by Karolina

Nasz ślub, czyli tania amerykańska komedia

Okiem rodzica - Szafeczka - 10 października, 2017

To było dokładnie osiem lat temu. Ciemne chmury groźnie przesuwały się po niebie, a mnie od samego rana ogarniał stres. Niby to tylko formalność, bardziej kameralnie już się nie dało, a jednak ciężko tak zupełnie nie denerwować się przed swoim ślubem. Stresik na początku, a później będzie wszystko ok, tak? No nie całkiem, bo nasz ślub był… pasmem niepowodzeń.

W nocy rozchorowała się córka. Idealny moment, lepiej być nie mogło. Prawie 40 stopni, katar po pas i inne rozrywki. Zabrać jej ze sobą nie mogliśmy, to było pewne. Co zatem zrobić, gdy najbliższa rodzina już myślami jest na naszym ślubie? Obdzwoniłam wszystkie moje przyjaciółki, jakie mi jeszcze zostały, no i jedna z dwóch godziła się zostać nianią w tym dniu. Pierwszy pożar opanowany, ale jak się okazało, to nie koniec rozrywek jakie życie nam zaserwowało w ramach prezentu.

Ślub zaplanowany był na godzinę 12:00. Ola przyjechała o 10, a my wtedy wyglądaliśmy mniej więcej jak bohaterowie z Benny Hill. Lataliśmy po mieszkaniu szukając co chwilę czegoś innego, przy tym starając się ubrać i nakarmić córkę. Tak, właśnie w ten sposób wyobrażałam sobie ten dzień.

W końcu udało się wyjść. Wsiadamy do samochodu i gdzie teraz? Do fryzjerki, a później dokładnie na drugi koniec miasta. Nie, to nie przenośnia. Dokładnie, po przekątnej, drugi koniec Krakowa. Ja bardzo lubię jeździć samochodem (na prawym fotelu), sprawia mi to ogromną przyjemność, nawet korki mi nie przeszkadzają, gdy jedziemy gdzieś razem. Jednak wtedy… myślałam że zejdę na zawał w tym samochodzie.

Czy czegoś brakuje w tej historii? Tak! Co to za ślub bez ulewy, że wycieraczki nie wyrabiają z odprowadzaniem wody?! Dlatego właśnie, tuż po tym jak zerknęłam w lusterko z żalem żegnając córkę, zaczęło lać. Biała czysta suknia i ładnie ułożone włosy? A po co to komu?!

Mimo wszystko udało się nam dojechać odpowiednio wcześnie na miejsce. Teraz zaczęło być już całkiem fajnie. Wszyscy uśmiechnięci, jak pisałam już wcześniej było bardzo kameralnie, a przy tym tak po naszemu, bez ciśnienia. Aż do momentu, gdy poprosili nas o dowody osobiste…

– Masz dowód?
– Tak, tylko nie wiem jeszcze gdzie – odparł Adrian spokojnie.
– Nawet nie żartuj…

Nie żartował. Dowodu nie było. Wiedziałam, że jest coś zbyt spokojnie. Nim się zorientowałam Adriana już nie było. Zabrał ze sobą kuzyna, wsiadł w nasz zielony pocisk i popędził z powrotem do domu. Wrócił 15 minut po czasie naszego ślubu, zdyszany, zadowolony, mokry… pan młody jak malowany.

Później było już górki. Ślub wzięliśmy w „ostatniej chwili”. Obrączek nikt nie zgubił, nikt nie powiedział nic głupiego, a tuż po złożeniu autografów pojechaliśmy na rodzinny obiad… z którego wyszliśmy pierwsi. Pojechaliśmy prosto domu, szybko się przebraliśmy i odwiedziliśmy przychodnię. Nie ma się co oszczędzać, jak świętować to z przytupem. Wyobraźcie sobie minę lekarza, który zobaczył mnie z białymi różyczkami wpiętymi we włosy.

– Wracacie ze ślubu?
– Tak – odparłam bez namysłu
– Chyba nie Waszego?
– No właśnie z naszego…

Chyba nie muszę wspominać o tym, że wieczorem zamiast uczcić ten dzień lampką wina… padliśmy o 21 i zasnęliśmy przytuleni.

Większość dziewczyn, gdy myśli o swoim ślubie i patrzy oczyma wyobraźni, widzi coś pięknego. Czasem to kameralna ceremonia w ogrodzie, a czasem wesele na 500 osób. Nikt jednak nie spodziewa się, że jego ślub będzie wyglądał niczym z kiepskiej amerykańskiej komedii. No cóż, przynajmniej mamy się z czego śmiać i co opowiadać ;)

Zdjęcia, na których jesteśmy razem zrobiła nasza córka! Bardzo dziękujemy <3

Karolina: narzuta, bluzka, spodnie – Mohito | buty – Wojas

Adrian: marynarka, spodnie – Zara | buty – Wojas | teczka – Wojas

PS Zapraszam na nasz INSTAGRAM, wrzucę tam niebawem nasze zdjęcie ślubne ;)

Ktoś kiedyś napisał, że nasz ślub musiał być jak z bajki… oj nawet nie wiecie, jak daleko nam do tej bajki było 😉…

Posted by szafeczka.com on Tuesday, October 10, 2017

Udostępnij wpis

20 komentarzy

  • Kasia J 10 października, 2017 at 17:26

    Pieknie opisalas ten szczegolny dzien, a byl szczegolny pod kazdym wzgledem. Gratulacje z okazji 8 rocznicy!!! I oby juz teraz bylo tylko z gorki. Duzo slonecznych dni…a w te mniej sloneczne i deszczowe….mile spedzonych chwil w milosci, zrozumieniu i wsparciu pod tym pieknym parasolem.
    Zdjecia piekne!!!! I oby wasze wspolne zycie zawsze pozostalo takie jak na tych zdjeciach :).

    Odpowiedz
  • Iwona 10 października, 2017 at 18:03

    Na pewno okazał się ten dzień – niezapomniany!
    W waszych sercach – idealny!!
    Ja kochana brałam dwa razy ślub z tym samym facetem… i nie.. Nie rozwodzilismy się ani razu :)

    Odpowiedz
  • Aleksandra 10 października, 2017 at 20:29

    Dzień jak z dobrego filmu :) Dzięki tym wydarzeniom ten dzień stał się bardziej wyjątkowy i oryginalny :P
    A zdjęcia mega, córeczka ma dobre oko :)

    Odpowiedz
  • Magda 10 października, 2017 at 20:30

    może jakieś foto-wspomnienie z tego dnia ? :)

    Odpowiedz
    • Kasia 10 października, 2017 at 21:18

      tak, tak! ja też poproszę:)

      Odpowiedz
      • Szafeczka 10 października, 2017 at 21:45

        Jutro coś pokażę na InsaStories! Bądźcie czujni ;)
        LINK TU

        Odpowiedz
  • Magda 10 października, 2017 at 20:31

    Wyglądacie obłędnie ! kolejnych 80 lat razem :D

    Odpowiedz
  • Alina 10 października, 2017 at 20:57

    Mieliście ślub cywilny czy kościelny ?

    Odpowiedz
  • Kasia 10 października, 2017 at 21:16

    Ha! A myślałam, że historia z dowodem tylko nam się wydarzyła! Niestety u nas perspektywa pojechania po dowód nie wchodziła w grę – odległość 100 km zmusiła nas do kreatywnego podejścia do problemu! Efekt – ślub na legitymację studencką:D Akt ślubu odebrany dopiero w poniedziałek. Mój „mąż” miał weekend na to żeby się ew. rozmyślić:)))
    Dziś się śmieję, 7 lat temu miałam ochotę Go rozszarpać na 10 kawałków!

    Odpowiedz
  • Gosia 11 października, 2017 at 11:58

    Naprawdę bardzo ładna była z Ciebie nastolatka! I ślicznie Ci było w takich jasnych blond włosach, bardzo naturalnie wygladalas. Nie wiem czemu, po tym co pisałaś, spodziewałam się zupełnie czegoś innego:). Wiadomo, rozkwitlas teraz, ale wtedy też dobrze wygladalas:). A Twój mąż nic a nic się nie zmienił. Pozdrawiam i życzę kolejnych wspaniałych lat razem bo mimo niefortunnych zbiegów okoliczności jesteście wspaniała Rodzina.

    Odpowiedz
  • Magda 11 października, 2017 at 16:54

    Jak ja uwielbiam te wasze zdjęcia ❤

    Odpowiedz
  • Justyna 12 października, 2017 at 07:40

    Dobrego złe początki… jak widać na załączonym obrazku :) Pięknie i oby jak najwięcej takich rocznic :)

    Odpowiedz
  • Kasia 13 października, 2017 at 12:39

    Oj my mieliśmy podobnie. Slub w plenerze a deszcz padal od tygodnia. Prawie wszystko bylo nie tak jak sobie wymarzylam. Zle uszyta sukienka, pomylka w menu slubnym no i ta ulewa. Teraz jednak wiem ze nie to jest najwazniejsze….

    Odpowiedz
  • buty 31 października, 2017 at 23:21

    Bardzo fajne buty :)

    Odpowiedz
  • Arkadiusz 15 listopada, 2017 at 14:05

    Piękne zdjęcia i bardzo ciekawa historia :D

    Odpowiedz
  • Zostaw komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    Zobacz najnowsze wpisy!