szatynką, końcówki miałam białe, wyglądałam jakbym miała łupież na końcówkach włosów. Poszłam do fryzjerki, która się przeżegnała jak zobaczyła moje włosy. Wyrok był jeden: ostre cięcie. Z włosów sięgających połowy pleców zrobiły się do ramion. Jednak to nie zrobiło na mnie dużego wrażeni, bo włosy prostowałam nadal. W liceum wpadłam na kolejny genialny pomysł i zrobiłam sobie blond pasemka. Na głowie zrobiło mi się jedne wielkie siano. Jedynym plusem na tamten czas było to, że na blondzie nie było widać spalonych końcówek ;) Po kilku ładnych latach niszczenia włosów, postanowiłam coś z tym zrobić. Nasuwało się pytanie JAK? Najłatwiej poszukać w „internetach”. Przeczytałam chyba wszystkie możliwe strony poświęcone pielęgnacji włosów. Na początku wróciłam do swoich naturalnych włosów. Oczywiście nie obeszło się bez kolejnego ostrego cięcia. Następnie zaczęłam stosować maski różnego rodzaju. W jej wyborze kieruje się przede wszystkim składem i nie będę oszukiwać opiniami innych. Do dziś nie mam jednej ulubionej. Za każdym razem, gdy skończy się jedna kupuję inną. Zastanawiacie się pewnie dlaczego? Zauważyłam, że gdy stosowałam dłuższy czas jedną maskę moje włosy się do niej przyzwyczajały. Maska nie dawała żadnego efektu. Następnie wprowadziłam oleje. Olejowanie włosów cudowna sprawa. Najlepszy jak dla mnie to olej kokosowy i 7 oils z Nacomi. Ograniczyłam prostowanie. Mam nadzieję, że kiedyś zrezygnuję z niego całkowicie. Jak ktoś przez kilka ładnych lat prostuje codziennie włosy to wie, że nie da się z tego tak łatwo zrezygnować. Dziś mam 28 lat. Moim włosom daleko do ideału , ale mam nadzieję, że jestem na dobrej drodze :)

    Odpowiedz
  • podwojne_zycie_veroniki 9 kwietnia, 2017 at 23:57

    Prostowania żelazkiem chyba nie przebiję… Swoją drogą słyszałam od wielu znajomych, że też tak próbowały.
    Moje grzechy zaczęły się w gimnazjum, gdy dostałam prostownicę. Przez 3 lata CODZIENNIE prostowałam włosy jakieś 20-30 minut. Przez pierwsze tygodnie nawet było okej. Potem miałam takie pierze, że tylko prostowanie ratowały moje włosy, wpadłam w swoje własne sidła.
    W liceum mi przeszło. Zaczęło się za to farbowanie i podkręcanie. Teraz wiem, że używałam zbyt wiele produktów do stylizacji, co moje włosy szalenie odczuły.
    Jednak najgorsza rzecz przyszła w pewne wakacje. Po farbowaniu wyszedł mi na włosach zamiast brązu ciemny heban. To była dla mnie tragedia. Jedno ściąganie farby – zero efektu. Potem drugie -troszkę lepiej. Jednak do tej kuracji dorzuciłam sobie trzy rozjaśniania dzień po dniu. Co prawda robiłam kąpiel z małą ilością preparatu ale to i tak straszne. Nie zostało mi nic innego jak ściąć jakieś 10-15 cm końcówek, które i tam same się już łamały.
    Od tego czasu przystosowałam. Moje obecne grzechy to farbowania (nie jest fajnie być 25-latką z siwymi placami na głowie) oraz niestety suszenie. Z prostowania zrezygnowałam bo gdy patrzę na moje stare zdjęcia i widzę sterczącą grzywkę to zupełnie nie chcę wracać do tego czasu.

    Odpowiedz
  • DAJANA 10 kwietnia, 2017 at 07:52

    Ja z tych czasów, kiedy prawie każda gimnazjalistka zdecydowała się na ombrehair. Z racji, że w mej wsi jest jeden „fryzjer”, zapisałam się od razu, coby w kolejce nie stać! Pani rozjaśniła mi pół głowy od „linijki” i o zgrozo, najlepszym rozwiązaniem byłoby ściąć ten „filc” do uszu. To była tragedia dla mego małego, młodzieńczego serduszka, bo na komers zamiast sukienki i baletek, mogłam iść w garniturze :D (chociaż teraz wiem że fajny byłby ze mnie facet) :D

    Odpowiedz
  • Kasia Lis 10 kwietnia, 2017 at 08:09

    Za moje eksperymenty na włosach sprzed kilku lat jest mi tak wstyd, że nie mam ani zdjęcia z tego okresu! Moje włosy sa cienkie i proste, dlatego co jakis czas robiłam sobie na nich loki. Mama stwierdziła, że do twarzy mi w takich, a że mam odstajace uszy i bardzo liche wlosy, namówiła mnie na zrobienie „lekkiej trwałej”-akurat byłyśmy u fryzjera, więc stwierdziłam, że raz się żyje. Tak, moje włosy po tym razie umarły. Miałam mieć ładne, duże loki na jakiś czas, a zamiast tego otrzymałam na głowie owce-włosy skróciły mi sie o połowę, a połowa włosów była wypalona! Mialam mase króciutkich, kłujących włosków na głowie. Żeby „ratować” sytuację zaczęłam je prostować (starą targową prostownicą), ale były tak skręcone, że nie dało się z nimi nic zrobić. Niestety miesiące mijały, a loki nie. Ostatecznie trwała musiała zostać ścięta… i tym samym straciłam dwa lata zapuszczania włosów :D tragedia, na samą myśl, włos sie jeży. A jak przypomnę sobie komemtarze innych to nie wiem, czy się śmiać czy płakać :P W każdym razie, po tamtym wydarzeniu nauczyłam się stosować przy każdym myciu odżywek, kilka razy w tygodniu używałam właśnie biovaxa do ratowania czegokolwiek. Teraz nie używam ani prostownic, ani lokówek, a nawet suszarka w ręku jest świętem! :)

    Odpowiedz
  • gabi 10 kwietnia, 2017 at 09:31

    Moje biedne włosy przeszły już chyba wszystkie męki, ale nie żałuję niczego, bo wszystkie głupoty jakie zrobiłam w życiu, nauczyły mnie czegoś i ukształtowały mnie taką, jaką jestem teraz, a akurat głupoty włosowe to najmniejsze jakie można popełnić, bo włosy nie uszy – odrosną! :) Moje zawsze były bardzo długie i mocne, ale kolor był taki szary, myszowaty, nienawidziłam go, więc najpierw jak miałam 16 lat to sama przefarbowałam się na czarno, później przyszła moda na prostownicę, wszystkie koleżanki miały więc czemu nie ja? A więc codzienne prostowanie stało się normą. Po jakimś czasie czarny mi się znudził, a zamarzyły mi się rude kręcone włosy! kasy na fryzjera nie było, więc znowu sama ściągnęłam kolor i zafarbowałam na rudo, dodatkowo babcia zrobiła mi trwałą, starym domowym sposobem… moje włosy o dziwo po tych zabiegach nie wyglądały tak tragicznie, ale jak zaczęły odrastać to wyglądałam jak pudel, od góry proste, a potem kręcone, nie mogłam się na siebie patrzeć, więc obcięłam moją trwałą i z pięknych długich za tyłek włosów, zostały mi smętne strzępy ledwo do ramion. Nadal byłam głupią nastolatką, więc stwierdziłam, że przyszedł czas na nowy eksperyment, a że zakochana byłam wtedy w platynie, to postanowiłam znowu się przefarbować, tym razem poprosiłam koleżankę, która całkowicie spaliła mi włosy, tak że jak mama mnie zobaczyła, to wzięła maszynkę i zgoliła mnie na jeża. Wydawać by się mogło, że zmądrzałam? A gdzie tam, jak tylko włosy mi odrosły (a mam to szczęście, że rosną bardzo szybko), to znowu je zafarbowałam na ciemny brąz i na ten kolor farbowałam już zawsze. Aż do niedawna, kiedy to w końcu, w wieku 24 lat dojrzałam na tyle, że postanowiłam raz na zawsze przestać farbować i uratować moje włosy. Więc teraz mam dziesięciocentymetrowe odrosły, wyglądam głupio, ale w ogóle się tym nie przejmuję i dążę do wyznaczonego sobie celu! :) Teraz jeszcze szukam odpowiednich kosmetyków do pielęgnacji, bo niestety ostatnio odkryłam, że moja ulubiona firma testuje na zwierzętach i wszystko co miałam wylądowało w koszu. Zawsze sprawdzam kosmetyki przed kupnem, ale tych testowanych na zwierzętach jest więcej niż myślałam, a te drugie robią mi z włosów siano, ale mam nadzieję, że w końcu znajdę coś idealnego :)

    Odpowiedz
  • Sabina300 10 kwietnia, 2017 at 09:54

    Mój największy grzeszek to z czarnych włosów przejście w ciągu miesiąca na blond. Z długich do pasa włosów pozostał bob, a to dlatego , że nieumiejętnie wykonany zabieg rozjaśniania i to w krótkim odstepie czasu sprawił, że moje włosy po prostu się pokruszyły, odpadały po kawałeczku, stały sie szorstkie i matowe i niestety żadnego ratunku dla nich nie było. Jak w reklamie pewnej marki pozostało ALBO ALBO…wybrałam cięcie. Teraz owszem tez rozjasniam ale juz u sprawdzonego fryzjera, stosuje maski, odżywki no i Nobel dla tego, który wynalazł jedwab do włosów, bo pieknie nawilża moje końcówki i przede wszystkim wygładza moje niesporne kosmyki.

    Odpowiedz
  • Miśka 10 kwietnia, 2017 at 10:11

    Włosy? Cóż, moja historia jest na pewno bogata w nowe pomysły i doświadczenia, które nie zawsze sprzyjały moim włosom, ale jak to mówią moje przyjaciółki ” Anka, Ty nawet gdybyś domestosem włosy umyla to i tak miałabyś je dalej na głowie ☺”
    Moja przygodę „fryzjersko – ejsperymentalna” zaczęłam dość wcześnie bo już w wieku 14 lat zaczęłam robić pasemka. Taka byla wtedy moda. Miałam taką dużo włosów ze pamiętam że pierszy raz robiono mi je na 3 razy ☺. Potem już poleciało. Różowe końcówki, były też bordo, czerwone, a nawet prawie czarny spod włosów – pamiętacie, też była taka moda – połowa włosów ciemną a na górze jasny tleniony blond. Masakra !!! Kiedy skonczylam liceum zapragnelam warkoczykow- mnóstwo malutkich, cieniutkich i dluuugich po pas. Miałam ich 220 !!! Pierwsze 2tyg były koszmarem bo okazało się ze jestem uczulona na syntetyk i moja skóra głowy przypominała jedna ranę a włosy musialam plukac tymiankiem. Ale wytrzymałam i potem gdy włosy delikatnie odrosly było już super. Mieszkałam wtedy w Barcelonie więc wzbudzalam zachwyt wśród czarnoskorych mężczyzn. Blondynka z warkoczami do pasa – bylam ” zjawiskiem”☺ Po 3 miesiącach włosy odrosly i warkocze trzeba było rozplesc. Zajęło mi to 3 dni !!! Potem kilogram maski i zaczęłam rozczesywania – to był koszmar. Wyczesalam tyle włosów ze mogłabym z tego zrobić niezłą peruke. Płacz i rozpacz Ale nie poddała się. Skrocilam włosy i zaczęłam je mocno odżywiać. Po powrocie do Polski znalazłam farbę która idealnie zlala się z moim kolorom włosów więc odrosty przestaly istniec o na rok skonczylam z farbowaniem. Włosy odrosly, zgęstnialy i odpoczely od chemii. Ale byłoby zbyt pięknie gdyby tak zostało. Zamarzylam żeby mieć loki- no i zrobiłam trwala. Najgorsza decyzja ” wlosowa” w moim życiu. Po dwóch miesiącach włosy sięgające prawie pasa musialam ściąć do brody Miłość do długich włosów jednak pozostała i po jakimś czasie przedluzylam włosy. Tak – miałam piękne długie ale wymagające mnóstwo pracy włosy. Nauczyłam się przedłużać sama i wyszkolilam od tego przyjaciółkę więc przez 3lata co 3 miesiące w zaciszu domowym odbywały się sabaty sprawiający ze moje hairy były długie i gęste. Przez te 3 lata moje włosy odrosly i w końcu stały się takie długie jak te ktorymi przrdluzalam. O dziwo także trochę zgestnialy i poprawiła się ich jakość – pewnie dlatego że na „sztuczne – naturalne” włosy wylewalam hektolitry odżywek, jedwabiu itd. Od tamtej pory moje włosy były naturalne ale farbowane, zawsze ta sama farba z L’oreala i co 6 miesięcy podcinane o 1cm – tak znałam o ich długość. I coś nagle się stało w mojej głowie – poszłam do mojej zaufanwj i jedynej fryzjerki i poprosiłam o Long Boba ☺ obecnie mam włosy ścięte bardzo asymetrycznie. Różnica między tyłem a przodem to jakieś 20 cm ale nigdy moje włosy nie ukladaly się tak jak teraz. Są puszyste, suche końce zostały ścięte więc włosy wyglądają na zdrowsze a ja się sobie po prostu podobam. Mimo że po scieciu kilkudzuesieciu centymetrów włosów słyszałam ” scielas włosy? Zwariowalas były takie długie ” ale nie ukladaly się i były za ciężkie żeby jakkolwiek je ułożyć. Teraz są idealne – ale zobaczymy na jak dlugo☺ znając mnie za jakieś czas pewnie znowu wymysle jakąś metamorfozę. Pozdrawiam wszystkie eksperyentatorki

    Odpowiedz
  • Kama 10 kwietnia, 2017 at 13:15

    A ja swoim włosom zafundowałam dready :)
    Miałam lat 17 i nigdy wczesniej ich nie obcinałam-sięgały do kolan. I wtedy wpadałam na pomysł zrobienia dreadów (wyszły do ramion.
    Żeby tego było mało, postanowiłam przefarbowac je na blond (z ciemnobrązowych) W tym celu zakupiłam 2 farby i wraz z mamą i siostrą przystapiłyśmy do dzieła. Niestety po zużyciu dwóch farb okaząło się, ze to mało, siostra została wysłana na zakupy, a że mieszkałam w dośc małej miejscowości, to i w sklepach nie było dużej ilości artykułów. Niestety w tym, w którym kupowałam nie było juz farby w tym kolorze, udało się w innym dokupić kolejne 2 farby (w trybie ekspres, bo nie zapominajmy, ze ja w tym czasie siedziałam już z 2 farbami na głowie:) Niestety 4 farby to tez było mało! Po kolejnej rundzie w dalsze rejony miasta siostra wróciła z kolejną farbą, ale innego producenta (tamtego już nigdzie nie było) :)
    Efekt był taki, że miałam 3 odcienie blondu (2 pierwsze farby po 2 godziny na głowie, 2 kolejne krócej, a piata farba w innym kolorze:) Dodatkowo po około miesiącu z dreadów zaczęły wychodzić niezafarbowane włosy:)
    W efekcie ścięłam włosy na jeża:)
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  • Dominika K. 10 kwietnia, 2017 at 13:47

    Moich błędów włosowych było masę, może dlatego, że szkoliła się na nich moja siostra…zaczęło się od prób farbowania, trwałej ondulacji, rozjaśniania. Moje włosy miały ze mną i z siostrą mocno pod górkę. Przez trzy lata, gdyby ktoś robił mi to, co ja im chyba bym oszalała. Ale w pewnym momencie troszkę oprzytomniałam i sfolgowałam. Kiedy już troszkę odżyły, ja im znowu wbiłam igłę, z czarnych włosów rozjaśniłam ich na blond, robiąc to nie w salonie jak na człowieka przystało a w domu. Z włosów zrobiłam pióropusz, były mocno łamliwe i cienkie. Wtedy pierwszy raz zamiast im pomóc potraktowałam ich prostownicą, żeby były ładne choć przez dwa dni. Nie miały ze mną łatwo i zamiast być moją ozdobą były moją zmorą. Dzisiaj dbam o nich mocno, a one odwdzięczają mi się swoim ładnym wyglądem i zdrową kondycją.

    Odpowiedz
  • Joanna Wu 10 kwietnia, 2017 at 18:24

    Pudel i hart afgański. Czyli ja i moja najlepsza przyjaciółka :) Ona i jej włosy pełne delikatności, gładkości niczym włosy anielskie, które kiedyś królowały na mojej bożonarodzeniowej choince kupę lat temu ;) Jej naturalnie proste włosy widać już z daleka – to jej wabik i na mężczyzn i na kobiety, które z niepohamowaną zazdrością zerkają w jej kierunku – nic w tym dziwnego, widzieliście kiedyś blond harta afgańskiego?! Zawsze zwraca na siebie uwagę! Pełen gracji, dystyngowany, jakby arystokratyczny, dumnie kroczący przez życie. Za hartem biegnie kudłaty, czarny pudelek. Obskakuje harta, wesoło rozmawiając – to ja ;)Jest mnie zawsze wszędzie pełno, głośno i jeszcze więcej :) Moje włosy, jak i ja zresztą żyją na dziko, mimo, że staram się ujarzmiać je kosmetykami, one zawsze znajdą sposób, by zaznać trochę wolności. Objętość – to zdecydowanie ich domena. Każda sprężynka wygięta w inną stronę, każda chce być wyżej i widzieć więcej ;) Domyślacie się już zatem co najgorszego zrobiłam swoim włosom? Taak, stałam się własnie blond hartem! Moje ciemnobrązowe włosy przeżyły poważny szok i to nie tylko kolorystyczny. Chemiczne prostowanie moich pokręconych włosów skończyło się popaleniem i mega wysuszeniem, którego pozbywałam się przez 2 długie lata (serio!). Teraz już wiem, że nie każdy może i nie każdy powinien stać się swoim włosowym przeciwieństwem. Takie to właśnie nasze pieskie życie :P Pudel i hart afgański – to my -przyjaciółki od szczeniaka :)

    Odpowiedz
  • Joanna Wu 10 kwietnia, 2017 at 20:21

    Biję się w pierś i każdego „harta” zamieniam na „charta” :)

    Odpowiedz
  • Justyna Kik 10 kwietnia, 2017 at 21:55

    Najbardziej dziś żałuję dnia, w którym po raz pierwszy przyszła mi do głowy myśl, że chcę zafarbować włosy. Namówiła mnie koleżanka pod koniec podstawówki, za chwilę miały być egzaminy do liceum a ja zafundowałam sobie ziolową farbew kolorze rudym. Jako, że było to moje pierwsze farbowanie dokładnie pokryłam przedziałek na środku głowy dzięki czemu uzyskałam efekt pomarańczowego paska:/ a potem było już jakoś z górki. Ciotka robiła mi archaicznymi metodami pasemka, potem sama farbowałam włosy w domu na przeróżne odcienie blondu, brązu i rudego. Którego pięknego dnia w salonie fryzjerskim pewna pani spaliła mi włosy przy okazji robienia pasemek. Przez kolejne miesiące moje włosy były jak słoma w dotyku. I dalej znów je przyciemniłam i to tak, że kilka lat później ściągnąłam kolor. Od tamtego czasu jest lepiej pod względem kolorystycznym. Raczej wybieram chłodne blondy. Ogólnie ludzie wokół są zaskoczeni,że farbuję włosy sama bo efekt jest lepszy niż niejedna koleżanka ma po wyjściu od fryzjera. A generalnie chodzi o to, że włosy mam słabe, przesuszone, moje loki już nie są sprężyste tylko sianowate. I tak patrzę często na włosy mojej prawie czteroletniej córeczki i marzę znów o moim naturalnym kolorze. Może i jest mysi, nijaki ale włosy miałabym zdrowe, pełne blasku i mocne. Zazdroszczę jej tych blond włosów i coraz częściej chcę zaryzykować i więcej nie farbować.

    Odpowiedz
  • Anna Be 11 kwietnia, 2017 at 13:40

    10 lat wstecz. Ja-szesnastolatka z naturalnymi włosami w kolorze „mysi brąz”. Zafascynowana Dodą,jej tipsami,blond włosami i buntowniczym stylem bycia,zapragnęłam mieć włosy wlasnie w kolorze blond! :) Hmmm…jak się do tego zabrać? Ależ od czego ma się przyjaciółkę?:) po szkole poszłyśmy do drogerii,kupiliśmy rozjaśniacz do włosów( powinno być to zakazane do 18 roku życia,Haha), farbę w kolorze platynowym blond i pędem do domu-działać:) Brzmi przerażająco co? Tak-zrobiłyśmy to. I wbrew pozorom wcale nie uczęszczaliśmy wówczas do szkoły fryzjerskiej. Wszystkiego dowiedziałyśmy się z najmądrzejszej encyklopedii świata-Google:) brrrr…do dziś nie mogę bez emocji przypominać sobie tamtego dnia. Włosy-rude. Spalone. Suche jak siano w sierpniu. Byłam załamana! Kruszyły się,wypadały. Tragedia! Mama po powrocie z pracy pojechała ze mną do fryzjera,aby ten,naprawił moje włosy. Ja uparta,głupia gęś-chciałam być tą blondynką dalej. Fryzjer odparł,że nie zafarbuję mi tych włosów,bo są popalone, i potrzebują czasu na regenerację przed kolejnym farbowaniem. No to pięknie:( Zalecił serię zabiegów regeneracyjnych przez okres miesiaca. Chodziłam o salonu sumiennie 3razy w tygodniu. Nie miałam nic do stracenia,a do zyskania-dużo. No cóż…dziś mam 26 lat, włosy farbuję tylko u fryzjera,stosuję właściwą pielęgnację-która jest baaardzo ważna, i co najważniejsze-dalej jestem blondynką, ale o zdrowych włosach:) morał? Takie rzeczy tylko i wyłącznie należy wykonywać u profesjonalisty :)

    Odpowiedz
  • Marta 11 kwietnia, 2017 at 14:58

    Na co dzień mam dość klasyczną fryzurę – włosy półdługie, kolor ciemny blond ze złocistymi refleksami. Chodzę, chodzę taka klasyczna, aż następuje moment kulminacji, wzbiera się we mnie potrzeba zmiany i…różnie bywa. Jeśli idę do fryzjera to połowa biedy – co profesjonalista to jednak profesjonalista. Gorzej, gdy w przypływie włosowego szaleństwa idę do łazienki, biorę moje nożyczki i daję się ponieść fantazji. Trzy lata temu zapragnęłam zmiany – urodziłam dziecko, hormony zagrały, a ja w głowie usłyszałam podszept: „No dalej, zrób to!”. W końcu zrobienie sobie grzywki nie może być takie trudne, prawda? Blogerki całe tutoriale nagrywają. Wyprostować włosy, wziąć ostre nożyczki i ciach! Łatwizna, prawda? No NIEPRAWDA. Moje włosy wyglądały niczym schody zaprojektowane przez Salvadora Dali…Chyba nawet płakałam;) Następnego dnia umówiłam się do fryzjera na podcięcie, lecz przez ponad dobę wyglądałam jak ofiara jakiegoś szaleńca z nożyczkami;)

    Odpowiedz
  • Oliwia 11 kwietnia, 2017 at 21:02

    Pytanie konkursowe skłoniło mnie do dłuższej refleksji. Ciężko Nam- Polakom mówić o swoich wadach i błędach, lepiej je wytknąć komuś. Nie jest to stereotyp, lecz moje własne doświadczenie. Także plus za pytanie konkursowe, które ukaże to co my robimy źle a nie ładniejsza koleżanka.
    Czego najbardziej żałuję? Hmm… Tego, że tak późno rozpoczęłam systematyczną pielęgnację moich włosów. Do niedawna moja pielęgnacja polegała na psiknięciu odżywką w sprayu we włosy i v’oila gotowe! Teraz widząc stan moich włosów, stwierdzam iż nie jest to wystarczająca pielęgnacja. Włosy są moją wizytówką, mogą być wizytówką zadbanej kobiety! Żałuję, że dopiero teraz dostrzegłam to że mogą być piękne i stanowić moją siłę.

    Odpowiedz
  • inka 12 kwietnia, 2017 at 10:41

    Ja mogę napisać czego żałuję… żałuję, że zasnęłam kiedyś w poszewce na głowie. Nie wiem jak się to stało. Oczywiście temat nie byłby do żałowania, gdyby nie to, że sytuacja miała miejsce u dziadków na wsi, a w poszewce było świeże pierze. Zapach okrutny, nie do zmycia. O widoku mojej kurzej białej głowy nie wspomnę. Do dziś pamięta ją chłopak, który postanowił się z tą kurą ożenić…. to może jednak tego nie żałuję? :)
    Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  • Justyna Szlachta 12 kwietnia, 2017 at 12:53

    Moja droga w pielęgnacji włosów równie była wyboista, dopóki nie trafiłam na kosmetyki z firmy BIOVAX. Teraz, kiedy widzę jakie mają efekty z ich stosowania droga do celu pięknych włosów coraz bardziej jest wyrównana. Staram się ten stan utrzymywać i dalej brnę do przodu.
    Kosmetyki BIOVAX, stosuję od ok. 3-4 lat :) Z chęcią opowiem jak na nie trafiłam :) Wcześniej stosowałam kosmetyki do włosów z różnych firm, które można kupić w każdym markecie. Wybierałam te, które wpadały mi w oko, kusiły kolorowymi opakowaniami i opisami, o jakże to najlepszymi efektami ich stosowania. Z większości byłam raczej zadowolona. Kiedy pojawiły się na świecie moje córki coś się zmieniło. Efekty na włosach ze stosowania „sklepowych” szamponów i odżywek zaczęły być marne. Włosy zaczęły być coraz słabsze, bez życia, wypadały. Nienawidziłam patrzeć w lustro. Powodem tego dyskomfortu było karmienie piersią, które powodowało szybki ubytek witamin z mojego organizmu. Dodatkowym zabójstwem było farbowanie włosów, które miało dodawać mi urody i poprawiać humor. Doustne przyjmowanie witamin niestety lekceważyłam. Przyjmowałam, ale nie regularnie, kiedy mi się o nich przypomniało – dziś w tym temacie mogę powiedzieć tylko – GŁUPIA JA ! Kiedy z moimi włosami było coraz gorzej zaczęłam stosować kosmetyki apteczne i tak trafiłam na szampon, odżywkę i maskę z serii Biovax keratyna + jedwab, a na „deser” serwowałam serum wzmacniające z witaminami A+E. I tak moje włosy zaczęły się budzić do życia na nowo już po kilku kosmetycznych ucztach z udziałem tych wspaniałości :) Od kilku miesięcy jestem równie zadowolona z efektów stosowania zestawu, który zawiera w swoim składzie 3 naturalne oleje z arganu, makadamii i kokosa. Wasze kosmetyki traktuję jak skuteczne lekarstwa, których nie ma szans przedawkować. Atrakcyjne ceny w firmowym sklepie on-line https://biutiq.pl/. pozwalają na ich zakup bez wychodzenia z domu :) Jeśli chodzi o morał w temacie karmienia piersią to zaznaczam!!! – Karmienie piersią to najwspanialsze momenty w życiu każdej matki!!! Ale niech żadna z matek nie zapomina o sobie :) Pozdrawiam :)

    Odpowiedz
  • Kasia 12 kwietnia, 2017 at 15:52

    Podobnie jak Twoje włosy, moje również uratował biovax :)
    Jestem raczej szatynką, a że od zawsze podobał mi się blond no to wiadomo chciałam coś robić w tym kierunku. Oczywiście moja rodzicielka, która jest przeciwniczką wszelkie rodzaju chemii, nowości, wymysłów -chwała jej za to- była temu przeciwna „normalnymi” sposobami. Pierwsza próba odbyła się gdzieś pod koniec podstawówki. Usłyszałam, że wodą utlenioną można rozjaśnić włosy, a że do takowej miałam dostęp to długo się nie zastanawiałam. Jakiś rozsądek podpowiedział mi jednak, żebym spróbowała delikatnie, a później jak już będzie fajnie to zrobię to na całych. Delikatnie tzn zaczęłam od.. grzywki :) Nie muszę chyba mówić jak później cierpiałam. Kolor wyszedł taki rudo-żółto-zgnity. Jeśli ktoś zastanawia się nad wodą utlenioną- szczerze NIE polecam.
    Później doszło codzienne prostowanie prostych włosów- bo wszystkie to robiły. Suszenie, żeby włosy były mniej oklapnięte.
    Piękne masz te włosy, te jaśniejsze fragmenty są naturalne ?

    Odpowiedz
    • Szafeczka 16 kwietnia, 2017 at 17:49

      Dziękuję :) Rok czy dwa lata temu miałam robione delikatne pasemka i to są pozostałości + to co jaśnieje od słońca.

      Odpowiedz
  • Agacia 12 kwietnia, 2017 at 16:16

    Moja wyboista ” włosowa” historia nie dotyczy tematu tylko moich włosów. Na początku gimnazjum ( tak chodzi mi o ten dziwny okres kiedy w tygodniu szkolnym dopiero co zaczynasz się malować ,eksperymentujesz z fryzurą i obgadujesz starszych chłopaków z przyjaciółkami, a w weekendy masz dość tego wszystkiego i idziesz bawić się lalkami z kuzynkami) każdego dnia przed szkołą prostowałam włosy. Pożyczałam prostownicę od mojej mamy, a ona udawała że tego nie widzi. Podczas jednego z weekendów wpadłam na genialny plan wyprostowania włosów mojej ulubionej lalce. Szybko zrozumiałam że nie powinnam tego robić. Sztuczne włosy zaczęły się palić, a płytki prostownicy były kompletnie zniszczone. Została na nich jakaś dziwna lepiąca substancja czyli pozostałości włosów mojej kochanej (praktycznie już łysej lalki. Przerażona zniszczeniem sprzętu postanowiłam udawać, że nic się nie stało i odłożyłam prostownicę na miejsce. Niestety wieczorem moja mama gdzieś wychodziła, nagrzała prostownicę, a że się spieszyła to nie zauważyła, że coś na niej było. W ten sposób resztki włosów lalki zostały stopione z jej własnymi ;) Części włosów nie dało się już uratować i musiała je obciąć. Na szczęście mój tata potrafi prawić komplementy i stwierdził, że wygolone boki są przecież modne. A ja do dzisiaj mam zakaz zbliżania się do prostownicy. Jeśli chodzi natomiast o moje włosy to mogę polecić ciekawy sposób na robienie loków . Wystarczy zapomnieć związać włosów na czas miksowania ciasta do naleśników. Uprzedzam tylko ze niektóre kosmyki mogą znaleźć się na podłodze ;) Mój tata podczas każdych świąt opowiada rodzince historie mojej walki z mikserem, co więcej jeszcze nikomu się nie znudziła :0 Na szczęście włosy już odrosły i nie są już poddawane działaniu żadnego urządzenia elektrycznego, nawet suszarki;) Lepiej chuchać na zimne :)

    Odpowiedz
  • Magda 12 kwietnia, 2017 at 17:35

    Nadal muszę bardzo dbać o swoje włosy, ponieważ są bardzo poniszczone i połamane. Najgorsze co zrobiłam swoim włosom to farbowanie. Po tym w ogóle o nich nie dbałam, nie uzywalam masek, ani odrzywek, teraz tego bardzo żałuje. Kiedyś prostowałam je każdy dzień. Moje włosy są juz w lepszej kondycji niż kiedyś, ale ciągle potrzebują dużo uwagi i czasu

    Odpowiedz
  • Oliwia 12 kwietnia, 2017 at 23:48

    Pasemka ! Chyba każdy od nich zaczynał. Nie wiem, dlaczego w wieku kilkunastu lat wydają się takim cudownym wynalazkiem. Chyba dlatego, że co zakazane kusi najbardziej. Od nich zaczęła się moja przygoda z farbami ( i to niestety nie na płótnie, a włosach). W buntowniczym wieku postanowiłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie przemalowanie włosów na … rudo. Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś sam, w domowych warunkach zrobił sobie ładny rudy kolor. Ja na pewno nie. Ta farba powinna być w sklepie zdecydowanie zakazana, albo sprzedawana dla pełnoletnich ! Zaczynając od tego drobnego dla świata ale wielkiego dla mnie kroku… zniszczyłam sobie włosy. Aktualnie nadal je farbuję, jednak już nie tak drastycznie. Pozostałam przy ciemniejszych i naturalniejszych kolorach. Jednak mimo młodego wieku moje włosy nie są tym czego każdy oczekuje. Jestem aktualnie w desperackim akcie poszukiwania odżywki i innych produktów które sprostają błędom z (rudej) młodości.

    Odpowiedz
  • Natalia 13 kwietnia, 2017 at 10:38

    Moja Droga, akcja z żelazkiem też mi się przydarzyła, więc nie masz się czego wstydzić :) Zakładam, że wiele z nas „testowało” w akcie desperacji przeróżne sposoby oczekując szybkiego efektu (w konsekwencji dając efekt czarownicy).
    Najgorsze co mogłam zrobić to samodzielne farbowanie. Samo farbowanie to nic, ale zmiana koloru 3 x w tygodniu kompletnie osłabiło moje włosy na około 5 lat.
    Na studiach przechodząc młodzieńczy bunt farbowałam się na ciemny brąz (który i tak wyglądał jak czarny), pewnego wieczoru wpadłam na pomysł żeby zmienić swój look – poszłam do drogerii, kupiłam farbę z rozjaśniaczem. Dla pewności, że kolor siądzie kupiłam dodatkową porcję rozjaśniacza. Pewna, swojego przystąpiłam do działania. Dodam, że pomagała mi koleżanka, nasze zdolności fryzjerskie były mniej więcej na równym poziomie. Kolor jaki wybrałam to rudy. Zatem domowym sposobem, z ogromnym doświadczeniem i wiedzą ( ;) )przystąpiłyśmy do działania. Rozjaśniacz swoje odsiedział, farba dla pewności dostała w gratisie nawet dodatkowych kilka minut, no i zaczęło się płukanie. Wyglądało to mniej więcej jak scena z Piły, jakby z mojej głowy leciała ciurkiem krew. Ale to nie było najgorsze. Największy szok to widok po wysuszeniu. Odrosty na ok 4 cm były czerwone, a reszta włosów czarna, po prostu masakra. Załamana poszłam do sklepu po czarną farbę w nadziei, że zasłonie to co nawyczyniałam. Trochę pomogło, ale ze wstydu nie wychodziłam z domu 2 dni dopóki nie doczekałam się wizyty u fryzjera, który podjął się naprawy mojego dzieła.
    Żeby wyjść ze stanu (tu mówię o kolorze, nie o zniszczeniach włosów :)) potrzebowałam jeszcze ze 4 miesięcy, 5 farbowań – już tylko w salonie.
    Włosy miałam niesamowicie suche, końcówki porozdwajane, włosy musiałam ściąć o ponad połowę (początkowo były prawie po pupę, skończyło się na dłuższym bobie do ramion).
    Także moje drogie taka przestroga żeby się nie chwytać wszystkiego, pozwólmy sobie na odrobinę luksusu u fryzjera i oszczędźmy nasze włosy, bo w przeciwnym razie tylko sobie zaszkodzimy.

    Produkty Biovax znam, uwielbiam, ale w tej wersji jeszcze nie próbowałam :)

    Odpowiedz
  • Joanna M. 13 kwietnia, 2017 at 20:04

    Włos się jeży na głowie na samą myśl o tym, jak dawniej „pielęgnowałam” włosy. Codzienne mycie gorącą wodą, a następnie suszenie i prostowanie. Każdego dnia. Bez żadnych przerw. Na głowie miałam trzy włosy na krzyż. Sytuacji nie poprawiało czesanie, które polegało na szarpaniu włosów szczotką. O mały włos nie zostałam łysa.
    Bardzo żałuję, że tak traktowałam moje długie włosy. Niestety, musiałam je obciąć. Dobrze, że zdecydowałam się na wizytę u fryzjera, a nie samodzielne podcinanie. Muszę się przyznać, że miałam pomysł, aby samodzielnie skrócić włosy (oczywiście tępymi nożyczkami). W krótkiej fryzurze wyglądałam średnio, dlatego postanowiłam, że będę dbała o włosy każdego dnia. Zaprzyjaźniłam się z odżywkami do włosów, olejowaniem, maskami i serum na końcówki. Systematycznie odwiedzam fryzjera.
    Obiecałam moim włosom, że już żaden włos nie spadnie z mojej głowy, ze względu na niewłaściwą pielęgnację. Robię wszystko, aby dotrzymać obietnicy.

    Odpowiedz
  • MirkaWu 13 kwietnia, 2017 at 21:01

    Gdybym wiedziała przed laty to, co wiem teraz… Marzenia!
    Ale człowiek nigdy tego, co ma, na czas nie docenia.
    Ja nie doceniłam włosów. Miałam ładne, bujne fale,
    brązowe, przyjemnie gęste, nie bez wad, lecz pełne zalet. :)

    Ale kiedy mnie trzydziestka dopadła wreszcie w swe szpony,
    zamarzyła mi się trwała. I – niestety – włos spalony! :/
    Próbując ratować głowę, zniszczyłam włosy na amen
    i już nigdy nie zostały właściwie odratowane,

    teraz nie są już tak piękne, a ja lat mam dwakroć więcej.
    Nie wyglądają źle, no nie, ale załamuję ręce
    na widok starych zdjęć, kiedy miałam na swej głowie
    piękne pukle. I bez trwałej. Trwała to zło – tyle powiem!

    Odpowiedz
  • Dominikaa 13 kwietnia, 2017 at 23:23

    Biovax znam, kocham i polecam – zwłaszcza serię z bambusem i awokado! Dlatego chętnie przedstawię swoją historię i wezmę udział w konkursie :) Kochane, wstyd się przyznać, ale o swoich błędach w włosowej pielęgnacji mogłabym napisać Trylogię… Na szczęście z wiekiem zmądrzałam, przemyślałam kilka kwestii, wprowadziłam rozsądną pielęgnację odpowiednimi kosmetykami i są efekty! Ale było tak:

    1. Co najgorszego zrobiłam włosom? Na 18-te urodziny wymarzyłam sobie loki i jasne blond-pasemka, na moich kruczoczarnych, prostych włosach. Niestety nie miałam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby pójść do fryzjera profesjonalisty i wylądowałam u pani Bożeny, w osiedlowym „atelier”. Pani Bożena nałożyła mi na głowę PRL-owski czepek wyglądający jak cedzak i czymś przypominającym z wyglądu szydełko rozpoczęła metamorfozę. Po zabiegu koloryzacji moje włosy przypominały z wyglądu sierść skunksa, ale pani Bożena oceniła fachowym okiem, że efekt końcowy będzie można ocenić dopiero po finałowej stylizacji, czyli ondulacji. Byłam trochę przerażona, ale jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B, nie? Jak nie trudno przewidzieć, płyn do trwałej spalił mi doszczętnie dopiero co skatowane rozjaśniaczem włosy. Pani Bożena była zachwycona efektem – ja ryczałam. Wyczekałam na ławce obok salonu aż zapadnie zmrok i dopiero wtedy wróciłam do domu. W Internecie wyczytałam, że świeżą ondulację można zniwelować płynem do mycia naczyń, więc tego wieczoru na włosy został nałożony także Ludwik (!), w ilości połowy butelki… Finał był taki, że na imprezie urodzinowej wystąpiłam w króciutko obciętych włosach, bo niestety pozostałych 45 cm nie udało się już niczym uratować :(

    2. Czego najbardziej żałuję? Że zbagatelizowałam początki łysienia, nie zrobiłam pakietu badań hormonalnych i doprowadziłam do takiego przerzedzenia włosów, że pomimo intensywnej terapii już nigdy nie odrosną tak piękne i bujne, jak kiedyś :( Zniszczone włosy można zregenerować dobrymi maskami i odżywkami, ale braku włosów nie zregeneruje się niczym. Dlatego uczcie się na moich błędach i nie żałujcie, ani na diagnostykę i leczenie, ani na profesjonalną pielęgnację. Włosy są zdecydowanie największą ozdobą kobiety i warto się o nie zatroszczyć.

    Odpowiedz
  • Kamila 14 kwietnia, 2017 at 09:21

    Moje włosy – niezła draka!
    Ech.. ale co ja z nimi robiłam za dzieciaka!

    Rozjaśnianie, utlenianie, co miesięczne farbowanie..
    Brąz, rudy, czerń i blond – teraz wiem, że to był błąd.

    Prostownica, karbownica i lokówka – co sobie myślała ta moja główka?
    Efekty mojej głupoty widoczne do teraz – patrząc w lustro mam ochotę zapaść się pod ziemię nieraz.

    Odpowiedz
  • Adrianna F. 14 kwietnia, 2017 at 14:53

    Jako nastolatka miałam piękny, naturalny kolor włosów – taki jaśniutki brąz (oh, ile ja bym dała by znów mieć tak piękne włosy!) Któregoś dnia, tata opowiadał anegdoty z pobytu w wojsku. Opowiedział jak miał z przodu taki długi kosmyk włosów i maczał go w wodzie utlenionej, bo chciał żeby był niemalże biały. Bogatsza o tą wiedzę, zaczęłam marzyć o platynowych, blond włosach. Na drugi dzień pobiegłam do apteki i zaopatrzyłam się w kilka opakowań wody utlenionej. W domu rozpoczęłam kurację i codziennie, wytrwale płukałam włosy w wodzie utlenionej. Nie wiedziałam, że poza tym, że mój kolor włosów faktycznie stał się idealnym blondem, to przy okazji strasznie te moje włosy zniszczyłam. Gdy mama dowiedziała się, co robiłam, zabrała mnie do swojej fryzjerki. Mina fryzjerki była z początku przerażona ale potem śmiała się, że nie zdawałam sobie chyba sprawy, że mogłam wypalić sobie całe włosy. Jednak co jak co, przyznała, że kolor włosów wyszedł piękny. No cóż, włosy musiałam ściąć do krótka (woda utleniona niestety potwornie je poniszczyła), a tata? Od tej przygody musiał uważać na to, co mówi przy dorastającej nastolatce. :)

    Odpowiedz
  • Angelika 14 kwietnia, 2017 at 19:59

    Moja historia z włosami jest dosyć „brutalna”, ale po paru latach wydaje mi się dosyć śmieszna :)
    Miałam 18 lat. Farbowanie na blond, rozjaśniacz, codziennie prostownica, bo przecież włosy muszą być idealnie proste. Chyba nie muszę mówić w jakim stanie były moje włosy? Chodzenie do fryzjera zawsze mnie irytowało, bo ciągle słyszałam tekst „musi Pani nakładać odżywkę, ściąć na krótko żeby włosy odżyły” itd. Tylko jedna ja wiem ile odżywek stosowałam, a było ich na prawdę sporo. Pewna fryzjerka dała mi jednak „złotą radę”. Delikatnie podgrzać olej roślinny i nakładać na końcówki. Zastosowałem raz. Drugi. Trzeci. Poprawa była. Jednak pewnego dnia trochę za mocno podgrzałam olej. Nałożyłam na włosy. Ominęłam w ręcznik i czekałam 15 min. Po zdjęciu ręcznika przeraziłam się. Wszystkie końcówki miałam dosłownie spalone i mogłam je sobie po prostu odrywać. Widok dla mnie niezapomniany. Co najgorsze wieczorem miałam randkę. Wzięłam nożyczki i uciełam wszystkie spalone końcówki. Do olejowania włosów już nie wróciłam. Ale randka się udała… i od 2 miesięcy jesteśmy małżeństwem :)

    Odpowiedz
  • Estera 14 kwietnia, 2017 at 20:06

    Najbardziej żałuję tego, że kiedyś nienawidziłam swoich włosów :D Miałam burzę loków na głowie, której nie potrafiłam pielęgnować, więc za wszelką cenę starałam się ich pozbyć. w ruch szły nożyczki i i na własną rękę starałam się włosy przerzedzić żeby tylko było ich mniej i nie było „szopy” na głowie. Standardowo szły w ruch prostownica i farby do włosów :) Później zachorowałam na niedoczynność tarczycy i moje włosy się przerzedziły. Z czasem zmieniła się ich struktura i teraz są zaledwie falowane. Nie muszę mówić, że tym sposobem optycznie jest ich o połowę mniej :) Dzisiaj wiem jak dbać o włosy żeby były ładne i zdrowe ale też po prostu doceniam, że je mam! Dziewczyny ceńcie swoje włosy i dobrze je traktujcie, bo nie wiecie co Was jeszcze w życiu spotka :)

    Odpowiedz
  • Anna K. 14 kwietnia, 2017 at 20:55

    To straszne, ale najbardziej żałuję, że za nic w świecie nie chciałam włosów ścinać, podcinać i jakkolwiek o nie dbać! Nożyczki i fryzjer to był dla mnie koszmar z najgorszego snu, dlatego trzymałam się od nich z daleka. I owszem – miałam długie włosy, ale nie takie jak sobie wymarzyłam. Zaślepiona jednak tym wyznacznikiem długości spory czas unikałam ścinania. Do tego stopnia, że kiedy w końcu się na to odważyłam, trzeba mi było ściąć włosy… za uszy. Płakałam jak bóbr, ale się poddałam tym mękom, bo w końcu zrozumiałam, że długie włosy owszem, są piękne, ale jeśli są często podcinane i odpowiednio pielęgnowane. Moje wyniszczone prostownicą, bez używania jakichkolwiek innych kosmetyków oprócz szamponu były po prostu jednym wielkim puchem z końcówkami rozdwojonymi tak, jak stąd do Chin. To była dla mnie ogromna nauczka i dzięki temu zaczęłam w końcu dbać o swoje włosy. Teraz mogę pochwalić się tym, że są długie, ale jednocześnie ładne! :)

    Odpowiedz
  • Patrycja Kw. 14 kwietnia, 2017 at 21:58

    Najgorsze co zrobiłam moim włosom to że pozwoliłam je niemiłosiernie poczochrać. To było na szkolne Halloween. Z dziewczynami przebrałyśmy się za wiedźmy no a wiedźmy jak to wiedźmy- włosy mają w totalnym nieładzie. No więc moja koleżanka chwyciła za grzebień i postanowiła zafundować nam mnóstwo cudownych kołtunów. Straszne było potem rozczesywanie tego „dzieła”, bolało i nie obyło się bez wyrwania czy przycięcia paru kosmyków. To była totalna głupota dać się tak poczochrać! :P

    Odpowiedz
  • Kasia K 14 kwietnia, 2017 at 22:57

    Moja pierwsza i ufam,ze ostatnia wlosowa wpadka miala miejsce na kilka miesiecy po narodzinach dziecka. Przy wsolpracy z tesciowa postanowilam odswiezyc wlosy (czyt. pokryc 4cm odrosty po ciazowe:).
    Po zakupieniu odpowiedniej wedlug Nas farby, dodatkowo atrakcyjnej cenowo (czyt.promocja przyciagala) pod oslona nocy zabralysmy sie za zabieg po ktorym mialam wygladac o niebo lepiej niz z odrostami. Ja Matka Polka ta ktora nie brala pod uwage salonu fruzjerskiego. No bo jak… dziecko male. Nikt nie zajmie sie lepiej niz ja:) Oddalam sie w rece tesciowej na przekor mojej drugiej polowy, ktora ostrzegala, blagala, prosila. Nie farbuj w domu bo bedziesz wygladala jak Papuga Proponowal rowniez dowoz prosto na fotel fryzjerskiego salonu.
    Emocje jakie towarzyszyly mi po umyciu i wysuszeniu wlosow, szok, zal,rozpacz byl nie do opisania. W efekcie czego spalam z recznikiem na glowie. Nastepny dzien spedzilam z czapeczka Meza na glowie.
    Rozpaczliwie poszukiwalam fryzjera, cudotworcy, ktory uratuje moje wlosy.
    Maz mial racje. Moje wlosy byly koloru pomaranczowego. Zostalam juz nie tylko Matka Polka ale i Papuga domowa.
    Na szczescie udalo mi sie umowic na wizyte w salonie gdzie uratowano moje wlosy.
    Dowiedzialam sie tam rowniez ze farba ktora miala byc farba byla dekoloryzatorem,ktory zniszczyl okropnie moje wlosy. To byl moj pierwszy i ostatni raz.
    Taki z tego moral Mamy,ze Maz ma czasem racje a mama ma prawo miec czas dla siebie i nie zamykac sie na ,,cos,, tylko dla siebie.

    Odpowiedz
  • SylviaInVogue 14 kwietnia, 2017 at 22:59

    Najgorsza rzecz w życiu– fryzura na skunksa! Nigdy nie zapomnę, jak będąc w gimnazjum dziesięć lat temu szalałam za takimi włosami! Nosiła się tak sama Cascada (czyli Natalie Horler dla niewtajemniczonych). Połowa szkoły tak się nosiła – wystrzępiona blond fryzura „na czeskiego piłkarza” a do tego te haniebne czarne pasma wyskakujące spod spodu jak Filip z konopii :D Dziś to dla mnie trauma i gdy spojrzę na swoje stare zdjęcia, płonę ze wstydu :D Jak dobrze, że moda przemija!

    Odpowiedz
  • Vivaa 8 maja, 2017 at 09:09

    Woow, ale śliczna stylizacja. Świetnie też dobrana fryzurka :) też marzy mi się taka . Do tego przede mną jeszcze trochę pracy i dbania o moje poniszczone wcześniejszymi farbowaniami włosy, ale super radzi sobie widze z tym maska i szampon Seboradin z serii regenerującej. Teraz jak stosuję je regularnie to widzę, że włosy wyglądają na zdrowsze, są lekkie i miękkie w dotyku i nie mam problemu z ich puszeniem się. :)

    Odpowiedz
  • Zostaw komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    Zobacz najnowsze wpisy!