Na pewno większość z Was wie o aferze z sześciolatkami. Jak dla mnie, to wysyłanie dzieci o rok wcześniej do szkoły bez gruntownej zmiany planu nauczania, jest totalnie bez sensu! Duża część sześciolatków to po prostu jeszcze maluchy; chodzą z panią za rączkę, tego nie lubią, tego się boją… I one mają uczyć się w tym samym budynku co gimnazjaliści? Jakoś mi to nie pasuje. Do tego tornistry, dużo mniej ruchu, długie lekcje, hałas którego część takich dzieci jeszcze się boi…
Ja sama poszłam rok wcześniej do szkoły, byłam najmłodsza. Nie wspominam tego zbyt dobrze… Tak naprawdę, to w ogóle mało z tego okresu pamiętam.
Co do zmian, to przede wszystkim duży nacisk na zerówki i przemyślana reforma programu nauczania! Bez eksperymentów na naszych dzieciach! Chyba że tu faktycznie chodzi o wcześniejsze płacenie składek i podatków, to już nic nie poradzimy ;)
Sześciolatki do szkoły – dlaczego nie:
1) Zabieramy dziecku rok dzieciństwa. Nieprzystosowana szkoła i program nauczania to tylko narażanie dzieci na stres.
2) Rok wcześniej wkracza dorosłe życie, czyli rok wcześniej musi zadecydować kim chce być i co robić w przyszłości. Dobrze wiemy, że studia często wybiera się na chybił-trafił, a co dopiero rok wcześniej. Jeszcze raz, reforma i pomoc w podjęciu trudnej decyzji, a nie utrudnianie jeszcze bardziej. Ja dopiero mając 23 lata doszłam do tego, co chcę tak naprawdę w życiu robić!
3) Nasze szkoły w większość nie są przygotowane na przyjście 6 latków. Z tego co wiem, ani sale ani program nauczania nie są dostosowane. Poza tym szkoły mają niezłe braki, w niektórych szkołach brakuje nawet papieru toaletowego.
4) Jeśli program faktycznie jest dostosowany w klasach 1-3 to kiedy dzieci nadrabiają zaległości w nauce? Przecież klas zostaje tyle samo.
5) Nie wyobrażam sobie mojego dziecka już we wrześniu w tym samym budynku, gdzie uczą się gimnazjaliści (oczywiście nie wszędzie tak jest). Nic do nich nie mam, ale pomiędzy nimi a sześciolatkami jest po prostu przepaść rozwojowa.
6) Nie wyobrażam sobie też mojego dziecka z plecakiem, który jest większy od niej… i nie ważne czy będzie go miała na plecach czy ciągnęła za sobą idąc do szkoły. Przecież ona cała się w nim może zmieścić.
138 komentarzy
Poszłam do szkoły mając 4 lata i 9 miesięcy i jestem niesamowicie wdzięczna mamie za to, że mnie posłała rok wcześniej do zerówki (jestem z grudnia). Gdyby nie to pewnie byłoby już późno na proces oswajania mnie z dziećmi, a zerówkę wspominam jako najcudowniejszy okres w moim życiu. I nawet lepiej tę pierwszą, niż drugą. :) Więc może nie taka szkoła dla sześciolatka straszna? :) Myślę, że bardzo dużo zależy indywidualnie od dziecka, ale myślę, że można jakoś dać z tym radę.
to jest na prawdę wspaniałe, że Pani to tak bardzo dobrze wspomina.. zastanawia mnie tylko jedno, jak Pani mogła tak wszystko pamiętać z tego dzieciństwa, zbyt mało lat, by wszystko pamiętać ;)
Nie sądze, że mało. Ja doskonale pamiętam czasy gdy miałam 5-7 lat i więcej
Nie, wszystkiego zdecydowanie nie pamiętam. Zatarły mi się szczegóły, ale pamiętam jako całość i miło wspominam . :)
Poszłaś do szkoły W Polsce?
W zupełności zgadzam się z Twoim zdaniem. Jest to rok marnowania dzieciństwa, brak wszelkich odpowiednich warunków, a co za tym idzie brak odpowiedniego programu nauczania, dostosowanego do takich dzieci.
Skoro szkoły są dostosowane na przyjęcie dzieci 7-letnich to szkoła jest również gotowa na przyjęcie dzieci 6-letnich!?Czy nie?
Program nauczania w klasach początkowych dużo się zmienił- nauka przez zabawę. Nie uważam aby dzieci idąc do szkoły jako sześciolatki były krzywdzone. Dzisiaj dziecko jest ciekawe poznawania świata, doświadczania go. To rodzice krzywdzą swoje dzieci nie posyłając ich do szkoły, hamując ich rozwój poznawczy.Moja córka w wieku sześciu lat sama już czytała, liczyła, teraz jest w pierwszej klasie jako 7-latek i podczas gdy inne dzieci dopiero poznają literki i uczą się czytania ( bo przedszkole nie uczy tego)ona z nudów sama bierze książki z biblioteki i czyta, jest dużo do przodu z wiedzą zresztą nie ona jedyna. Żałuje, że nie posłałam jej do szkoły jako sześciolatek i zresztą nie tylko ja.
Też jak miałam 6 lat to już czytałam i liczyłam, może nawet troszkę wcześniej. Nauczyłam się między innymi z prababcią. Do szkoły poszłam mając 7 lat. Nie czuję się tym faktem pokrzywdzona.
Mój brat poszedł do szkoły mając 6 lat. Nie widzę jakichś szczególnych zalet tego, widzę za to, że wcześniej trzeba było mu kupić mnóstwo książek, że musi siedzieć wieczorami nad literkami (a ma mnóstwo energii i wolałby ganiać non-stop) i że być może wcześniej skończy edukację i wkroczy na rynek pracy. Jeśli, oczywiście, pójdzie od razu na studia. I do pracy.
Zwrócę jeszcze raz uwagę na fragment o pisaniu – czym innym jest bardzo wcześnie uczyć się czytać, a czym innym pisać.
Dokładnie! A wiesz co mnie przeraża najbardziej? Gimnazjum. Niby już nie dzieci, ale jeszcze nie dorośli, a za takich się mają. To najgorsza zmiana kiedykolwiek. Strach dziecko posłać do państwowej podstawówki, a potem do gimnazjum. Tylko dlaczego jak chcemy mieć mądre, wyedukowane dzieci, musimy płacić. Dlaczego państwowe szkolnictwo jest na tak żenującym poziomie? Tak naprawdę obawiam się nie tylko o 6 latków, ale o całą młodzież szkolną, nad tym kompletnie nie ma kontroli.
Mam 18 lat. Gimnazjum kończyłam niedawno.. Nie wpłynęło na mnie źle.. Nie piję, nie palę, skończyłam je z czerwonym paskiem.. Bo tak wychowali mnie rodzice, a nie dlatego, że takie miałam gimnazjum. Bo mimo wspaniałej rady pedagogicznej otoczenie było straszne i do nauki skore nie było.. Ale jak się chciało to się dało radę. I dziecko wcale nie będzie miało tak strasznie w gimnazjum państwowym jak się rodzicom wydaje.. Nie zawsze to co prywatne lepsze.. Mądre i wyedukowane dziecko się będzie miało jak się je dobrze wychowa, a nie jak mu się zapłaci za prywatną szkołę.
A 6 latki w szkole? To przecież jeszcze małe dzieci.. I mimo, że bardzo często sprawia im nieziemską radość chodzenie do szkoły to chciałyby czasami móc obejrzeć bajkę czy pobawić się.. A zamiast tego muszą codziennie sumiennie odrabiać całkiem sporą ilość prac domowych..
Ja rownież poszłam rok wczesniej i rownież jestem niesamowicie wdzięczna za to rodzicom! Szkołę wspominam rewelacyjnie! I cieszę się, że mieszkam w UK i tu dzieci idą wczesniej do szkoły! W większości państw tak jest tylko w Polsce zawsze spór!
Tak, ale nie ma co porównywać samego wieku dziecka w różnych krajach. Jest jeszcze program i warunki w szkole :)
Dokładnie, mam siostrzenice w USA poszła tam jak iinni do szkoły w wieku 6 lat, ale tam nauki jest mniej! Teraz jest w 4 klasie ale wciąż „pod względem wiedzy” są niżej niż np. 4 klasa w Pl,
Tak, tylko warto jeszcze porównać warunki i program w szkole ;) bo ja również śmiało odesłałabym 6-latka w UK do 1 klasy ;). Gdy pracowałam, jako niania to byłam zachwycona ich podejściem do dzieci i nauki ;) – chociażby nauczyciele wspierający i liczebność grup!
Ja mieszkam w irlandii i dziecko na pewno bym szybko do szkoły posłałą bo ta 'szkoła’ to sama radość i zabawa. malutkie kolorowe łąweczki, mnóstwo zabawy i krótkie godziny lekcji. ale w polsce to nigdy w życiu… ja pamiętam moją szkołę, ciągle tylko brzuch bolał ze stresu!
Ja chodziłam teżwIrlandii do szkoły tylko tam najpierw sie idzie do takiego niby pszdszkola niby szkoły i wtedy jest od razu przejść do nauki
No właśnie tu chodzi o to, że w Pl chcą aby 6-latki chodziły. A rodzicom którzy są przeciwni głównie chodzi o warunki. Myślę, że gdyby szkoły były w stanie zapewnić dzieciom odpowiednie warunki to tego by nie bylo i rodzice chętniej by posyłali dzieciaki do szkoły…Wszyscy wiemy, że w innych krajach 6- latki już chodzą do szkoły, a nawet 5-latki. Tylko może ktoś porównałby jakie tam są warunki dla tych dzieciaków a jakie u nas.
Nie mówmy, że w innych krajach jest lepiej, bo 6… Przypominam, że istnieje taki pewien kraj, gdzie poziom nauki jest uznawany za bardzo wysoki, a idzie się do szkoły w wieku siedmiu lat, więc to chyba jednak nie od tego zależy.
Przede wszystkim – sześciolatek nie usiedzi 45 minut w ławce !!!!
A siedmiolatek już tak? To tylko rok różnicy…
Aż rok ;) Rok w tym wieku to ogromna różnica…
Wszystko zależy od dziecka tak naprawdę. JA jestem z samego końca grudnia czyli jak szłam do szkoły to byłam rok młodsza od innych dzieciaków z mojej klasy a nie było tego widac ani w wynikach w nauce alni w czymkolwiek innym. NAprawdę dużo zalezy od dziecka, jednie rozwijają sie szybciej, a inne wolniej i taka jest natura.
Osobiście nie ejstem za posłyaniem 6 latków do szkoły, bo jednak to ejst w pewnym sensie zabieranie dziecinstwa. Moim zdaniem wogóle najlepiej byłoby gdyby wiek szkolny nie byłby rozpatrywany wedle rocznika tylko skonczonych lat. & latki do szkoły, a jescze 6 latki według wyboru. No ale coz my mozemy poradzic na to :) NIC
No właśnie. Ty poszłaś, Ty sobie poradziłaś, TY dobrze wspominasz. Czy wszystkie sześciolatki są takie same? Szkoła w Polsce nie jest dostosowana ani programowo ani organizacyjnie na przyjęcie takich małych dzieci. Czy rok różnicy to dużo? Macie dzieci? Bo każdy rodzic wam powie, że w ciągu roku jego dziecko zmienia się diametralnie. U nas dorosłych rok w te czy wewte to rzeczywiście żadna różnica ale u takiego dzieciaka – kolosalna.
w niektórych przypadkach, to różnica zaledwie kilku miesięcy. jestem z listopada, więc kiedy większość rówieśników miało już siódme urodziny za sobą, ja swoje obchodziłam dopiero po dwóch miesiącach nauki. teraz studiuję, dostaję stypendium naukowe, i nawet śmieję się z koleżanek, że one w styczniu kończą 22 lata, gdzie ja dopiero miesiąc temu przekroczyłam amerykańską pełnoletność. także nie przesadzajmy, aż tak wielka różnica to nie jest. chociaż i tak jestem za dłuższym dzieciństwem, bo dlaczego nie? :)
rok to bardzo dużo u dziecka!
Różnica kolosalna. Moja znajoma chciała pokazać jakie to jej dziecko nie jest wybitne i poszło w wieku 6 lat do szkoły. I nie umiało ani wysiedzieć ani nic tym stylu. Trzeba było przerwać i poczekać z tym rok aż będzie miało 7 lat. I faktycznie dzieciak jakby bardziej dojrzał do tego co to jest szkoła i teraz radzi sobie już dobrze.
Tak, ale ponoć nie mają siedzieć w ławkach…. Ponoć ma to być nauka przez zabawę, i dla mnie tu pojawia się problem! Przez 4 lata liceum nie zdążyliśmy przerobić całego programu, brakło ciut czasu na współczesność, ( j. polski, historia) teraz liceum trwa 3 lata, więc program jest jeszcze bardziej okrojony… więc jeśli dzieci mają pierwszą klasę „poświęcić” na powielanie zerówki to uważam to za bzdurę! Sama zostaję postawiona przed faktem dokonanym i mój syn w przyszłym roku zasili szeregi uczniów. Na koniec, dla mnie najzabawniejszy aspekt. Znajomej syn idąc we wrześniu do „placówki” nie wiedział czy chodzi do zerówki czy jeszcze do przedszkola!!!! I tym optymistycznym akcentem kończę mój przydługi wywód klarownym stwierdzeniem, iż skoro zajęcia w zerówce nie różnią się widocznie od przedszkolnych, a pierwsza klasa ma być przedłużeniem klasy 0, to nasze pociechy idąc do klasy 2, będąc pozornie do przodu, w istocie staną się stratne o rok! czyż nie?
Dokładnie tak!:) Kiedy dzieci odrabiają czas poświęcony na rzekome oswajanie się ze szkołą? U nas natomiast nie ma problemu powielania zerówki, bo nawet córka nie ma możliwości pójścia do niej…
Studiuję pedagogikę i obracam się w tym temacie już kilka dobrych lat i wiem jedno…. jeśli w klasie jest więcej niż 15 dzieci – NIE MA SZANS żeby zajęcia w ławce trwały około 15 minut, a potem na 'dywan’ i nauka przez zabawę…. ktoś bardzo 'mądry’ zrobił tak, że dzieci w przedszkolu NIE MOGĄ mieć obowiązkowego wprowadzania liter, czytania itp. i teraz w wychowaniu wczesnoszkolnym trzeba zrobić więcej niż jeszcze około 3 lata temu! Nauczyciel ma podstawę programową – czyli to co MUSI nauczyć dzieci przez te 3 lata…. i programy nauczania – czyli wypisane co ma być zrobione na danej lekcji… są podręczniki – i karty pracy…. wszystko ma określone ramy… określony czas na nauczenie się tego i wykonanie danych zadań. W praktyce jest tak, że jeśli w klasie jest około 20 dzieci- NIE MA SZANS zrealizować lekcji w kilkanaście minut…….
Owszem masz karty i nie powinnas nauczac liter, ale co zlego sie stanie jak to zrobis ? ;-) Dzieci z mojej grupy doskonale kojarzyly litery bo ich madra Pani miała gdzies te zakazy, dzieki temu w pierwszej klasie zaczely plynnie czytac. Odnosnie grupy bylo tam 21 osob, wszyscy bawili sie na dywanie a kiedy trzeba bylo pracowali w lawkach (samodzielnie lub w grupach ) Wszystko sie da , tylko potrzebny jest pedagog z odpowiednim nastawieniem i checia do pracy.
Nie jeden nauczyciel w przedszkolu ubolewa nad tym że wprowadzony jest powszechnie „zakaz” nauczania dzieci liter, cyfr, czytania itd. Jeśli dzieci wykazują zainteresowanie w tym kierunku co jest naturalna rzeczą w tym wieku to nie może otwarcie ich uczyć. Jako studentka pedagogiki miałam liczne praktyki w przedszkolach zadałam pytanie nauczycielce co można z tym zrobić? Sugerowano mi – po pierwsze uzyskać zgodę od KAŻDEGO rodzica w grupie na udostępnianie materiałów dzieciom i po drugie nie dać się złapać (dosłownie) przez kuratorium, dyrekcję itp. Idąc za tym śladem nasuwa się pytanie – dlaczego zabrania się wprowadzania liter itp w przedszkolach? Częściowo związane jest to z dojrzałością do nauki czytania i pisania które jest indywidualne dla każdego dziecka ale również problem tkwi w tym, że jeśli niektóre dzieci będą potrafiły już w 1 klasie pięknie pisać czy czytać to pozostałe dzieci są „w tyle”. Innymi słowy – dzieci nauczone w przedszkolu siedząc w ławce szkolnej zmarnują swój czas. Taki nasz nonsens szkolno-przedszkolny.
6 latek nie siedzi 45 minut w lawce tak btw :) Najdluzsze zadania trwaja 5-10 minut ;-)
skąd ta wiedza?
a no stad ,ze chodze na praktyki i sama nauczam ;-)
DOKŁADNIE!
nie wiem jak to jest na praktykach ale w klasie syna jest kilka sześciolatków i w ławkach siedzieli w pierwszej klasie normalnie 45 min z małymi przerwami na gimnastykę żeby się rozprostować lub piosenki rymowanki z ćwiczeniami .
W klasach 1-3 nie ma systemu lekcji 45 minutowych. To Pani wychowawczyni decyduje czy zrobić juz przerwę, bo grupa tego wymaga czy nie. Czasami jest tak, że zajęcia z książką trwają 20-30 minut, a potem jest przerwa. Dzieci mogą wyjść na plac zabaw przy szkole. Przynajmniej u nas tak jest.
Tylko nie we wszystkich szkołach tak jest, u nas lekcja w ławce bite 45 minut. Podejrzewam, że takie szkoły jak nasza to jednak duża większość w tym kraju.
Mam do tego wszystkiego zupełnie inne podejście, jestem studentką i patrzę na to pod kątem studiów, pracy i dalszego życia. Co z tego, że małe (może i jeszcze zbyt małe) dziecko pójdzie do szkoły, uważam, że później będzie wdzięczne! O rok szybciej będzie mogło podjąć pracę, samorealizować się. Sama widzę po sobie, że lata szkolne zlatują nie wiadomo kiedy, początkowo podstawówka strasznie się dłuży a wakacje trwają caaałe wieeki, no ale później zapomina się o podstawówce, o długich wakacjach, na rzecz stresu związanego z egzaminem gimnazjalnym, maturalnym, prawem jazdy itd. Wszystkie inne pierdółki idą w zapomnienie, sama pamiętam podstawówkowe lata, gdzie największym problemem było dobiegnięcie w czasie przerwy na stołówkę. Może warto spojrzeć na to pod takim kątem? Oczywiście rozumiem Twoje obawy, jednakże mamy zupełnie dwa kąty widzenia, ty-matki martwiącej się o swoje dziecko i ja-młodej, ambitnej osoby która teraz tak naprawdę oddałaby wszystko żeby być rok do przodu i rok wcześniej zacząć się rozwijać, wyjechać, liznąć języka, poszukać przygód, oderwać się od szarej, polskiej oświaty która jest tak naprawdę kulą u nogi…
Też jestem studentką i szczerze pójście rok wcześniej do szkoły jest mimo wszystko zabraniem roku dzieciństwa – które jak napisałaś zlatuje szybko na rzecz tego by szybciej wkroczyć w stresujący świat dorosłych. Ja już kończę studia i cały okres szkolny, zajęcia, wakacje wspominam fantastycznie i jeszcze w ostatnim momencie zdecydowałam się na dziekankę by wyjechać, jak to mówisz liznąć przygody, bo później już nie będzie wakacji, jak dobrze pójdzie 4 tygodnie urlopu na który będzie trzeba ciężko pracować cały rok i tak przez 30 może więcej lat. Osobiście nie poślę dziecka rok wcześniej do szkoły, tylko po to (patrząc z innej perspektywy), żeby rok wcześniej zaczęło płacić podatki naszym politykom, bo moim zdaniem tutaj nie chodzi o dzieci tylko pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Na Zachodzie taki system działa, ale to są cywilizowane kraje a nie złodziejskie jak u nas. Wiec można wcześniej kończyć edukację, mieć pracę, a w Polsce możesz iść do szkoły dwa lata wcześniej, zdać magistra na piątkę, być młodym, pełnym zapału i po co(?) skoro można rok dłużej posiedzieć w piaskownicy.
Posiedziec rok dluzej w piaskownicy ktorej i tak sie nie bedzie pamietalo- swietny pomysl ;)
Ja pamiętam dość sporo z mojego dzieciństwa, wiadomo, że wspominania się zacierają, na pewno nie pamiętam siebie jako 4 latki, ale 6-7 tak. Nie mniej dziecko będzie pamiętało co w zeszłym roku robiło, beztroskie dni szybko mijają, po prostu myślę, że szkoda je zabierać, bo człowiek i tak napracuję przez większość swojego życia, a to wcale nie jest takie przyjemne, często najlepsze wspomnienia ma się z lat szkolnych, bo wtedy miało się czas na wyjazdy, na spotkania z ludźmi, później jest coraz więcej obowiązków, mniej czasu wolnego. czasami się słyszy 'ale chciałbym być znów dzieckiem, nie mieć problemów’ tu nie chodzi o to czy wszystko z dzieciństwa będzie się pamiętać, tylko sam fakt, że dzieciństwo jest przyjemnym okresem, a dorosłe życie potrafi być stresujące, więc jak się wejdzie w nie rok później to i tak niewiele się traci :)
Jeśli patrzymy tylko na to, co będziemy pamietać, to myślę, że równie dobrze może być nam kompletnie wszystko jedno, bo bardzo wielu rzeczy w życiu nie będziemy pamiętać ;)
Co za rożnica, co pani robi dzisiaj? Będzie pani to pamiętać za rok? Za miesiąc?
W większości państw Europy (i nie tylko) dzieci idą do szkoły w wieku 6 lat. Czasami nawet wcześniej. Rodzice nie robią z tego problemu, bo go zwyczajnie nie ma.
W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że trzeba narzekać, przecież wszyscy chcą dla nas i naszej rodziny złego.
Żadna matka chyba nie widzi problemu w tym,żeby wysłać dziecko do zerówki? Dlaczego więc doszukujemy się problemów w posłaniu dziecka do pierwszej klasy? Czy to nie jest jedno i to samo? Napisała Pani, że niewiele pamięta z podstawówki. Jestem mniej więcej w Pani wieku (tak mi się wydaje) i z podstawówki pamiętam bardzo dużo i w tym momencie nie mówię o wielkim plecaku, a jedynie o plecaku z Kubusiem Puchatkiem, którego kupowanie z mamą sprawiło mi ogromną radość. Nie mówię o ciężkich książkach i zeszytach tylko o jednym zeszycie w dwie linie z kolorowymi lalkami na okładce. Nie mówię o płaczu i okropnych lekcjach matematyki tylko o nauce poprzez zabawę wraz ze swoimi nowymi koleżankami i kolegami, z którymi utrzymywałam kontakt poza szkołą (z niektórymi do dziś). Podstawówka nie jest niczym strasznym! Nie widzę również niczego starsznego w tym, że moje dziecko wcześniej nauczy się poprawnie czytać i pisać. Uważam, że im wcześniej tym lepiej. A to, że moje dziecko poświęci dwie godziny na naukę literek zamiast oglądać dwie godziny telewizję… czy to odbieranie dziecku dzieciństwa?;) W podstawówce nie męczy się maluchów, nie zadaje mnóstwa prac domowych i nie gnębi testami z matematyki i gramatyki. Pierwsza klasa uczy systematyczności i podstaw przez zabawę :)
Być może mam inny pogląd na sprawę bo sama nie mam jeszcze dziecka, ale w tym momencie nie widzę zupełnie nic złego w tym, aby dzieci wcześniej poszły do szkoły:)
Pozdrawiam! :)
Nie mam nic do sześciolatka w szkole, tylko niech to będzie zrobione z głową :) Program i dostosowanie szkoły najpierw :)
Mimo to, że sama poszłam do szkoły jako sześciolatek i nie za dobrze to wspominam – chciałam aby Nikola poszła do szkoły również w tym wieku… Wszystko zmieniło się gdy dotarło do mnie, że to już za niecały rok… Wiadomo, że dzieci są różne, ale uważam że moje jest jeszcze za małe na szkołę ;)
p.s.
Pierwsze zakupy również pamiętam i wspominam bardzo mile ;) Tylko potem nie było już tak kolorowo ;)
Skoro macie jakiś problem i uważacie z mężem, że polskie szkoły są nieprzystosowane to poślijcie dziecko do prywatnej szkoły. Proste…
Taką możliwość też bierzemy pod uwagę.
Prywatne szkoły są bardzo w porządku w przypadku szkół średnich. Nie ma co ukrywać, że polskie szkolnictwo mocno odstaje i porządne przygotowanie do matury w tych czasach wymaga płacenia za korepetycje bardziej niż uczęszczania na lekcjach. W szkołach prywatnych ten system wygląda troszeczkę lepiej i zamiast płacić za korepetycje płacisz za szkołę – ja do dziś żałuję że nie uczyłam się w prywatnej szkole średniej.
Nastomiast jeżeli chodzi o podstawówkę, to nie wiem czy jest to aż tak konieczne. Oczywiście nie mam pojęcia jakie warunku panują w szkole, do której miałaby uczęszczać Nikola. Jeżeli jednak nie są za dobre, to zdecydowanie warto zastanowić się nad szkołą prywatną.
Pozdrawiam! :)
Zapłacisz? Bo mnie nie stać. A w tym kierunku idzie nasze państwo – prywatne przedszkola, szkoły. Przy jednym dziecku, może jest to możlwie do realizacji, przy większej ilości, przy naszych płacach nie.
Zwracałam się do p. Karoliny, która napisała, powyżej, że zastanawia się z mężem nad prywatną szkołą. Zakładam więc, że ich stać na posłanie dziecka do takiej szkoły. Nie napisałam, że każde dziecko powinno zostać wysłane do prywatnej szkoły. Ja się całe życie uczyłam w szkołach państwowych i udało mi się z sukcesami zakończyć każdą szkołę i dostać się na wymarzone studia. Nie wszystko leży w rękach pieniędzy, większość leży po naszej stronie i naszych chęci. Jeżeli ktoś stać wysłać dziecko do szkoły prywatnej – świetnie. Jeżeli nie – w państwowej szkole dziecko też nie traci i życia sobie nie zmarnuje, tym bardziej że w tym momencie w szkołach, nauczycielach, profilach można przebierać do woli – wystarczy chcieć i dać coś od siebie.
No to powiem jak jest w pierwszej klasie: poznanie dwóch literek w ciągu tygodnia, pędzenie z materiałem. Rysowanie szlaczków do nocy i pisanie pierwszych liter i słów (brak wyobraźni: na angielskim dzieci miały pisać już słowa w obcym języku, a a na inforamtyce przepisywały teksty do notatnika). Nauka na dwie zmiany. Pół dnia w przepełnionej świeticy. Cięzki tornister. Lekcja w ławce 45 minut. Brak ciepłych posiłków (obiad za 8,50 w styropianowych pudełku, zjedzony w pośpiechu, bleeee – po miesiącu większość rezygnuje). Oceny (formalnie ich nie ma, ale są). Testy, dyktanda. Stresssssssssssssssssssssss. Moje dziecko po dwóch miesiącach nauki z roześmianego małego człowieka stało sie zestresowanym i płaczliwym uczniem.
totalnie Cię popieram, również jestem za tym aby dzieci w wieku 6lat nadal były dziećmi.
Ja poszłam do szkoły mając 6 lat, a w szkole czułam się bardzo dobrze. Do przedszkola chodziłam mając niewiele ponad 2 lata i nie uważam że byłam gorsza od innych. W tym wieku rok nie bardzo ma znaczenie – wszyscy z jednej piaskownicy. Szkoły nie są przygotowane? Już 2 lata temu gdy musiałam coś załatwić w byłej podstawówce poszłam odwiedzić wychowawczynię z klas 1-3 i po dłuższej rozmowie zauważyłam świetny kącik zabaw. Wszędzie naklejki że dotacje z uni, a dzieciaki bawią się na dywanie – bawią i uczą akurat wtedy coś o samogłoskach i spółgłoskach. Wkoło kolorowe plakaty na których pani wskazywała dana literkę a dzieciaki podchodziły z odpowiednim kolorem wskazując czy to spółgłoska czy samogłoska. Dodam, że szkoła była i jest szkołą publiczną, a że miejscowość mała to w dużych miastach pewnie jest znacznie lepiej. A co do podstawówek łączonych z gimnazjum to najczęściej mają one oddzielne skrzydła z innymi wejściami więc nie sądzę że mogą sobie zagrażać. Może gdzieś tam nie są oddzielne skrzydła, może w szkole nie ma tyle zabawek ale uwierzcie pierwszaki nawet przerwy spędzają w klasie, jedzą drugie śniadanie, bawią się a wychodzą tylko na siku do najbliższej ubikacji, gdzie gimnazjalistów po prostu NIE MA! Są kraje gdzie 4 latki zaczynają edukacje i nikt się nie burzy, bo to norma. Są lepiej przygotowani? A jak mają być jak to u nich trwa już kilka lat, my za kilka lat też dojdziemy do takich standardów, a ktoś musi zaczynać wcześniej choćby po to żeby następnym było lepiej. Ale się rozpisałam, może chaotycznie ale takie są realia. Rok mniej dzieciństwa to bzdura, ja do dziś czuję się gigantycznym dzieckiem mimo to żyję normalnie bo takie są normy tego społeczeństwa. To że się nie wie co robić później to nic przecież nieraz 40 latkowie nie odnajdują swojego powołania więc czego oczekiwać od osób który dowód mają często zaledwie kilka miesięcy. Nie zrozumcie mnie źle obrończynie roku dzieciństwa dłużej, macie wiele solidnych argumentów, ale moje zdanie to tylko moje zdanie :) :) :)
Jestem na ostatnim roku pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej. Co semestr mam (50 h lub 100 h praktyk). Duzo czasu sprzedam w szkole, rowniez w tzw klasach zerowych (5 latki) i klasie pierwszej (6 i 7 latki)
Nie zgodze sie z Twoja opinia. Dzieci nie siedza 45 minut podczas lekcji w ławce. Generalnie typowe lekcje w zerowce w ogole nie istnieja. W kazdej klasie sa zabawki oraz duzy dywan na srodku sali. To nauczyciel prowadzacy decyduje o tym jak danego dnia chce przeprowadzic zajecia. Nie ma mowy o wbijaniu wiedzy do glowy przez cały dzien ! Wiekszosc czasu te dzieci po prostu sie bawia wraz z nauczycielem. Nauczyciel bierze pod uwage to ,ze 5 latek nie jest w stanie skupic swojej uwagi przez dluzszy czas, dlatego co chwile sa tzw przerwy srodlekcyjne a najdluzsze zadanie i praca samodzielna dziecka trwa jakies 5 minut. SJest wiele zabaw przy muzyce. W elementy zabawy właczane zostaja informacje na dany temat, ktore nauczyciel chce przekazac. Plus jest taki,ze dzieci dodatkowo przygotowywane sa do nauki czytania (ktora nastepuje w 1 kl ) nikt nie zmusza dziecka do perfekcyjnego czytania lub pisania w zerowce. Kazdy pracuje swoim tempem. Dzieci cwicza rączki , co jest niezbedne do przyszlej nauki pisania. Ucza sie nowych rzeczy, ale przez zabawe. Dodam,ze dzieci z ktorymi miałam przyjemnosc pracowac byly zadowolone ,ze chodza do szkoły. Nikt nie płakał, nie wołał rodzicow ;-) Byly wrecz dumne z tego,ze sa w 1 klasie.
Jestem jak najbardziej za posyłaniem dzieci do szkoły w wieku 6 lat. Nie pisze tego dlatego,ze w przyszlosci bede nauczycielem. Uwazam,ze nauka w klasie zerowej jest dobrym krokiem. Dziecko oswaja sie z placowka szkolna i pozniej idac do klasy pierwszej nie przezywa tzw szoku.
Ps. Brak papieru toaletowego ? Nie chce mi sie w to wierzyc ;)
Moja szkoła jest w tzw gorszej dzielnicy, w małym miescie o baaardzo duzym bezrobociu i papieru nigdy nie brakowalo.
Dodam ,ze jest to szkola panstwowa a nie prywatna, wiec mozliwosci w dostosowaniu sali dla 5 latkow byly na pewno mniejsze. Sama oddawałam niepotrzebne zabawki z dziecinstwa zeby dzieci miały czym sie bawic.
Wszystko rozumiem i oczywiście masz rację, nauka w zerówce i przygotowanie do szkoły jak najbardziej! Natomiast przejście z 4 grupy w przedszkolu, gdzie dzieci śpiewają i kolorują, do pierwszej klasy to nie jest chyba najlepszy pomysł…
bo tu moim zdaniem jest blad przedszkola. Dzieci w przedszkolach w ktorych Pani w zerowce zaczyna przemycac np litery , latwiej odnajduja sie w klasie pierwszej. Jezeli jednak z dzieckiem nikt nie pracuje( nawet w domu )to nie ma sie co dziwic ,ze klasa 1 jest dla niego szokiem ;-)
Droga Małgosiu! Ja tak odnośnie „braku papieru”… Chodzę do szkoły pół-publicznej, że tak to określę, bo co miesiąc należy płacić ok. 60 zł… Znaleźć papier w toalecie lub mydło to jest szczęście… Pojawia się ono raz na jakiś czas, bardzo szybko kończy i już nikt nie dba o to by dołożyć/dolać, bo OSZCZĘDNOŚCI. A więcej dzieci w szkole (+ szcześciolatki) – to mniej mydła i papieru. :)
Wystarczy zgłosić to do sanepidu :)Jedna, druga kontrola, upomnienie lub kara i papier wraz z mydłem będą zawsze w toalecie :)
Nareszcie ktoś mądrze napisał ; )
Tutaj tkwi problem w rodzicach , a nie dzieciach … bo wszystko sobie potrafią nadinterpretować … Czyli posyłanie dziecka do przedszkola to też zbieranie dzieciństwa ? A tak na marginesie w czym problem ? Tylko w nazwie :) Zamiast zerówka będzie pierwsza klasa ot i cała filozofia.
no to widzisz, w niewielu szkołach byłaś – bo ja miałam wiele praktyk i wizytacji w różnych szkołach(kierunek studiów:pedagogika) i niestety miała szansę zobaczyć jak grupa 6-latków całe 45 min siedziała w ławce! Byłam w OGROMNYM szoku, choć to mało powiedziane, niestety, ale wszystko zależy od nauczyciela! W przedszkolu jednak ten program jest inaczej napisany, w szkole wcale nie ma obowiązku uczyć przez zabawę, nie ma wyznaczonego czasu na zabawę/odpoczynek! Uwierz mi jest wiele Pań znudzonych pracą nauczyciela (ale musza to robić, no bo co innego im zostało – jak własnie bojac się takiego wypalenia zawodowego, zrezygnowałam z pracy z dziećmi) i im wcale nie w głowie, wymyslać piosenki, wierszyki, opowiadania, czy jakoś ciekawie organizować dzieciom czas, czesto maja siedzieć CICHO i najlepiej się nie ruszać. Nie chce nawet mówic o organizacji przestrzeni dla tych maluchów, o dostosowaniu toalet, świetlicy. Dużo zależy od szkoły i pedagogów, a nie wszystkie szkoły są dobre, tak jak i pedagodzy ;).
Ale czy w 1 klasie twoje dziecko nie ma szans na trafienie na nieodpowiedniego nauczyciela ? ;-) czy ten rok go przed tym uratuje ?
Nasze panstwo powinno klasc wiekszy nacisk na to kogo na studia nauczycielskie przyjmuja !
Dziewczyny, tak jak wspominalam jestem na ostatnim roku. Zapisujac sie na studia,musialam przejsc przez egzaminy wstepne, ale byly one na takim zenujacym poziomie ,ze studiuja ze mna osoby,ktore maja powazny problem z wymowa !
Poza tym, ludzie decyduja sie na studia pedagogiczne czesto z przypadku. Nie wiedza co chca robic w zyciu wiec doznaja naglego olsnienia,ze fajnie byloby byc nauczycielem. Po 5 latach „sielanki” wasze dzieci zaczynaja uczyc kobiety ,ktore tak naprawde dzieci nie lubia ;-) i ktorym nie zalezy na tym, zeby wasze polubily szkołe.
Dodam,ze wcale nie mialam wielkiego szczescia co do odbywania praktyk akurat w tej szkole. Sama uczescalam do niej 20 lat temu. Moze i dzieci sa troche gorsze, bo czesto z patologicznych srodowisk i rozbitych rodzin ,ale nauczyciele sie w tej szkole naprawde staraja ! Im zalezy !
Znam wielu nauczycieli z pasja w innych placowkach, ktorzy kochaja dzieci i twierdza,ze pomimo tego,ze po 20 latach placa im niewiele ponad 2 tysiace to jest to najlepsza praca jaka moga sobie wymarzyc.
Takich ludzi powinnismy doceniac :)
Miałam przyjemnosc pracowac z nauczycielami zarowno „młodymi” jak i z takimi z 25 letnim stazem. W obu przypadkach wprowadzane były jakies ciekawe wiersze, piosenki . Dzieci nawet uczac sie na tematy zwiazane z zywieniem , przynosily produkty z domu i z nauczycielem probowaly „gotowac” ;-) Jest wiele sposob na to zeby zainteresowac malucha i czegos go nauczyc. Nie tylko suche rozwiazywanie zadan.
Pani Małgosiu w szkole mojej córki, która obecnie jest w 3 klasie nie ma papieru. Dzieciaki przynoszą do klasy papier, mydło, ręczniki papierowe. Nie w każdej szkole jest idealnie niestety.
Starsza córka poszła do pierwszej klasy w wieku siedmiu lat. W klasie była szóstka dzieci sześcioletnich i do drugiej klasy poszło tylko jedne dziecko, które wcześniej poszło do szkoły. Reszta jeszcze raz poszła do pierwszej klasy.
W klasie nie było kompletnie warunków. Sala nieprzystosowana, bo nawet miejsca na zabawę nie było. Wszystkie lekcje dzieci zmuszone były siedzieć w ławkach. Chłopców dosłownie roznosiła energia. Co skutkowało tym, że nikt na lekcji nie mógł się skupić. Córka jeszcze zanim skończyło się pierwsze półrocze prosiła mnie, żebym ją przepisała do innej szkoły. Oboje z mężem mieliśmy dużo obiekcji i w drugiej klasie przepisaliśmy córkę do innej szkoły. Młodsza córka we wrześniu będzie musiała iść do pierwszej klasy. Co szczerze mówiąc napawa mnie przerażeniem. Bo wiem jak to w tej chwili wygląda, bo Starsza chodzi nowym trybem. I Młodsze dzieci nie radzą sobie tak idealnie jak nam wmawia Minister Oświaty. I o ile klasy 1-3 nie są takim gigantycznym problemem. O tyle czwarta klasa to już koszmar. I to sami rodzice mówią. Więc niech nam tu państwo bajek nie wciska. Bo to wszystko to mydlenie nam oczu tylko po to, żeby szybciej płacić podatki i dłużej pracować.
Dodam jeszcze ,ze w szkole w ktorej mialam zajecia z 5 i 6 latkami, dzieci nie mialy stycznosci ze starszymi dziecmi.
Lekcje odbywały sie w wydzielonej czesci budynku. Czesc boiska rowniez jest wydzielona.
I oby było tak w każdej szkole ;)
Oj niestety nie w każdej. Jak jeszcze chodziłam do szkoły to zdarzało się, że będąc w 3 klasie gimnazjum mieliśmy wf z 6-cio latkami.
Napisz komentarz
Czyli Nikola ma od wrzesnia obowiazek szkolny?
Ja Sare odroczylam. Zlozylam podanie, ze nie chce, zeby szla jako swieza 6-latka i lekarz sie przychylil. Ale pozostale dzieci ida normalnie wlasnie jako 6-latki.
Sala pierwszoklasiostow wyglada jeszce jak przedszkolna – z kacikiem do zabaw i stolikami grupowymi. Mimo to musza sie nauczyc czytac w pol roku i inne rzeczy, ktorych ja sie tez w pierwszej klasie uczylam.
Ogolnie rzecz biorac pomysl nie jest zly, tylko troche nieprzemyslany. Najpierw klasy trzeba dopasowac, przemyslec kwestie organizacji i dobrze przebadac dzieci, czy sie do tej szkoly w tak mlodym wieku w ogole nadaja…
Tak ma, ale zastanawiamy się jeszcze co z tym „zrobić” :) I w 100% się z Tobą zgadzam, pomysł nie jest zły, ale nieprzemyślany!
Najgorsze są momenty przejściowe. „nowa matura”, „nowy egzamin na prawo jazdy”, „nowe testy gimnazjalne”, „nowa pierwsza klasa”. Programy często nie są przystosowane, nie nadążają za zmianami, więc dzieci stają się trochę „królikami doświadczalnymi”, jak program się nie sprawdza, wprowadzają poprawki i jest lepiej, aż w końcu się normuję. Dlatego myślę, że jak jest szansa przeczekać taki okres przejściowy, to nic się na tym nie traci :) mniej stresu.
Mój synek pojdzie we wrześniu do zerówki jako 5cio latek. on jest drobniutki i boje się jak sobie poradzi z otoczeniem. on jest zywiolowym dzieckiem i nie usiedzi w lawce 45 min. !!! będą leciec z programem i nie przejmować się dziecmi – boje się jak to będzie :(
Bez obaw :) Nikt nie leci z programem. Nauczyciel wrecz powinien podpowiedziec rodzicowi jesli dziecko ma jakies braki i z czyms sobie nie radzi. Wystarczy,ze popracujesz z nim troche w domu i wyjdzie mu to na dobre ! Bedziesz w szoku jak twoj synek przez ten rok zmeznieje ;-)
Powodzenia !
Dziękuje za słowa otuchy. On jest bystry i wszytsko łapie w mig, on jako 4 latek potrafi liczyc, grac w gry planszowe, mowi po angielsku, układa słowa z rozsypanych liter (pracujemy dużo w domu). Może to sa tylko moje obawy?! może to ja się boje z nim rozstać…
Uwierz mi ,ze to tylko Tobie on wydaje sie taki malutki. Sama pisalas,ze jest dosyc charakterny. Na pewno sobie poradzi. To rodzice czesto bardzo stresuja sie posylajac dziecko do pierwszej klasy (co jest oczywiscie zrozumiale ) i ten stres udziela sie dziecku :-) Dlatego dzieci poczatkowo placza na zajeciach (znalam tez takie przypadki i po paru tyg te dzieci maszerowaly juz z usmiechem od ucha do ucha do szkoly ;-) )
Najlepiej bedzie jesli zaczniesz opowiadac synkowi, jak to tobie sie w szkole podobalo, rozmawiaj z nim ,tlumacz na czym jego pobyt w szkole bedzie polegal. Pozytywne nastawienie jest bardzo wazne !
Poza tym z tego co wiem w szkole sa organizowane drzwi otwarte, mozesz wtedy przyjsc z dzieckiem, on zobaczy na wlasne oczy jak wyglada szkola i klasa. Bedzie czul sie pewniej.
Jezeli pracujecie duzo w domu, to nie powinien miec problemow w szkole. Najwazniejsze jest to ,ze chcecie. Dzieci,ktore maja problem z nauka czesto sa niestety zaniedbywane ze strony rodzicow. Nauczyciel moze pracowac z dzieckiem np podczas zajec wyrownawczych ,ale co z tego , skoro maluch tego co przerobil z nauczycielem w domu juz nie powtorzy ? :)
U nas w Niemczech to norma ale zanim dziecko pójdzie do szkoły przechodzi jeszcze w przedszkolu testy czy sie nadaje . Jesli nie to zostaje dłużej w przedszkolu lub co gorsza wysyłane jest do szkoły specjalnej ;/
Teraz przed dwa tygodnie miałam zajecia w klasie pierwszej i rowniez nie ma czegos takiego jak 45 minutowa lekcja. Zadania krotkie, wiele przerw i zabaw. Nauczyciel pokazuje duzo rzeczy na tablicy interaktywnej, pracuje rowniez indywidualnie z uczniami.
hmm jestem za jestem przeciw ..
rok zabiera się dziecku ..1 punkt //
Ale soją córkę puściłam do szkoły rok wcześniej do klasy 7 latków jest najmłodsza .. mimo że jest dzieckiem niepełnosprawnym ruchowo .. klasa ta ( dzieci są zdrowe )
mimo wszystko Pani mówi że to była nasza decyzja 100% decydując sie by ją dając do dzieci rok starszych .. nie odstaje z nauką a wręcz przeciwnie daje motywację klasie .( angielski . rosyjski samouk . jest bardzo zdolna i cudowna ..
Ale syna starszy poszedł do szkoły jako 7 latek i już nie jest tak kolorowo .. To zależy od dziecka …
Dla mnie przedszkole to był koszmar – z leżakowaniem, monotonnymi zabawami, paskudnymi obiadami, a szkoła wybawieniem i prawdziwym dzieciństwem. Tyle w temacie zabierania dzieciństwa.
Ja rownież jestem za tym aby sześciolatki zostały w zerowce , gdzie ich miejsce, a jak ktoś chce to nic nie stoi na przeszkodzie aby posłać i 4-latka!
Oczywiście , ze chodzi o podatki I emerytury ,!
Zastanawia mnie jedno… skoro dla Nikoli dużą różnicą będzie przedszkole a pierwsza klasa to dlaczego Nikola nie poszła do zerówki jako 5-latka?
U nas w zerówce są sześciolatki, a nawet jeśli była możliwość posłania córki do zerówki w szkole, to i tak było już za późno.
W 100% zgadzam się z Małgosią…córka ma 5 lat, długo sie wahałam ,ale poszła do zerówki do szkoły (moja intuicja wygrała) , mala jest tak jak wspomniała Małgosia dumna z tego ,że chodzi do szkoły,uwielbia swoją Panią,nowe koleżanki. Często odwiedzamy nasze stare przedszkole ,ale nigdy ( choć pierwszy raz idąc się tego bałam) nie powiedziałą ,że wolałaby wrócić tam.
Szkoła ma osobne wejście dla zerówek,szatnie,sale i świetlice ( to samo dotyczy klas pierwszych) ,Panie są bardzo opiekuńcze i wyrozumiałe,zajęcia w formie zbawy,dużej różnicy w prowadzeniu zajęć nie ma jeśli chodzi o przedszkole…ale..córka bardzo się zmieniła,jest mega otwarta , odważna i pewna siebie poruszająć się po szkole,wie gdzie jest stołówka,szatnia poszczegolnych klas,świetlice itp. Kiedyś bała się starszych dzieci,teraz dla niej to zupełnie naturalne i nie robi wrażenia :) i ciesze się ,że podjęłam taka decyzje ,bo teraz ani trochę nie boję się pójścia córki do klasy pierwszej :)
Na marginesie uważam,że nie ma co porównywać nas- rodziców do naszych dzieci,dlaczego? dlatego ,że jest to już inne dzieciństwo,pełne takich urządzeń o których kiedyś nam się nie śniło, 5 – 6 latek potrafi korzystać z tabletu,komputera,smartfona itp. są żądne wiedzy,wrażeń i przede wszystkim ..nauki ..:)
Ps. z tym papierem toaletowym to chyba lekka przesada;)
Im młodsze dziecko tym łatwiej mu chłonąc wiedzę, one sie wręcz tego domagają. Dla mnie to jest smieszne kiedy rodzice juz 3-4 latki zapisują na angielski, na rożne inne zajecia, a nie chcą go posłać do szkoły wczesniej. Dzieci chcą sie uczyć, dlaczego im tego zabraniać. Mojego niemęża babcia cała aferę o sześciolatki skwitowała jednym zdaniem „Ile ja bym dała, zeby moc sie wczesniej uczyć (wojna przerwała to) dlaczego rodzice nie chcą dzieciom pozwolić na zdobywanie wiedzy?”
To może ja też dorzucę coś od siebie, bo widzę, że wszystkie „niedzieciate” mają najwięcej do powiedzenia, to ja „niedzieciata” też się wypowiem, a co! No więc, po pierwsze, córka mojej siostry, dumna pierwszoklasistka, codziennie wraca ze szkoły z ciężkim (!) plecakiem, z całkiem sporą ilością zadanych lekcji i świadomością, że zajmą jej około dwie godziny, co jak łatwo się domyślić dla siedmiolatki to wieczność. Co więcej, szkoła publiczna, w której uczy się siostrzenica, to wciąż tylko szkoła publiczna, w której jak wyżej napisała Mama Nikoli brakuje zwykłego papieru toaletowego, z kranu leci zimna woda, panuje gwar i harmider, a nauczyciele są starzy, przemęczeni, bez pomysłów i entuzjazmu. Takie są realia szkoły. I możecie mi kolorować oczy czym chcecie, kącikiem zabaw, zeszytem w linie z lalkami i plecakiem z Kubusiem Puchatkiem, ale szkoła wciąż pozostanie szkołą, zdecydowanie niedostosowaną ani programem, ani wyposażeniem dla takich maluszków jakimi są sześciolatki (ba! często nawet nie są dostosowane do siedmiolatków). Także muszę się zgodzić z Panią Karoliną – sześciolatki do szkoły TAK, ale po reformie edukacji, która przygotuje szkoły, program i przede wszystkim samych sześciolatków do dobrego startu w szkole. Pozdrawiam :)
Nie , drogie Panie, nie przesada, chodze z dzieckiem na zajecia dodtkowe na sale gimnastyczna w szkole 2 razy w tygodniu i moze raz sie zdarzylo ze papier byl , NIE MA papieru, szkola jest w duzym miescie wojewodzkim.
Nie kazde dziecko osiaga w tym wieku dojrzalosc szkolna !
To nawet u mnie na uczelni papieru mamy po same czoła . A tez ponoc ciezkie czasy ;-)
Czyli może to kwestia szkoly i papieru toaletowego a nie wieku szkolnego :):):)
no może ;)
W Polsce awantura bo chcą 6-latków do pierwszej klasy a moja Córka zaczęła szkołę w UK nie mając nawet 5lat i to od 8.45-15.15 więc znacznie dłużej niż mają miejsce lekcje w klasie 0-1 w PL
Uwierzmy w Nasze Dzieci- miałam obawy jak sobie poradzi a okazało się że uwielbia szkołę,znakomicie odnalazła się w nowych obowiązkach- po półtora miesiąca nauki potrafi już literować proste książeczki
w klasie nie ma czegoś takiego jak żmudne siedzenie w ławce 45min- są stoliki dzieci siedzą grupami ale mają czas rozplanowany tak że mogą spożytkować energię,jest dużo zabawy,różnorakich aktywności…
Moja Córka miała o tyle trudniej że musiała do tego opanować całkiem obcy Jej język- tu na szczęście wiele nam przedszkole pomogło bo rozpoczynając szkołę mówiła już biegle ale wiele polskich dzieci pierwszy kontakt z angielskim mialo dopiero w szkole i również sobie radzą
Mój Syn rozpocznie zerówkę mając zaledwie 4lata i 5mcy a pierwszą klasę rok poźniej- wierzę że poradzi sobie równie dobrze jak Siostra i ani mi w głowie odraczanie obowiązku szkolnego
Mam przykład w domu że szkoła wcale nie zabiera dzieciństwa- córka poznała tam wiele przyjaciół,ubóstwia nauczycielki,motywują Ją pochwałami i nagrodami ,mają wycieczki,szkolne dyskoteki dla maluchów,świetny plac zabaw ,zajęcia komputerowe dla Niej to ogromna przygoda i nie odbiera tego jako przymus a co do samego pójścia do szkoły nie mogła się go doczekać ,żadne ubranko nie sprawiło Jej tyle radości co elementy mundurku szkolnego ,widzę jak szkoła ją dowartościowuje bo sprawia że czuje się taka duża i z dumą opowiada wszystkim że chodzi już do dużej szkoły a nie do p-kolka :D
Także wg mnie zmiana systemu w PL to nic strasznego tylko niech dofinansują szkoły aby miały dobre warunki dla dzieciaczków i może o to powinni przede wszystkim wnioskować oburzeni rodzice zamiast pisać petycję o odroczeniu obowiązku szkolnego
Ja sama zaczęłam szkołę rok wcześniej do tego jestem z końca października więc nie miałam nawet sześciu lat w pierwszej klasie w momencie jej rozpoczęcia- radziłam sobie zawsze bardzo dobrze poza wyjątkiem przedmiotów ścisłych ,dostałam się za pierwszym podejściem na wymarzony kierunek na studia dzienne i bynajmniej nie wspominam jako traumy tego iż poszłam do szkoły nieco wcześniej
Wiadomo trzeba również z dzieckiem w domu pracować a nie zwalać wszystko na szkołę- moja mama ze mną czytała dużo efektem czego mając 5lat potrafiłam płynnie czytać
U nas ten sam problem.Oliwia nie chodzi z chęcią do zerówki.Urodziła sie w pierwszej połowie rocznika 2008 wiec do zerówki iść musiała.Grupa łączona dwa roczniki 2007/2008 i powiem szczerze że to nie jest dobry pomysł.Starsze dzieci są w zerówce drugi rok są wręcz okropne dla młodszych,dyktują kto moze a kto nie może sie z nimi bawic.Wiem,wiem to nie wina szkoły,to wina rodzicow.Zgłosiłam to wychowawczyni ale nie zmienia to faktu że moja córeczka chciala by wrocic do grupy przedszkolaków.W grupie zerówki jest 24 dzieci.Jedna wychowawczyni która nie powiem (uczy od kilkunastu lat) ale nie radzi sobie z nimi.Córka niejednokrotnie wracała z zerówki z nie zjedzonym śniadaniem ,bo nie ma konkretnej godziny na śniadanie.Pani rzuci hasło kto chce ten je i sprawa załatwiona.Nie ma dobrej organizacji i szczerze żałuję że moja córeczka jest wręcz zmuszona do bycia uczniem zerówki.
Mi się wydaje ,że to nie jest żadne odbieranie dzieciństwa. Ja mam teraz 13 lat , poszłam do szkoły jak miałam 7 lat ,ale my na każdej lekcji bawiliśmy się pamiętam jak pani uczyła nas wiązać baloniki :) kochałam szkołę. Za to w zerówce przeżyłam koszmar :(. Pani dzwoniła cały czas do moich rodziców ,że nie umiem czytać (miałam 6 lat ). Potem w domu cały dzień musiałam czytać , nie mogłam robić SB przerw. To było odebranie mi dzieciństwa , kiedy inne dzieci biegały ja musiałam siedzieć przy książkach :(. W podstawówce nikt nie wywierał na mnie presji ,ponieważ miałam 2 lata żeby opanować czytanie. Mam młodszą siostrę ,która w szkole siedzi prawie cały dzień. Ona ma wielki talent , ćwiczy akrobatykę na trampolinie i małą trampoline. Ona ma 9 lat i jest trochę opóźniona w nauce czytania z braku czasu ,ale teraz dzieci mają trzy lata żeby opanować czytanie. Ją nauczyciele rozumieją ,ponieważ ona ma zamiar jechać na igrzyska olimpijskie i chce wygrać mistrzostwa świata , ma na to szansę jej starszy o 9 lat kolega z jej klubu treningowego zdobył brązowy medal dla Polski na mistrzostwach . Jak chodziłam do drugiej klasy to przyszedł nowy uczeń był młodszy o rok i nie był Polakiem. Był z Armenii. Nie znał nic po Polsku ,ale bardzo szybko się nauczył i był lepszy od innych chłopców. I tak na koniec to bardzo podoba mi się pomysł 6 latki do szkoły. W niektórych krajach dzieci idą jak mają 4 latka i to nie jest głupi pomysł. W co do gimnazjalistów to się nie ma co bać . to są dzieci , moje koleżanki cały czad biegają, jedzą lizaki , śmieją się na lekcjach to są jeszcze dzieci i nic tego nie zmieni. Kiedyś jak się szło do gimnazjum to oznaczało koniec dzieciństwa teraz jest inaczej :)
ale jak mają dostosować program i szkołę do 6-latków, na 7-latkach? Najpierw muszą pójść te testowe roczniki i niestety jesteśmy tym pokoleniem, których dzieci będą testowane. Ludzie, którzy podejmują decyzję o obniżeniu tego wieku (na szczęście) myślą w szerszej perspektywie, kilkunastu lat i kolejnych pokoleń; w skali makro. A konflikt będzie zawsze, bo my, rodzice patrzymy prosto w oczy swoim dzieciom, znamy ich słabostki, i martwimy się o nie – myślimy w skali mikro. Jest to trudna decyzja dla rządzących, ale z jakichś powodów chcą ją przeprowadzić. Może, żeby wyrównać szanse naszych dzieci z zachodem (gdzie 6-latki chodzą do szkoły). Poza tym po 5-6 latach nikt nie będzie sobie w stanie wyobrazić, by 6-latek był jeszcze w przedszkolu ;) Moja córka nie poszła jako 6-latka do szkoły, i mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest teraz (bo teraz ma 7) bardziej dojrzała i przejście do trybu szkolnego było na pewno łatwiejsze. Z drugiej strony jest ze stycznia, bardziej rozwinięta od równieśników i będzie się na połowie lekcji przez najbliższe dwa lata nudzić. I już z tego powodu są problemy z posłuszeństwem na lekacjach (narazie niewielkie, ale są). Mam też drugą córkę – obecnie 5 lat, która w przyszłym roku będzie musiała iść do szkoły i też mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony nie jest aż tak rozwinięta również pod względem emocjonalnym jak starsza, z drugiej uważam, że takie rzucenie na głęboką wodę w kwestii np. odpowiedzialności, obowiązków itp. bardzo jej się przyda. (Tata Stacha)
Ja poszłam do szkoły mając 6 lat, w międzyczasie przeskoczyłam jedną klasę i dzisiaj jestem studentką medycyny.
Nikt nie odebrał mi dzieciństwa, nie musiałam wcześniej wkraczać w dorosłe życie, chodziłam do szkoły z gimnazjalistami i nic mi się nie stało i za moich czasów nie było plecaków na kółkach :)
Historie o tym, że polski szkoły nie są przystosowane do przyjęcia 6 latków to jakaś bzdura.
Zastanawia mnie czy Mama Nikoli skończyła studia?
Bo kiedyś przeglądając blog trafiłam na informację, że ma 24 lata, Nikolka 5 więc urodziła będąc nastolatką.
To jest zbyt szybkie wkraczanie w dorosłość a nie pójście do szkoly w wieku 6 lat…
No tak… a skończone studia są wyznacznikiem czego, że to takie istotne?
Napisać że to bzdura jet bardzo łatwo, ale trzeba postawić się na miejscu rodziców, którzy nie wiedzą czy za rok ich dziecko pójdzie do szkoły, zostanie w przedszkolu czy może pójdzie jednak do zerówki…
Mnie zastanawia jakim pani będzie lekarzem skoro ocenia pani ludzi na podstawie tego czy skończyli studia. Strasznie zadufana osoba może napisać takie coś do rodzica, który martwi się o przyszłość własnego dziecka. To, że się ma głowę do nauki nie oznacza, że się jest w pełni rozwiniętym emocjonalnie i empatycznie człowiekiem. Trochę więcej pokory pani Ewo
A gdzie w mojej wypowiedzi była ocena Mamy Nikolki?
Uważam, że osoba która w czasie kiedy powinna wybierać studia rodziła dziecko nie powinna podawać argumentu, że jeśli pójdzie rok wcześniej to źle wybierze studia. Na litość boską przecież nim dziecko pójdzie na studia ma przed sobą 12 lat nauki i to rodzice i środowisko ukształtuje dziecko a nie reforma.
Prawda jest taka, że co drugi licealista nie wie na jakie pójść studia i rok tu nic nie zmieni. Jedynie metoda prób i błędów. Mało kto od razu wie co chce robić, mam znajomych którzy kilkakrotnie zmieniali studia i dopiero wtedy znaleźli swoją drogę. I podejrzewam, że gdyby mieli rok więcej na szukanie własnej ścieżki byliby bardzo zadowoleni :)
Troska o dziecko to również podnoszenie mu poprzeczki. Świat jest tak skonstruowany, że nie zawsze wszystko będzie dopasowane do dziecka i wtedy to dziecko musi się dopasować, być elastyczne.
Co drugi licealista nie wie na jakie pójść studia, ale ponieważ ja nie studiowałam, to nie mogę tego powiedzieć/napisać? Boże chroń przed lekarzami z taką logiką… Widzę że ma Pani mocno wbite do głowy, że studia to jest najważniejsza rzecz na świecie. Teraz to nie wiem czy mogę dziecku czytać coś ambitniejszego niż elementarz, żeby się nie wygłupić! Podnoszenie poprzeczki tak, ale nie rzucanie kłód pod nogi… PS mój mąż też źle wybrał kierunek studiów ;)
Zamiast pisać o logice lekarzy proponuję iść na studia:)
W dzisiejszych czasach tytuł magistra to jak w czasach naszych rodziców matura. Studia dla młodego człowieka powinny być najważniejsze, to one w przyszłości pozwolą funkcjonować na przyzwoitym poziomie a przynajmniej będą jakimś fundamentem.
Posłanie dziecka do szkoły w wieku 6 lat to kłoda? Nie sądzę.
Proponuję poczytać dziecku bajki a nie elementarz :)
Pozdrawiam
Mamy po prostu inne zdanie na ten temat i na pewno się nie porozumiemy.
Mimo braku wykształcenia wyższego, bajki umiem czytać :) Pozdrawiam
Pani Ewo, studia/magister nie są obowiązkowe i żadnym wyznacznikiem nie są. Za czasów naszych rodziców było inaczej, mój tata opowiadał mi, że było zapotrzebowanie na siłę roboczą, ludzie kończyli zawodówki, by jak najszybciej iść do pracy, a o tych, którzy szli na studia mówiło się, że są obibokami :) na przestrzeni lat technologia ruszyła do przodu z zrodziło się zapotrzebowanie na specjalistów, więc zachęcano do studiowana, po tym studia stały się rzeczą popularną, codziennością, do tego stopnia, że na dzień dzisiejszy uczelnie opuszczają co roku miliony magistrów, których rynek nie jest w stanie pomieścić i znów zaczyna robić się zapotrzebowanie na wykonawców zawodów rzemieślniczych np. stolarzy, które zostały, przez nasze społeczeństwo potraktowane jako mało ambitne, bo przecież ktoś nie ma wykształcenia wyższego! Wybór kierunku studiów jest nieświadomy, młodzież czuje presję, że musi gdzieś iść na studia, więc idą – nie tam gdzie chcą, tam gdzie idą inni, tam gdzie się dostaną, w zależności jaki profil klasy skończyli w liceum i pod jakim kątem przygotowani są do matury. Jeszcze kilka lat temu można było zrezygnować z jednego kierunku na rzecz drugiego, bądź robić dwa jednocześnie, jednak w związku z przesyceniem na rynku dzisiaj jak zacznie się jeden kierunek i go przerwie, za rozpoczęcie drugiego trzeba płacić tysiące złotych za semestr, większość Polaków, nie może sobie na to pozwolić, więc jak ktoś podejmuje kierunek przeważnie go kończy – bo nie ma innego wyjścia. Być może za kilka lat studia ogólnie będą płatne, by decydowali się na nie ludzie, którzy rzeczywiście chcą się dokształcić, mają do czegoś smykałkę. Ja akurat w wieku 14 lat wiedziałam, co chciałabym robić, ale mało kto będąc tak młodym ma sprecyzowane poglądy i wie gdzie czułby się dobrze. Moja dwa lata młodsza siostra natomiast miała problem z wyborem kierunku studiów, w końcu wylądowała na takim, gdzie ludzie polecili 'idź tam bo będzie kasa po tym’. Na dzień dzisiejszy nie czuje się dobrze na tych studiach, ale skończy je, bo nie stać jej/rodziców, by rozpoczęła inny kierunek. A prawda jest taka, że skończy studia, dostanie papierek i co z tego? Mój kolega po technikum w tym momencie już pracuje i zarabia większe pieniądze niż ja będę zarabiać mając magistra. Najważniejsze to jest mieć pomysł na siebie, odwagę, być trochę rezolutnym, wiedzieć czego się chce – często takie osoby, lepiej sobie radzą w życiu niż przeciętny student i do tego są szczęśliwi. Ja szczerze trzymam za nich kciuki i podziwiam :) za to bardzo nie lubię podejścia „mam wykształcenie wyższe, więc jestem życiowo mądrzejsza” bo jedno z drugi w parze iść nie musi :) Pozdrawiam.
Po pierwsze widać jasno, że od razu mama Nikoli została oceniona negatywnie. Jak dla mnie wydźwięk komentarza jest jednoznaczny. I na pewno nie jest pozytywny.
Po drugie nie każdy musi chcieć iść na studia zaraz po ukończeniu liceum. Można mieć inne priorytety. Jakim jest np. chęć posiadania dziecka w młodym wieku. Bo czasami właśnie dziecko pokazuje nam jaką drogą my same chcemy iść.
I tak naprawdę osoba nie posiadająca własnych dzieci nie będzie rozumiała nas matek. Bo jej te problemy nie dotyczą.
Dzieci są bardzo elastyczne i świetnie sobie radzą w trudnych warunkach. Ale to my jako rodzice je znamy. Wiemy na co je stać. I zwyczajnie chcemy mieć prawo wyboru, a nie z góry coś narzucone.
Rok to bardzo dużo. Dla jednych nic to nie zmieni, bo przez większą część życia i tak nie wiedzą co chcą robić. Ale dla innych ten rok to może być bardzo dużo.
Widzę, że pani Ewa-studentka twierdzi, że osoby, które nie skończyły studiów są gorsze, nie mają prawa wypowiadać się na pewne tematy i mają mniejszą wiedzę? Na jakiej podstawie można tak sądzić? Studia prowadzą tylko do tego, by znaleźć dobrą pracę w konkretnym zawodzie, a jeżeli ktoś zajmuje się czymś, co studiów nie wymaga to w czym problem? Idąc tym tropem jak powinnam traktować osoby, które studia skończyły, ale pracują w zawodzie, który kompletnie nie jest z nimi powiązany? Też jako gorsze czy już mniej? Dopiero jak skończy Pani studia przekona się, czy warto było poświęcić na nie czas bo może okazać się, że są osoby, które tuż po szkole średniej zdecydowały się na przykład na prowadzenie własnej działalności i są w dużo lepszej sytuacji niż absolwentka medycyny.
Uprzedzając pytanie: tak, skończyłam studia na dobrym kierunku na politechnice, ale dzięki nim mogę wyłącznie robić to co sobie wymarzyłam będąc dzieckiem, nie czuję że pozjadałam wszystkie rozumy we wszystkich możliwych dziedzinach.
(przepraszam za zejście z tematu, musiałam się wtrącić ;))
Ja też poszłam wcześniej do szkoły i nie powtórzyłabym tego ze swoim dzieckiem. To jak skraść mu rok z dzieciństwa, chciałabym żeby cieszyło się nim ile tylko może, bo to jedyny tak beztroski czas, który potem już nigdy nie wróci. A tak w ogóle to i tak chodzi o podatki, składki etc. zawsze to rok dłużej do państwowej kieszeni.
Nie wiem jak u Was, ale u mnie w szkole bylo tak, ze dzieci z 0 mialy osobny segment w szkole i w ogole nie mialy stycznosci z dziecmi z gimnazjum czy podstawowki. Siostry corka poszla rok wczesnie do 0 i bardzo dobze to znosi a co nawet.. mowi, ze uwielbia tam chodzic, bo poznaje nowych przyjaciol i uczy sie duzo nowych rzeczy :) a Nikola to w ogole chodzi do przedszkola??
Jak kto uwaza. Moim zdaniem to nie jest zabranie dziecku dziecinstwa, bez przesady.
Chodzi do przedszkola ;) a dokładnie do 4 grupy… w przyszłym roku ma iść prosto do pierwszej klasy…
Ja jestem na nie. Moja córka jest rok młodsza od Nicoli i prawdopodobnie będzie musiała niestety, ale gdybym miała wybór to zostałaby w przedszkolu. Powód? Bo bardzo denerwuje mnie w tej reformie to że dzieci i ich dobro są na samym końcu.Państwo ma zobowiązania, potrzebuje pieniędzy więc i niewolnik płacący wcześniej podatki potrzebny.A poza tym zajęcia w podstawówce kończą sie o 11, czasem chwilkę później i co ma zrobić pracujący rodzic? Na świetlicy często mieszanina z najstarszymi rocznikami,po co jej to tak wcześnie. No i szkoła rok wcześniej równa sie studia rok wcześniej, czesto połączone z wyprowadzka z domu.Po co to przyspieszać?
Jeśli o mnie chodzi, to wspaniale wspominam lata dzieciństwa spędzone w przedszkolu i zerówce (która też, de facto, mieściła się w przedszkolu). Kochałam swoje przedszkole, a w zerówce, zdobywając podstawową wiedzę, narastało we mnie pragnienie pójścia do szkoły i uczenia się więcej (może dlatego, że miałam starszego brata). Z biegiem czasu byłam gotowa, by powiedzieć: TAK, IDĘ DO SZKOŁY. JESTEM PIERWSZAKIEM. i byłam z tego dumna.
Posłanie dziecka wcześniej do szkoły to – tak jak piszesz – zabranie roku dzieciństwa. Zabawa w grupie to też rozwój, nauka przez zabawę i zabawa przez naukę. Nie wyobrażam sobie siebie z tamtego okresu, posadzonej do ławki na 45min, przez które nie mogę się odezwać.
Jeszcze się te nasze dzieciaki nachodzą do szkoły, zdążą się nią nacieszyć, zniechęcić i mieć jej dość. Więc po co przyspieszać ten proces? Niech się bawią, skaczą, krzyczą jak najdłużej i nauczą się jak pielęgnować swoje marzenia i realizować cele! Bo TO jest w życiu najważniejsze. Wiedzieć czego się chce. I tego powinniśmy uczyć nasze dzieci.
Jeśli czuje się potrzebę posłania dziecka wcześniej – proszę bardzo, niech jest taka możliwość, zawsze była, wiec po co to zmieniać. Ale po co ZMUSZAĆ niegotowe mentalnie dzieci do tego, by POWAŻNIAŁY?
Boję się, że przez ten cały szum, za chwilę dojdzie do sytuacji, gdzie 90% uczniów będzie tymi „posłanymi wcześniej”. Jak będą się czuli ci, co poszli prawidłowo? będą wytykani palcem, bo jako starsi poszli do szkoły, czyli głupi, czyli tępi, czyli osły, czyli hahaha.
Do tego dążymy? I tak mamy problem w naszym społeczeństwie z wzajemną tolerancją, więc po co takie reakcje wymuszać i propagować?
Poza granicami PL, gdzie system szkolnictwa jest na to gotowy – proszę bardzo. Nazywa się to wtedy szkołą, ale do prawdziwych lekcji jeszcze daleko, dopiero się do tego przygotowuje maluchy. W PL – niestety, ale każda placówka musiałaby zostać podzielona, uzupełniona w odpowiednie akcesoria, sprzęt, meble itd., itp., a płacić za to będziemy my, czyli koło się zamyka, bo narzekania ciąg dalszy.
pozdrawiam prześliczną szafeczkową rodzinkę! :)
Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy jego sześcioletnie dziecko poradzi sobie w szkole to polecam udać się do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Tam zostaną przeprowadzone badania w formie zabawy z dzieckiem, które pokażą, czy dziecko jest gotowe; jeśli nie, to można „odroczyć” dziecko i pójdzie ono rok później do szkoły.
Ale jesli patrząc na odbieranie dzieciństwa, to tym samym nawet 10-latek nie powinien iść do szkoły, ma przeciez takie same potrzeby zabawy jak sześciolatek. Trzymając dzieci pod kloszem i zdala od realnego swiata, nie nauczymy je odwagi do zycia, chęci poznania tego swiata :)
Właśnie-mnie również nie przeraża fakt ,że nasze dziecko sobie nie poradzi z nauką-tylko szczupłe,drobniutkie dziecko (mowa o dzieciach które są z grudnia-a pójda jako 6latki w wrześniu) w porównaniu z takim wielkoludem 15-16 letnim jest dla mnie przerażające. Sama byłam najmneijsza w klasie-i znam tego konsekwencje ! przepych na schodach 6latka z 15latkiem jest koszmarny :(
Ja np. bałam się tych 16latków !!! Nie są to dobre wspomnienia :(
Nie wspomnę już o zabieraniu dziecku dzieciństwa :(
Witam, to bardzo trudny temat. Mam córeczkę w wieku Nikoli. Moja jest z samego początku roku. Też jest w ostatniej grupie przedszkolnej. Radzi sobie bardzo dobrze z wszystkim pracami manualnymi, ale nie czyta i nie pisze. Ma czasami nawet jeszcze problem, aby dokładnie podopinać całe ubranko, kiedy jest zimno. Chodzi do prywatnego przedszkola, ale jest to dla nas ogromne obciążenie i niestety zmuszeni jesteśmy rozważać szkoły państwowe. Uważam, podobnie jak Ty, że rok w rozwoju takiego Malucha to przepaść. Boję się tym bardziej, że córka mojej przyjaciółki jest rok starsza. Oni mieli wybór i zostawili swoją córkę w przedszkolu. Od września pójdzie razem z moim dzieckiem. Naprawdę różnica między dziewczynkami w wyglądzie fizycznym, tzn. wzroście, budowie praktycznie żadna. Za to w msposobie myślenia, rozmawiania, postrzegania i koncentracji – widzę ogromną różnicę. Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale rozważam odroczenie tego obowiązku.
Dodam jeszcze tylko, że mam 36 lat, skończone dwa kierunki studiów i wcale nie czuję się przez to pewniejsza w swoich wyborach. Pozdrawiam ciepło.
Po ilości komentarzy widać jakie temat wzbudza emocje. A to tylko polityka. Straszne. Sześciolatek w szkole to takie samo hasło jak aborcja, eutanazja, małżeństwa homoseksualne itp. Za nimi stoją ludzkie emocje, dylematy a czasem dramaty a na nich ktoś robi polityczna karierę. Nie inaczej jest w tym wypadku. Demokracja to nie rządy większości tylko dobrze zorganizowanej mniejszości … Wywołują temat, wzniecają emocje a finał i tak jest znany, znają go nawet pokonani i nie po to rozpętują burzę by wygrać tylko coś ugrać. To tak jak z wszystkimi innymi kwestiami uchwala i tyle a ty człowieku tylko możesz sobie pokrzyczeć a dostosować się musisz. Ktoś powie, że debata jest potrzebna. Ha ha jaka debata???? Czy ktoś słyszał w Polsce debatę. Czy to debata gdy argument jest tylko impulsem do wykrzyczenia kontrargumentu? Czy ktoś widział debatę podczas której ktoś został przekonany? Co najwyżej pokonany. A i tak każdy zostaje przy swoim. To nic innego jak dawne igrzyska, dziś mamy show. Inną mamy arenę, innych cezarów, inną publikę i innych bohaterów – reguły pozostają niezmienne…
Tu chyba nie chodzi o wiek. O ile wysłanie dziecka do szkoły jest odbieranie mu dzieciństwa, co mówimy o jakości szkoły? http://warsawdad.wordpress.com/
Moja córka też ma 5 lat, w tym roku poszła do zerówki w szkole, bo w tamtym roku chodziła do przedszkola ale nie byłam zadowolona bo musiała chodzić do grupy 3-4 latków mając lat ponad 4, nic się nie nauczyła płakała bo musiała leżakować, więc w marcu zdecydowałam że pójdzie do zerówki ale w szkole. Bałam się trochę że szkoła ją przerośnie bo tam nie ma placu zabaw, nie jest tak kolorowo jak w przedszkolu, ale myliłam się córka jest zachwycona szkołą jest teraz w grupie gdzie większość jest 6 latków, w ciągu 3 miesięcy zna już większość literek i cyfr,chętnie bierze udział w konkursach, dlatego mam zamiar ją dać do 1 klasy w wieku 6 lat bo nie wyobrażam sobie żeby została jeszcze rok w tej zerówce i przerabiała to samo w następnym roku.
Pomimo tego, że moja córka ma dopiera dwa lata już rozglądam się za szkołą prywatną z małą klasą, jak najbardziej zbliżoną do zerówki. Przeraża mnie posłanie sześcioletniego malucha do podstawówki publicznej. Nie oszukujmy się większość szkół najzwyczajniej w świecie nie jest przygotowana na tak małe dzieci. Ktoś bezdzietny powyżej wypowiadał się, że to tylko rok różnicy. A ja powiem to AŻ rok. W większości dzieci nie są gotowe na to co ich czeka w podstawówkach. Przecież chociażby poziom hałasu na przerwach przekracza dopuszczalne normy…
JESTEM NAUCZYCIELEM WYCHOWANIA PRZEDSZKOLNEGO I MAM 6 LETNIA CORKE. MAJAC WYBOR POSLANIA JA DO SZKOLY WCZESNIEJ, JAKO 5 LATKE, ZREZYGNOWALAM. CORKA JUZ JAKO 5 LATKA UMIALA SAMA CZYTAC I PISAC. W DOMU UCZYMY SIE KALIGRAFII. ALE TYLKO NA TYLE ILE STARCZA NAM SIL I NIE JEST UCIAZLIWE. NIE POSLALABYM DZIECKA WCZESNIEJ DO SZKOLY. NIE CHODZI O UMIEJETNOSCI PRZYSWAJANIA MATERIALU BO JAK WIDZE, CORKA SZYBKO SIE UCZY. BARDZIEJ CHODZI O EMOCJE. W PRZEDSZKOLU WCIAZ JEST DOPILNOWANA PRZEZ NAUCZYCIELA. OTACZA SIE LUDZMI, KTORYCH ZNA 4 LATA. KOCHA TO MIEJSCE. CZUJE SIE TAM BEZPIECZNIE. ZMIANA SRODOWISKA NA SZKOLNE JUZ WIAZE SIE Z JAKIMS STRESEM. ZMIANA OTOCZENIA, NOWE KOLEZANKI. CORKA Z ROKU NA ROK STAJE SIE CORAZ BARDZIEJ SAMODZIELNA, SWIADOMA TEGO CO MOZE, CO POWINNA. MYSLE, ZE WE WRZESNIU MAJAC 6 LAT I 10MCY BEDZIE JUZ NA TYLE DOJRZALA, ZE SZKOLA NIE BEDZIE DLA NIEJ WIELKIM STRESEM, WIELKA ZMIANA A RACZEJ CIEKAWOSTKA, WYZWANIEM. DODAM, ZE PLANUJE DLA NIEJ SZKOLE PRYWATNA, W KTOREJ BEDZIE 16 DZIECI W KLASIE. PRZEPELNIONE KLASY NIE WROZA NIC DOBREGO. NAUCZYCIEL OGARNIA KLASE CALOSCIOWO, NIE MA SZANS NA INDYWIDUALNOSC, NA DOSTRZEZENIE TALENTOW, WSPIERANIE, ROZMOWE, NIE MA CZASU ZEBY NACHYLIC SIE NAD DZIECKIEM. SAMA PRACUJE W GRUPIE OK 30 OSOBOWEJ I WIEM TO Z DOSWIADCZENIA. JAKIES WIEC POLE DO POPISU MA NAUCZYCIEL GRUPY 16 OSOBOWEJ. W TAKIEM KLASIE Z DOBRYM NAUCZYCIELEM BEDZIE SIE CHCIALO REALIZOWAC PROJEKTY, BEDZIE CZAS NA ZABAWE, NA DOSWIADCZENIA, BEDZIE CZAS NA ROZMOWE. MAM NADZIEJE, ZE WE WRZESNIU WLASNIE TAKICH DOSWIADCZEN DOZNA MOJA CORKA.
Sporo emocji za każdym razem budzi wywołanie tematy sześciolatków w szkole. Jestem mamą dziewczynki, która poszła do publicznej szkoły z klasami integracyjnymi (właśnie do klasy integracyjnej)w wieku sześciu i pół lat (teraz jest w drugiej klasie) i chłopca w wieku Nikoli, którego obejmie obowiązek szkolny we wrześniu 2014.
Wcześnie nie mieliśmy wyboru przedszkole czy szkoła (pewnie wybralibyśmy przedszkole), a jedynie zerówka czy pierwsza klasa (w tej samej szkole). Wybraliśmy pierwsza klasę, ponieważ emocjonalnie i tak byłaby to wielka zmiana (nowe miejsce, koledzy i pani), a intelektualnie i poznawczo córka była przygotowana i nie żałujemy. Mieliśmy obawy dotyczące właściwie jedynie co do jej umiejętności socjalnych i odnalezienia się w nowej grupie i z nowym zestawem obowiązków (np. odrabianie lekcji w domu czy codzienne poranne wstawanie tak, aby zdążyć przed dzwonkiem), ale jak się okazało niepotrzebnie.
Córka czuje się w szkole świetnie i nie uważamy, żeby to było dla niej zbyt trudne. W pierwszej klasie dzieci miały przerwy administrowane przez panie w zależności od potrzeb. Uważam, że program nie był nadmiernie obciążający, wręcz uważam, że mogliby robić jeszcze więcej bez wielkiego uszczerbku dla dzieci.
Naprawdę jestem zadowolona i uważam, że podjęliśmy z mężem najlepszą z możliwych decyzji w tamtym czasie. Chłopiec zapewne też pójdzie do tej szkoły, chociaż oczywiście niezupełnie bez obaw – również dotyczą one głownie sfery emocjonalno-socjalnej, ale są już mniejsze.
Uważam, że wszystko zależy od kumulacji różnych czynników: dziecka, szkoły, pani.
Pewnie jest sporo szkół i nauczycieli nieprzygotowanych, ale moim zdaniem nie chodzi o program – podstawa programowa dla klas 1-3 nie jest szczególnie wymagająca (nawet dla dzieci, które nie poznały liter w przedszkolu, chociaż wydaje mi się że dzieci, które jako 5 latki nie znają liter są jednak w mniejszości), a nauczyciele mogą w pewnych ramach materiał przesuwać.
Czy to jednak daje możliwość przesądzenia, ze cały pomysł z sześciolatkami w szkole jest zły? Moim zdaniem nie. Ale w tej kwestii chyba nigdy zgody wśród rodziców nie będzie.
p.s. moim zdaniem w szkole prywatnej (takiej o dobrej renomie, z dobrymi wynikami w testach) dzieci będą musiały sprostać o wiele większym wymaganiom i będą musiały pracować o wiele więcej niż w przeciętnej szkole publicznej (to jest cena dobrych wyników uczniów w testach)
Całkowicie się z Panią zgadzam! W tamtym roku moja koleżanka posłała swoją córkę do klasy pierwszej, i jaki był tego efekt? : klasa z sześcio-siedmiolatkami RAZEM, nauczycielka krzycząca na sześciolatki które nie doganiają siedmiolatków i która mówi do rodziców uspokajająco na zebraniu: niech się państwo nie martwią, te dzieci mają czas! mogą powtarzać pierwszą klasę! ( to nie jest cytat ). Oburzające!!
Zgadzam się w 100% z Twoim wpisem. Moja Ala ma 4,5 lat i mimo że to rezolutna i ambitna jak na swój wiek dziewczynka nie wyobrażam sobie aby za 2 lata poszła do szkoły. Ona też nie będzie gotowa emocjonalnie wkroczyć w „dorosłe”, „szkole” życie. Po co zabierac dziecku rok dzieciństwa tylko po to by wcześniej skończyło szkołę, studia i poszło do pracy by zarabiać grosze a i tak większość oddawać państwu i naszej polityce?! Oj ja jestem przeciwna 6 latkom w szkole. Sama poszła do szkoły w wieku 7 lat i nie czuję się gorsza o ten rok….
Może i to nie dla mnie temat, bo dziecka nie mam, a edukacji jeszcze całkowicie nie ukończyłam, bo wciąż studiuję. Co bym zrobiła na Twoim miejscu-nie wiem. Czy nie posłanie dziecka rok wcześniej to odbieranie mu szans rozwoju-nie. Owszem, jeśli jest dzieckiem uzdolnionym, przygotowanym głównie emocjonalnie to można posłać rok wcześniej. To w jakim wieku dziecko może iść do szkoły powinno być indywidualną kwestią. Czy szkoły są przygotowane-pewnie są i takie i takie. Moim zdaniem nie byłoby wielkiej zbrodni w tym, gdyby poszło mając 6 czy mając 7, tylko powinno podchodzić się do tego indywidualnie, dziecko powinno być na to gotowe, a szkoła i program nauczania powinien być odpowiednio dobrze przygotowany. Idylla prawda-no wiem i pewnie ciężko oczekiwać, że doczekamy się takich czasów, że codzienność i otaczający nas świat będzie ciągle piękna jak w marzeniach. Więc temat trudny, a i debatować nad nim pewnie i godzinami by można. Ale chciałam się podzielić z Tobą taką moją myślą. Czy oddałabym wszystko, aby pójść do szkoły rok szybciej-nie. Czy powinnam zniknąć z tego świata, gdybym była rok do tyłu-nie. Czy byłabym idealna spełniając powinności edukacji i być cały czas na etapie, który narzuca program nauczania-nie. Bo ja czuję, że być dobrym człowiekiem i żyć dobrze nie zależne jest od tego, czy jestem rok do tyłu, do przodu, czy tak akurat. I wręcz Ci powiem, że wkurzona jestem, iż mówią nam przedszkole, 6 lat podstawówki, 3 lata gimnazjum, 3 lata liceum, matura i studia skończ i to najlepiej medycynę i praca ta najlepiej płatna. Nie o nie, nie to w życiu się liczy. I bądźmy szczerzy nie w tej szkole życia się nauczymy, życia nauczymy się żyjąc,nie zależnie ile szkół mamy i kiedy je skończymy. Wiesz moim marzeniem jest, że jeśli kiedyś będę miała dziecko to właśnie to mu przekażę. Że nie będzie gorsze kończąc szkołę mając nawet 30 lat, że będzie cudowne nawet wtedy, gdy tej szkoły nigdy nie skończy i nie spełni oczekiwań ludzi, którzy gadają, ale wtedy, gdy będzie dobrym człowiekiem. Że dziecko ty nic nie musisz, ale wszystko możesz, a ja Ciebie będę kochać i będę wciąż obok niezależnie co, jak, gdzie, kiedy. Tak, właśnie taka szkoła życia będzie dla mnie najistotniejsza w wychowaniu mojego dziecka. I wierzę Karolina, że Nikola sobie poradzi mając 6 czy 60 lat, bo ufam, że Ty też do tej najważniejszej szkoły-życia większą wagę przykładasz :)
Ja także poszłam rok wcześniej do szkoły. Jestem na studiach i mam nadzieję, że gdyby moja Mama miała podjąć raz jeszcze taką decyzję to byłaby taka sama!
Ludziska jak ja czytam to „JAK JA POSZŁAM DO SZKOŁY….” ale kiedy to było 20 lat temu??może więcej!!! teraz niema tak że jest elementarz po siostrze i dwa zeszyty! a pracy z dzieckiem w domu jest tyle że 3-ch godziny nie starczy, bo Pani zadała uzupełnianie ćwiczeń.
Ja poszłam do pierwszej klasy 23 lata temu, po tym jak byłam w zerówce w szkole, ale była to zerówka która żyła swoim życiem nie tak jak reszta szkoły(przypuszczam że wiele z was też tak chodziło)Ta moja zerówka polegała na tym żeby przejść z zabawy w nauke, początkowo było dużo zabawy, a pod koniec roku większość czasu to była nauka.
teraz niestety wygląda to troche inaczej!
Przypadkiem nie pięciolatki do szkoły? Mam 15 lat i naukę zaczęłam w wieku 6 lat, a teraz chcą zmienić i posyłać dzieci mające 5 lat, także chyba jest błąd :)
Witam serdecznie, a więc nie porównujmy Anglii z Polską!To że dzieci idą tam wcześniej do szkoły to jest dla nich w pewnym sensie przedłużenie przedszkola, w klasie nie jest jedna pani, są nauczyciele wspomagający, mimo że klasa to często około piętnastu uczniów, zawsze jest ktoś kto pomaga nauczycielowi.Kwestia następna, zajęcia są ciekawe, sadzenie roślinek, poznawanie kultury w bardzo przystepny sposób oraz wachlarz interesujących wycieczek.Sytuacja w Polsce nie wygląda różowo, mimo że miało być rozgraniczenie wiekowe, to są klasy gdzie 7 latki ze stycznia chodzą z 6 latkami z grudnia, to nie rok to prawie 2 lata,najmlodsi płaczą za rodzicami, sami nie chcą iść do ubikacji, które są dla nich jak twierdza nie do zdobycia, nie dość, że za duże to przepełnione na przerwach starszymi dziecmi.W naszej szkole niestety kilkoro sześciolatków zostało na drugi rok bo sobie nie dawały rady, to dopiero trauma, koledzy poszli do drugiej klasy a to maleństwo czuje się wtedy, niepotrzebne i mniej mądre od innych dzieci.Nauczyciele sami mówią,że jeśli masz możliwość nie puszczaj dziecka wcześniej, niestety ta możliwość zostala nam brutalnie odebrana:((
A w czym jest problem aby nauczyciele w Polsce poprowadzili zajęcia w szkole w sposób jaki to ma miejsce w UK?
Aby było ciekawie ,aby były doświadczenia,wycieczki i inne a trakcyjne dla dzieci formy nauki?
Na to potrzebne są pieniądze, których skąpi się jak może na szkoły publiczne. Dlatego Polska szkoła nigdy nie będzie wyglądała jak te w UK czy DE.
Asystenci w klasie w Uk są, gdy np. jest dziecko niepełnosprawne lub są to najzwyczajniejsi w świecie praktykanci. Gdy jest około 30 dzieci w klasie wtedy na niektórych zajęciach jest asystent. Skąd masz takie informacje ? A sadzenie roślinek nie kosztuje ! Tyle tylko ze trzeba kupić nasionka i ziemie , pudełeczka przynoszą dzieci po jogurcikach. Wycieczki ? Tak , do lasu i raz w roku w jakieś fajne miejsce. Skąd pieniądze na to ? Dzieci przynoszą stare swoje zabawki, książki i jest organizowany festyn, gdzie później dzieci kupują za grosze te rzeczy . organizowana jest loteria i kupuje się losy , nagrody ? Rodzice przynoszą do szkoły np. kosmetyki,słodycze, ozdoby do domu i nawet alkohol. Pomyślane i nie narzekają i nie oczekują pieniędzy od rządu na super zabawki i fundowanie super wycieczek. Wszystko da się zrobić jak się chce. A na koniec – dzieci nienmają książek, super cool zeszytów kosztujacych majątek – są to drukowane kartki z zadaniami, zabawami ze stron internetowych edukacyjnych. Potem wpinane są do najzwyklejszych zeszytów. Trudne, kosztowne ? NIE.
Sześciolatki do szkoły? Tak, ale tylko wtedy, gdy są na to gotowe emocjonalnie. Rodzicom powinno się dać wybór – gdyby szkoły faktycznie były przystosowane dla maluchów, a wcześniejsza edukacja przynosiła same korzyści to coraz większa grupa rodziców dobrowolnie wysyłałaby 6-latki do I klasy.
P.S. Znam dwie osoby (nauczycielki!), które posłały swoje dzieci do szkoły rok wcześniej i każda z nich tego żałuje. Coś w tym musi być…
Najśmieszniejszy argument dla mnie to zabieramy dziecku rok dzieciństwa…. a jak co 2 rodzic już w przedszkolu zapisuję swoje dziecko na zajęcia z angielskiego, matematyki dziecięcej czy czegoś tam innego to wtedy mu dzieciństwa nie zabiera ?!
Problem ze szkołą jest taki, że program nie jest dostosowany do rozwoju dziecka. Mam do czynienia z nauczycielami i oni opowiadają, że bardzo zdolne dzieci, które poszły w wieku sześciu lat do szkoły mają np. problem na matematyce z geometrią. Dlaczego? Bo jeszcze nie rozwinęła się u nich wyobraźnia przestrzenna. Efekt? Dzieci czują się głupsze, mniej zdolne, czyli wpływa to jakoś na ich samoocenę. A to nie ich wina! Rozwoju nie przeskoczą. :) Nauczycielom odgórnie zakazano wypowiadania się na ten temat (!), a w TV kampanie społeczne i „gwiazdy” wypowiadają się jakie to dobre dla ich dzieci… Smutno mi się robi. Przed zmianami mieliśmy jeden z lepszych systemów edukacji (podstawowej i średniej) w Europie. Po wprowadzeniu gimnazjum, zmian matury oraz zlikwidowaniu egzaminów wstępnych na studia będziemy mieć bandę niedouczonych specjalistów. ;)
Wypowiadam się teraz jako długoletni nauczyciel i dyrektor szkoły, ma kontakt z tym środowiskiem i wiem, co w trawie piszczy. Po pierwsze nie chodzi zupełnie o umiejętności dzieci, czy potrafią pisać czy czytać, czy usiedzą w miejscu czy nie…. Sprawa jest bardziej skomplikowana i opiera się o emocje. Dla takiego dziecka rok życia to czas wielkich zmian. Nie każdy sześciolatek powinien pójść do pierwszej klasy , rodzice powinni mieć wybór i wparcie specjalistów, którzy by pomogli podjąć taką decyzję.
Poza tym mam pytanie do wszystkich komentujących. Czy znacie podstawę programową nauczania w szkole podstawowej i jej treści. Radzę sobie to przeczytać ze zrozumieniem i stwierdzić czy mój sześciolatek da sobie radę. to jest bardzo ważne.
Poza tym uczeń pierwszej klasy będzie musiał odrabiać lekcje i to wcale nie mało. Będzie chciał się bawić po szkole, a tu obowiązki. Nie każde dziecko jest na to gotowe. My też musimy poświęcić czas na pomoc przy odrabianiu lekcji i wykazać się cierpliwością. Siedmiolatek jest już bardziej dojrzały i potrafi skupić się i samodzielnie wykonywać część poleceń.
Trzeba naprawdę przyjrzeć się swojemu dziecku i podjąć decyzję. Nawet jeżeli w następnym roku będzie to obowiązek, można go sprytnie przejść…..
Ja ma synka pięcioletniego i nie chcę zabierać mu dzieciństwa.
Sama poszłam do szkoły wcześniej, ale z innych zupełnie powodów.
Problem jest w rodzicach, a nie w dzieciach. 6latki to NIE SĄ już maluchy. To dzieci, które są w pełni zdolne do rozpoczęcia nauki w pierwszej klasie, to nadopiekuńczy rodzice widzą w nich głupiutkie stworzonka, które zjedzą wielkie korytarze szkoły. Niestety rodzice polscy i ogólnie ze wschodniej Europy mają taką mentalność (nie wszyscy oczywiście i cieszę się, że jest coraz więcej ludzi myślących logicznie i postępowo, i że rząd nie uległ zbiorowej panice, ale niestety jest to wciąż duża część). Dlatego dzieci z Europy zachodniej są o wiele lepiej rozwinięte emocjonalnie i społecznie. Skandynawski, niemiecki, francuski lub brytyjski 6latek jest pod powyższymi na poziomie przeciętnego polskiego 8 latka (wychowywanego przez nadopiekuńczych rodziców, jak mówiłam: to nie tyczy się wszystkich). Moje dziecko zaczęło szkołę w wieku lat 5, teraz ma 7 i nie wyobrażam sobie żeby miała dopiero w tym roku iść do pierwszej klasy. Widzę też ogromną różnicę między moją córką, a dziećmi n w rodzinie, które mają tyle samo lat co ona. Jest to przepaść pod względem dojrzałości emocjonalnej i socjalnej. Moim zdaniem nadmierne chuchanie i dmuchanie na dzieci robi im OGROMNĄ krzywdę.
Temat jak widać bardzo ciekawi nie tylko mnie. Moja córka idzie w przyszłym roku jako 6-latek do pierwszej klasy i mimo, że jest dzieckiem bardzo inteligentnym to mnie to przeraża. jest taka mała krucha, fakt umie czytać proste zdania napisze, ale jak widzę jak się bawi w domek z lalami to jest jeszcze taka dziecinna. a nasze szkoły wcale nie są przystosowane na maluch w pierwszych klasach i nikt mnie nie przekona, że tak bedzie dla niej lepiej. Kilka lat mieszkałam na zachodzie i ich szkoły, a nasze to przepaść i nie tylko pod względem wizualnym. pozdrawiam.
W 100% zgadzam się z punktem nr 2. Ja szłam normalnie do szkoły i przy wyborze studiów byłam „zielona”, a co dopiero rok wcześniej…
Warunki musza sie zdecydowanie polepszyć jeśli chodzi o 6-latki. Na wsiach jest znacznie lepiej posłać 6-latka, grupy małe wyrozumiali nauczyciele, ale mimo to to i tak nie to samo. Ja jako dziecko pamiętam miałam w 1-3 problem z siedzeniem w ławce, było zbyt długo, za nudno, a jak siedziałam za daleko i czegoś nie usłyszałam, to szybko zajmowałam się zupełnie czymś innym. Także 45 minut dla dziecka to koszmar, w sumie 6 czy 7 latek nie ma znaczenia, system i warunki powinny się zmienić :)
Zgadzam się z wsyztskimi punktami,byłam zmuszona pójść jako sześciolatek do szkoły z racji tego,że jestem wcześniaczkiem do tego z końca roku,więc władze szkoły uparły się,że musze iść jeszcze z tym rocznikiem do szkoły.Nie wspominam tego czasu najlepiej,mniej czasu było na zabawę,a trzeba było się uczyć,odrabiać zadania domowe na co nie miałam w ogóle ochoty.Nauka sprawiała mi trudności i musiałam uczęszczać na zajęcia wyrównawcze( w wieku 4 lat umiałam już czytać i szczególnie wyróżniałam się na tle przedszkolaków).Nie z powodu lenistwa,a raczej z niedojrzałości do nowego etapu w życiu.Wiele chorowałam,stałam się całkowicie innym dzieckiem.Moja kochana mama postarała się,żebym pod koniec roku szkolnego miała nauczanie indywidualne w domu,a od września poszła znów do pierwszej klasy z rocznika,w którym powinnam się urodzić.Poprawę i zmianę było widać od razu.Jeszcze wiele osób tego nie rozumie i wyśmiewa,że miałam „kibla” w pierwszej klasie,ale juz się tym nie przejmuję.Nikt by teraz nie powiedział,ze mogłabym mieć kiedyś takie problemy z nauką,bo od pierwszej klasy już jako siedmiolatek do teraz jestem najlepszą uczennica w klasie.A całą podstawówkę i gimnazjum kończyłam ze świadectwem z paskiem.
Pozdrawiam :)