by Karolina

(nie) edukacja dzieci

Okiem rodzica - Szafeczka - 20 lutego, 2014

Słyszeliście o zamieszaniu z sześciolatkami i ich pójściem do szkoły? Ponieważ akurat uczestniczymy w tej komedii, to postanowiliśmy podzielić się naszą refleksją dotyczącą edukacji dzieci. O sześciolatkach w szkole już kiedyś pisaliśmy (Sześciolatki do szkoły!) i nie ma sensu się powtarzać.

NAUKA MYŚLENIA
Jak pewnie wiecie jesteśmy młodymi rodzicami, szkoły kończyliśmy całkiem niedawno i coś tam jeszcze pamiętamy. Głównym problemem jest to, że szkoła nie uczy myślenia. Nie uczy samodzielnego rozwiązywania problemów. Nie wspiera kreatywności dzieci. Wszyscy uczniowie zrównywani są do jednego poziomu. Uczą się odtwarzać, a nie tworzyć!

Dzieci idące do szkoły są chętne poznawania Świata, chłoną wiedzę jak gąbka i są pełne pomysłów. Co się dzieje w szkole? Ciekawość Świata zostaje gdzieś w tyle, zaczynają się reguły, metody, klucze. Często zdarza się tak, że dziecko jest karane za poprawne rozwiązanie zadania inną metodą. Gdzie miejsce na samodzielne myślenie?

Dziecięca wyobraźnia jest niczym nieograniczona. Stąd też biorą się te dziwne z punktu widzenia rodzica pytania. Ograniczenia i schematy myślenia narzuca szkoła i my sami. Jak w takim razie wymyślić coś czego jeszcze nie ma? Jak stworzyć coś rewolucyjnego? Pozwalajmy marzyć, próbować, rozwijać się i rozwiązywać problemy!

MOTYWACJA DO NAUKI
Tutaj pojawia się kolejny problem. Wielu dzieciom brakuje motywacji do nauki. Ewentualnie uczą się, bo rodzice wtedy nie będą krzyczeć. Nawet nie uczą się, ale często tylko zapamiętują na kilka dni/tygodni. Kto z nas tego nie doświadczył? Wiele testów skonstruowanych jest tak, że po prostu trzeba „wykuć”. Czasem inaczej się nie da. Nie uczymy jak praktycznie wykorzystać zdobywaną wiedzę, a pamiętajmy o tym, że najważniejszym egzaminem będzie dorosłe życie.

UCZYĆ SAMEMU?
Czy uczyć samemu dziecko w domu? Tak i nie. Przede wszystkim robić to inaczej. Uczmy myśleć i wykorzystywać wiedzę. Budujmy ich poczucie wartości, niezależność i odwagę. Niech chcą się uczyć i niech uczą się dla siebie, a nie dla nas. Rozwijajmy i pielęgnujmy ciekawość Świata. Wspierajmy pasje i zainteresowania naszych dzieci.
(o obieraniu ścieżki życiowej pisaliśmy tu: Kim będzie Twoje dziecko?)

RODZICE TO HIPOKRYCI
Tak. Każdy chce jak najlepiej dla swojego dziecka. Chcemy aż za bardzo. Sporo rodziców powtarza, że dobre stopnie i studia zapewnią dzieciom świetlaną przyszłość. Mówią tak nawet wtedy, gdy sami mając tytuł mgr wykonują pracę, która tego nie wymaga. Nie wspierają pasji i zainteresowań, nie pomagają w wyborze kierunku studiów. Zawsze wiedzą lepiej i są zamknięci na argumenty, zapominając o tym jak kiedyś byli tacy sami. Pomagajmy i wspierajmy, zamiast tylko wymagać.

Tu nie chodzi o to, aby się poużalać nad metodami nauczania w Polsce. Tym wpisem chcemy przypomnieć niektórym to, że polegając w 100% na edukacji szkolnej możemy się przeliczyć :) Reformy edukacji były i będą. Zapewne jeszcze nie raz nas czymś zaskoczą. Co my możemy zrobić? Interesujmy się edukacją naszych dzieci, a nie tylko sprawdzajmy oceny!

PS Żeby nie było… wiemy, że są nauczyciele z pasją, którym zależy i mają bardzo indywidualne podejście. Nawet takich znamy. Zostają po godzinach, wspierają i rozwijają umiejętności dzieci. Ten tekst dotyczy ogólnej sytuacji ;)

 

Udostępnij wpis

75 komentarzy

  • Maja 20 lutego, 2014 at 20:01

    W 100 % się z tobą zgodze! Moja córka jest teraz w 1 gimnazjum i widze że te dzieci są traktowane jak robociki. Jedni chcą tego, inni tamtego. Ale tak naprawdę czy chodź połowa przedmiotów które są teraz w szkole przydała nam się w życiu? Dzieci na pewno mają wiele pasji, ale większość nie może ich rozwijać bo wciąż są straszeni tym że szkoła jest najważniejsza, że jeśli nie będą się całymi dniami uczyć to źle napiszą egzamin, nie dostana się na studia i nigdy ich marzenia się nie spełnią. Dzieci w szkole uczą się nazywać każdą kość jaką ma człowiek, obliczać mase przez prędkość a później jako dorosły człowiek nie umie ugotować zwykłej zupy pomidorowej, czy jak mądrze zainwestować, dlaczego tego nie uczą w szkole?

    Odpowiedz
    • Łucja 20 lutego, 2014 at 21:16

      Jestem teraz w 1 gimnazjum i musze powiedziec ,ze naprawde jest tak jak Pani napisala. Wiekszosc przedmiotow to po prostu przedmioty bezuzyteczne,a jednak sa. :/

      Odpowiedz
      • Szafeczka 20 lutego, 2014 at 21:30

        Może nie są aż tak bezużyteczne ;) Może wiedza przekazywana jest w zły sposób? Wierzę, że wszystkie przedmioty mogą być bardzo interesujące.

        Odpowiedz
        • Paulina 20 lutego, 2014 at 22:09

          Jestem w 3 klasie gimnazjum testy już nie bawem . Przyznam że do testów przygotowująa nas nauczyciele z wlasnej woli lub naszej prosby , zero decyzji od dyrekcji . Kochane wladze w szkole zamiast wychaawaniaa do życia w rodzinie zmienili na edukacje muzyczną choć mamy też muzyke

          Odpowiedz
        • Łucja 21 lutego, 2014 at 18:17

          Ale uwazam, ze WF lub plastyka powinny byc nieobowiazkowe. Ale jak kto woli :)

          Odpowiedz
          • Manga 21 lutego, 2014 at 21:22

            Bzdura … sport daje siłę i zdrowie, plastyka rozwija lewą półkulę mózgu, nawet u tych mało zdolnych manualnie. Jedno i drugie w dorosłości przydaje się jak mało co

          • Łucja 21 lutego, 2014 at 22:11

            Moze i plastyka rozwija lewa polkule mozgu ale jak jest w tym sens jesli dziecko nie ma talentu a nawet nie umie malowac i za to dostaje nizsza ocene? Ale doczego bedzie nam potrzebna historia sztuki albo historia muzyki? Tylko dla tych,ktorzy chca cos robic w tym kierunku,dlatego uwazam,ze przynajmniej plastyka i muzyka powinno byc nieobawiazkowe :)

      • Karolina 21 lutego, 2014 at 20:36

        Ja chodzę do klasy I gimnazjum i niestety naprawdę tak jest. Lekcje kończę najczęściej ok. 15.20 zanim odbiorę kurtkę z szatni i wrócę do domu jest 16. Jem obiad, chwilę odpoczywam i mamy 17. Zabieram się do lekcji, schodzi mi ok 1,5 godziny. Do tego nauka – ok 2 godz. Rano wstaję jeszcze o 6 żeby sobie wszystko przypomniec.
        Co z tego, że na sprawdzian mamy tydzień żeby się przygotowac, skoro prawie codziennie są kartkówki i odpowiedzi ustne? Bywały i dni, że pisalismy po 2 testy dziennie i kartkówkę.
        Materiał jest zawalony zbędnymi rzeczami. O 3 rano mogłabym wyrecytowac ok 80 kości człowieka pokazując gdzie leżą. Wiem wszystko o układzie wydalniczym łącznie z powstawaniem moczu pierwotnego i ostatecznego oraz ich składem ;) I po co mi to wszystko? Większosc uczniów po sprawdzianie wszystko zapomni…cała prawda :)

        Odpowiedz
        • Łucja 21 lutego, 2014 at 22:07

          To prawda ,szkola to wiekszosc naszego zycia. jeszcze wtedy kiedy ma sie zajecia dodatkowe to juz w ogole nie ma sie na nic czasu :)

          Odpowiedz
          • magdaj. 24 lutego, 2014 at 19:34

            Hm.. Dziwne, że masz aż tyle godzin. Też chodziłam do gimnazjum… Myślę, że jesteś ciut za młoda, żeby oceniać przydatność nauki konkretnych przedmiotów. W tym wieku nie wiesz jeszcze co Ci się w życiu przyda. A pewne podstawy trzeba mieć, żeby chociażby mieć o czym porozmawiać.. Np pewne książki każdy powinien znać. W siatkówkę też fajnie jak się umie grać, bo takie gry zespołowe zawsze się gdzieś pojawią, na majówkach ze znajomymi np. Z plastyką to chyba zależy co oceniają nauczyciele, u nas liczyło się staranne wykonanie, zastosowanie danej techniki, perspektywy, użycie wyobraźni. Po kilku pracach nauczyciel wie czego od nas wymagać, a czego raczej nigdy nie osiągniemy.

  • Ania skrzydlate-rogate 20 lutego, 2014 at 20:05

    Trudno się z Wami nie zgodzić… oświata sie prosi o porządną reformę ale nie taką jak mamy teraz jedno wielkie zamieszanie (mam pięciolatkę wiem co mówię) tylko dogłębnych zmian w metodyce nauczania… w podejściu do dziecka jako do jednostki.. no ale….
    Dziś chyba taki dzień na przemyślenia u Was o nauce a u nas o umiejętności rozmawiania z dziećmi…zapraszam.

    Odpowiedz
    • Szafeczka 20 lutego, 2014 at 20:26

      Dokładnie, potrzebna jest przede wszystkim zmiana w podejściu do nauczania. Przemyślana, stopniowa reforma, a nie zamieszanie w którym nawet główni zainteresowani się gubią :/

      Odpowiedz
  • kamila 20 lutego, 2014 at 20:16

    Szkoła zabija w dziecku jego pasję! Trzeba wyklepywać podstawowe regułki,brak jest indywidualnego podejścia do ucznia.
    Polecam Przedszkole/Szkołę Akademia Montessori. W tej placówce najważniejsze jest dziecko,jego pasję,tutaj dziecko może pokazać to co potrafi najlepiej,zająć się tym co kocha, Nauczyciel motywuję dziecko. W tej szkole dziecko kocha swojego nauczyciela a nauczyciel swoje dziecko. Z tej szkoły dzieci nie chcą wracać do domu. Taką szkołę kocha moje dziecko.

    Odpowiedz
  • Izabela 20 lutego, 2014 at 20:18

    Chciałabym, by moja mama zaczęła myśleć w podobny sposób do Twojego.

    Odpowiedz
    • Szafeczka 20 lutego, 2014 at 20:24

      Niech przeczyta nasz wpis ;) Poza tym porozmawiajcie, opowiedz o swoich planach i zainteresowaniach. Zawsze warto próbować!

      Odpowiedz
  • Karolina 20 lutego, 2014 at 20:19

    Jestem nauczycielką z ośmioletnim stażem ,uczę dzieci języka angielskiego. Uważam, że (jak w każdym zawodzie) często zawodzą dwa typy nauczycieli- zakompleksieni, którzy na studiach marzyli o innym zawodzie a zatrudnili się w szkole „bo tak wyszło” oraz ludzie po prostu nudni. Don’t worry- my młodzi dajemy radę ;)

    Odpowiedz
    • Szafeczka 20 lutego, 2014 at 20:22

      Dokładnie, jak wszędzie można różnie trafić ;) Ja wiem, że wielu nauczycieli daje radę i to wspaniale! Szkoda że program i stosunek „sił wyższych” do edukacji jest taki a nie inny.

      Odpowiedz
  • Mcelina 20 lutego, 2014 at 20:22

    Uważam, że powinni uczyć, ale w sposób kreatywny. Szczególnie w klasach 1-3. Dzieci wtedy przekonują się, że nauka jest czymś pozytywnym! Lecz co można poradzić? Według mnie idealny sposób nauki, byłby mniej więcej taki: W klasach 4-6 są podstawy przedmiotowe (przyroda gdzie występuje trochę geografii, chemii, fizyki i głównie biologii) przez te 3 lata dziecko wybrałoby sobie przedmioty do dalszej edukacji, bez zbędnej wiedzy, która tylko bezsensownie skróci czas :) Wtedy dane dziecko mogłoby rozwijać coś, co lubi najbardziej, czym się interesuje jeśli chodzi o naukę. Każdy robiłby to co lubi! Szkoda tylko, że to tylko „marzenia”. Aż smutno patrzeć, jak część dzieciństwa spędzana jest w szkole.

    Odpowiedz
    • Maria 20 lutego, 2014 at 21:45

      niestety …to zły pomysł .. jestem własnie w 1 klasie liceum i wiem jak bardzo trudne było podjęcie decyzji o wybraniu profilu klasy do której chce iść, w gimnazjum uzyskiwałam dobre wyniki ze wszystkich przedmiotów , i decyzja o tym jakie przedmiotów będę uczyć się dalej w stopniu rozszerzonym nie była prosta.Tą decyzje podejmuje się w wieku 16 lat i tak naprawdę powinnam już wtedy wiedzieć jaki zawód chce wykonywa w życiu dorosłym i „pod ten kierunek” wybrać klase. W wieku 13 lat po skończeniu podstawówki nie da się podjąc racjonalnej decyzji jakie przedmioty będziemy lubić w przyszłości .. dopiero w wyższych klasach dowiadujemy się co to tak naprawdę jest fizyka,chemia .. w szkole podstawowej są to tylko najprostsze podstawy które nie dają nam pełnego obrazu.
      Szkoła podstawowa a później gimnazjum dają nam wiedzę ogólną , podstawę którą każdy powinien przyswoić ,niektóre przedmioty wzbudzają nasze zainteresowanie i na tej podstawie możemy wybrać co dalej.. :)

      Odpowiedz
      • Marcelina 21 lutego, 2014 at 20:27

        Ja jestem w 2 klasie technikum i sama wiem jak ciężko było mi podjąć decyzję. A na dodatek aż żal patrzeć na moich rówieśników z klasy, którzy poszli na ten profil, bo gdzieś trzeba było iść. A o pomysłach na życie to kompletnie nie myślą

        Odpowiedz
  • adulka 20 lutego, 2014 at 20:23

    Nic dodać nic ująć

    Odpowiedz
  • Joanna 20 lutego, 2014 at 20:29

    Dlatego sie cieszę ze moja córcia chodzi do Niemieckiego przedszkola i tutaj tez pójdzie do szkoły . Maja ma 3 latka i mówi juz w dwóch językach , pięknie sie rozwija , mieliśmy badanie w grudniu bo o. Doktor stwierdziła ze moje dziecko jest nadpobudliwe co było wyssane z palca , ale teraz ma potwierdzenie ze nic jej nie dolega a dodatkowo ze jest na poziomie 4 latków . Wiem ze to moj zainwestowany czas którego jej nie żałuje i praca Pan z przedszkola .
    Współczuje rodzicom w Polsce bo wiem ze ten cały system jest złe przygotowany …

    Odpowiedz
  • Hiena 20 lutego, 2014 at 20:30

    Czytam, czytam…. i nie wiem, co o tym myśleć….
    Bo o sprawach oczywistych piszesz – z jednej strony. Z drugiej zaś….
    Uczeszczanie dziecka do szkoły nie znaczy, ze dziecko będzie mniej kreatywne czy ograniczone w swoich możliwościach. A jeśliby szkoła zawiodła, to po obiedzie rodzic się dzieckiem zajmuje i może się wykazać na całej linii (czyt. wspierać kreatywność dziecka).
    Po drugie – piszesz, ze w szkole zaczynają się metody, reguły…. Tzn. ze wcześniej reguł nie było??? Bo jeśli tak, to już wiem, skąd się biorą niegrzeczne dzieci! To dzięki Bogu, ze idą do szkoły i się jakichś reguł naucza!
    Po trzecie – małe dzieci nie uczą się dla samych siebie – no, chyba ze chodzi o naukę jazdy na rolkach czy fikołki na trzepaku ;) W naturze dziecka jest to, ze uczą się DLA kogoś: dla rodzica lub w szkole dla „naszej pani”, a nie po to, żeby umieć.
    Fajnie, jeśli uczą się bawiąc… tylko ze rzeczywistość to nie zabawa: żeby się nauczyć, trzeba się pomęczyć. Trzeba poćwiczyć ortografie, trzeba nauczyć się tabliczki mnożenia na pamięć itd. Takie rzeczy trzeba wkuć i koniec.
    I tak na dobra sprawę, to nie wiem tak naprawdę, o co chodzi w tym poście… Ze szkoła nam dzieci psuje???

    Odpowiedz
    • Szafeczka 20 lutego, 2014 at 20:43

      Czytam, czytam… i nie wiem, czy chcesz po prostu się do czegoś przyczepić… Tak, szkoła kreatywność ogranicza, a nie każdy rodzic po obiedzie zajmuje się dzieckiem.

      Metody i reguły dotyczące toku myślenia… one muszą być, ale warto wspierać samodzielne próby rozwiązywania zadań i problemów. Co z tego, że dziecko umie zastosować poprawnie wzór, skoro w sumie nie rozumie o co w tym chodzi?

      Moje dziecko uczy się czytać, bo strasznie ją to cieszy. Czyta książeczki dla siebie, dla pluszaków i dla nas. Poza tym tekst nie dotyczy tylko małych dzieci. Uważasz że gimnazjalista nie może pojąć tego, że uczy się dla siebie, a nie dla mamy i taty? Może, ale to zależy od rodziców i od nauczycieli.

      O zabawie nic nie ma w tekście. Trzeba podtrzymywać ciekawość, chęć nauki i poznawania nowych rzeczy. Oczywiście są rzeczy do wykucia, ale to musi mieć swoje uzasadnienie i trzeba umieć to wykorzystać.

      … a we wpisie chodzi o to, żeby nie polegać w 100% na szkole, bo ona wszystkiego nie nauczy.

      Odpowiedz
    • Daria 20 lutego, 2014 at 20:54

      Ja jestem tegoroczną maturzystką i jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że nie miała takiego podejścia. Nigdy nie zmuszała mnie do nauki, nawet nie pilnowała, nie odrabiała ze mną lekcji. Uczyłam się dla siebie, a nie dla kogoś, jak Ty to piszesz (co jest totalnie idiotyczne, za przeproszeniem). Jeśli coś mnie ciekawiło, to chłonęłam wiedzę. Jeśli nie- uczyłam się na dopa, byle przejść. Nigdy nie miałam wybitnych ocen, jedynie gdy mnie coś interesowało, lub na końcu gimnazjum, gdy oceny miały wpływ na to do jakiej szkoły średniej się dostanę. (to było moje pierwsze i ostatnie świadectwo z paskiem ;))
      Nauczyłam się nie przejmować ocenami, bo wiem że to jakie mam stopnie jest moją świadomą decyzją. Jeśli coś jest wg. mnie nieinteresujące, niepotrzebne, to odpuszczam sobie. Dzięki temu nie płaczę gdy dostanę jedynkę i mam dużo wolnego czasu dla siebie, a nie siedzę nad książkami do nocy.

      Odpowiedz
      • Hiena 20 lutego, 2014 at 21:02

        To może jeszcze raz dla tegorocznej maturzystki – cytuje dla lepszego zrozumienia tekstu pisanego:
        „MALE DZIECI nie uczą się dla samych siebie”.

        Odpowiedz
        • Daria 20 lutego, 2014 at 21:05

          To dla pani podkreślę, że ani w podstawówce ani w przedszkolu moja mama mnie nie pilnowała, ani nie wpajała żadnej dyscypliny dot. nauki.

          Odpowiedz
    • kamila 20 lutego, 2014 at 21:36

      Dziecko uczy się przede wszystkim dla siebie. Dla siebie,bo tego chce. Oczywiście dla rodziców też chce być zauważalne,chce aby rodzic był z niego dumny. Ale trzeba dziecku pomóc rozwijać jego pasję a nie tylko regułki,regułki i regułki,

      Odpowiedz
    • Aga 22 lutego, 2014 at 22:45

      Czytasz bez zrozumienia, czyja to wina?

      Odpowiedz
      • Aga 22 lutego, 2014 at 22:46

        To do hieny uwaga…

        Odpowiedz
  • Ania 20 lutego, 2014 at 20:49

    Z perspektywy nie rodzica, a 17-letniej uczennicy – podpisuję się obiema rękami :) Szkoła zabija kreatywność, sprowadza wszystkich do tego samego poziomu, wyróżniające się jednostki są gnębione, a nauczycieli z pasją w swojej 11-letniej karierze szkolnej mogę policzyć na palcach jednej ręki. Smutne, ale prawdziwe.

    Odpowiedz
  • Hiena 20 lutego, 2014 at 20:57

    Nie chce się do niczego przyczepić, tylko podyskutować.
    Piszesz, ze szkoła ogranicza kreatywność, ze nie każdy rodzic ma czas…. Wiec co z tym fantem zrobić? Nie posyłać do szkoły? Samemu uczyć? (ale jak, skoro nie ma się czasu?)
    Gimnazjalista nie należy do kategorii „małych dzieci” – jest na tyle duży, żeby zrozumieć, ze uczy się dla siebie. Ja nie o gimnazjalistach, tylko właśnie o tych małych.
    Ze szkoła wszystkiego nie nauczy… ja myślę, ze nikt, ale to absolutnie nikt, tego nie twierdzi. Szkola uczy, czego uczy. Do reszty są rodzice, rodzina… oraz życie.

    Sorry, jeśli napisałam to wszystko zbyt twardo. Ja już taka jestem – konkretna. Nie znaczy to, ze szukam, czego się przyczepić. Wiele tez w tym poście jest bardzo polemicznych. A ja odpowiadam z pozycji nauczyciela.

    Być może nie było to twoim zamiarem, ale tekst jest w swoim wydźwięku wybitnie antyszkoly. Skąd takie złe nastawienie?

    Odpowiedz
    • Szafeczka 20 lutego, 2014 at 21:31

      No i tu właśnie jest problem, bo wielu rodziców polega na szkole w 100% i ogranicza się do sprawdzania ocen. Może komuś ten wpis da do myślenia… oby! Uczyć samemu, ale nie na zasadzie wydzielania na to czasu. Nie robić dodatkowej lekcji wieczorem. To chodzi raczej o podejście do nauki i wartości jakie przekazujemy. O naukę myślenia i chęć poznawania nowych rzeczy.

      Wpis jest o tej ciemnej strony mocy, nie ma być antyszkolny. Nie ma nastawiać przeciwko niej (bo wiemy że bywa też bardzo dobrze). Fajnie gdyby uświadomił chociaż paru osobom, że sama szkoła nie wystarczy. Dodatkowe zajęcia też nie.

      Odpowiedz
      • Ania skrzydlate-rogate 20 lutego, 2014 at 21:55

        pół biedy jak rodzice „polega” na szkole znacznie gorzej jest jak przerzuca na nią całą odpowiedzialność i nic go w kwestii edukacji własnych dzieci nie interesuje bo przecież szkoła…. a tak jest nagminnie niestety…

        Odpowiedz
    • kasia 20 lutego, 2014 at 21:53

      masz racje, szafeczka nie znosi byc krytykowana po prostu, tylko i wylacznie jej zdanie to racja. Jak ktos napisze swoje odmienne zdanie to ona zaraz jest zla… juz to zauwazylam.
      Owszem szkoła powinna rozwijac kreatywnosc dziecka i sa od tego odpowiednie predmioty, ale szkola ma przede wszystkim nauczyc dziecko pisac czytac, liczyc itp po prostu aby wyrosł wykształcony inteligentny czlowiek, a do tego jest niestety potrzebna ciezka praca, wytrwałosc, upor i te cechy na pewno sie w przyszlym zyciu dziecku przydadza. Owszem szkoła ma uczyc myslec itp ale to w pozniejszych klasach. Po drugie sa rózne dzieci. Jedne mniej drugie bardziej inteligentne, niestety. I tu myslenie nie zalezy od nauczyciela tylko, niestety , od inteligencji danego dziecka. Szkoła to nie cudowtworca ktory uczyni nasze dzieci geniuszami, niestety. A tu szafeczka twierdzi ze szkola jest be i nalezy wspierac kreatywnosc dziecka. Owszem to tez, ale jest tez szereg ciezkich i trudnych regułek, zasad ktore trzeba sie nauczyc a potem cwiczyc zastosowanie w praktyce. Wlasnie aby cos osoiagnac jakis sukces, nalezy cos sie nauczyc, a to wymaga ciezkiej pracy.

      Odpowiedz
      • Szafeczka 20 lutego, 2014 at 22:04

        Zła bo odpowiadam na komentarz? Ok… Szkoła to nie cudotwórca, ale niektórzy o tym zapominają. W późniejszych klasach jest mniej myślenia, więcej „kucia” – niestety. Nigdzie nie jest napisane, ze te regułki są niepotrzebne. Może przeczytaj jeszcze raz :) I nie jestem szafeczka, jestem Karolina, miło mi.

        Odpowiedz
    • Anonim 24 lutego, 2014 at 17:20

      Chodzę do szkoły. I naprawdę, szczerze, z całego serca jej nienawidzę. Nienawidzę tego jak nauczyciele krzyczą na moją klasę że się nie uczymy. Nienawidzę jak nauczyciel stwierdza że byliśmy „niegrzeczni” na lekcji i daje nam za karę 4 strony A4 do zrobienia na następny. Nienawidzę jak nauczyciel zatrzymuje nas na przerwie, twierdząc że nie przerobił tego co chciał. Nienawidzę jak przez cały tydzień mamy kartkówki i sprawdziany. Nienawidzę jak uczymy się czegoś bezsensownego, a jak ktoś spyta „czy kiedykolwiek nam się to przyda” to nauczyciel odpowiada że na następnej lekcji, bo będzie test. Nienawidzę jak przez cały dzień nie robię nic innego, tylko się uczę. Nienawidzę szkoły.

      Odpowiedz
  • Kate 20 lutego, 2014 at 20:57

    Oj gdyby moi rodzice myśleli w podobny sposób. Gdy dowiedzieli sie jaki chce wybrac kierunek studiów to od razu zaczeły sie pytania- i co z tego bedziesz miala, gdzie sie zatrudnisz, teraz potrzebni są ludzie po technicznych studiach a nie jakies głupoty typu turystyka, europeistyka. Nie zrozumieli zupełnie tego że nauka pewnych rzeczy sprawia mi radosc i lepiej mi „wchodzą” do głowy rzeczy związane z geografia niż np z chemią. Skonczyło się na tym że wybrałam pod naciskiem rodziców ” ambitniejsze” studia i teraz męczę sie niemiłosiernie, zupełnie nie wiąże przyszlosci z tym o czym ucze sie na studiach ( moge powiedziec ze studiuje zarządzanie mimo ze z matematyką było u mnie po prostu źle a teraz mam jej mnóstwo). Jeśli miałabym mozliwosc wyboru kierunku studiów drugi raz na 100% poszłabym za głosem serca i studiowałabym to co lubie bo uważam że jeśli człowiek chce to znajdzie prace nawet po tych „gorszych” studiach.

    Odpowiedz
    • Meg 20 lutego, 2014 at 22:05

      Akurat w tych czasach zarządzanie można wrzucić do jednego worka z europeistyką czy innymi dosyć ogólnymi kierunkami ale faktem jest, że jeżeli ktoś jest wybitny i po zajęciach się rozwija zamiast leżeć przed telewizorem to znajdzie dobrą pracę

      Odpowiedz
  • Nicole 20 lutego, 2014 at 21:11

    Co prawda jestem już w trzeciej gimnazjum, jednak pamiętam jeszcze czasy klas 4-6, kiedy pani od matematyki zawsze była na mnie zła, ponieważ rozwiązywałam zadania swoją metodą i swoim tokiem myślenia. Odejmowała mi za to punkty, ale za co? Za to, że sama doszłam do rozwiązania? Chyba nigdy tego nie zrozumiem ;/

    Odpowiedz
  • Kasia 20 lutego, 2014 at 21:23

    Witam wszystkich zaglądam do was od niedawna odzywam sie po raz pierwszy:)
    Piszecie ze córka juz czyta, mogłabym prosić o jakis wpis na temat nauki czytania dzieci???
    Moja córka tez sie garnie ma prawie 5 lat ale ja za cholipke nie wiem jak sie do tego zabrac nie chciałabym jej zle nauczyc nie chce tez jej zniechecac, choc moim zdaniem szybko zaczeła ja pamietam ze uczyłam sie czytac i pisac dopiero jak poszłam do szkoły, widac inne czasy:) Teraz cały czas sie pyta kiedy ja naucze bo ona tez chce czytac:) jak dla mnie taka prosba z ust takiej małej dziewczynki to kosmos. Moze bedzie sie wam chciało coś o tym napisać?
    Ładnie proszę:)
    Kasia

    Odpowiedz
    • Szafeczka 20 lutego, 2014 at 21:40

      Póki co nie czyta płynnie, składa powoli literki w słowa, później w zdania. Czyta takie bajeczki, gdzie jest kilka słów na stronie. Jak uczyliśmy? Po prostu dodaje literki, a na końcu powstaje słowo i je powtarza. Idzie coraz lepiej, bo już w myślach zaczyna składać :)

      Odpowiedz
      • Ania skrzydlate-rogate 20 lutego, 2014 at 21:58

        lepsza jest metoda sylabowa… polecam ;D

        Odpowiedz
        • Kasia 20 lutego, 2014 at 22:16

          No i tu dobijam do sciany bo metoda sylabowa to dla mnie czarna magia:) o co tu chodzi?
          Swoja droga to czytanie to nie takie wcale hop siup, raczej szanse na to, że jej faza przejdzie sa marne chyba musi sie matka podszkolić.
          O co chodzi z ta metoda sylabowa? Ktoś pomoże a może jakiś link do strony ?Bede wdzieczna

          Odpowiedz
          • Ania skrzydlate-rogate 20 lutego, 2014 at 22:43

            To jest metoda sylabowa Dr. Cieszyńskiej. kupuje się takie cieniutkie książeczki bardzo proste, powolutku wprowadzają kolejne litery a wraz z nimi sylaby. Ja dopiero zaczynam z córką ale szybko łapie.. moja przyjaciółka nauczyła tak czytać swoją córkę w 2 miesiące.Wadą tej metody jest to, że jest oparta na dużych drukowanych literach a zwykłe książki nie są tak pisane…

  • Joanna 20 lutego, 2014 at 22:23

    Chciałam zauważyć ze wszystko co najważniejsze kształtuje sie do 6 roku życia , i to my rodzice jesteśmy najważniejszymi nauczycielami naszych dzieci , szkoła pogłębia wiedzę . To we wczesnych latach przedszkolnych i wczesnoszkolnych trzeba nauczyć dziecko ze nauka to coś fajnego nie obowiązek .

    Odpowiedz
  • Joanna 20 lutego, 2014 at 22:25

    Ja czytałam o metodzie , gdzie pokazuje sie dziecku całe wyrazy , dziecko zapamiętuje to jako obraz … Ale jak to w praktyce :/

    Odpowiedz
    • Beata 21 lutego, 2014 at 20:43

      Moja córka w wieku 5 lat tak czytała; ) w języku angielskim, nie wiem jak się to ma z językiem polskim. Zawsze czytałam jej do snu przeważnie po 3 książeczki, gdy czytałam przesuwałam palcem gdzie w danym momencie czytam. Gdy wyraz był prosty prosiłam, aby znalazła dane słowo i tu wyrazy uznania ” ojej skąd wiedziałaś ?, ale ty szybka jesteś lub pięknie itp. ” . Potem np. na spacerach czytała wyrazy z szyldów , coś co na szybie sklepu było napisane itp. Oczywiście wizyty w bibliotece obowiązke i regularne ;) Teraz ma prawie 7 lat i czyta lepiej niż niektórzy dorośli … w wieku lat 6 czytała już płynnie, bez dukania i sylabizowania słów. I jeszcze jedno stety – niestety grała w gry , w te edukacyjne do woli, inne z wydzieleniem czasu. Bardzo dużo jej to dało ( również i z matematyką – liczyć potrafi już do 1000 , dodawać i obejmować do 1000 , zna podstawy mnożenia – dzielenie jeszcze nie za bardzo ) . Zależy to też oczywiście od dziecka , czy je to interesuje ( czytanie, liczenie ) bo jeżeli rodzic zmusza dziecko to będzie wręcz przeciwnie ! Wszystko w swoim czasie i nie ma co porównywać z innymi dziećmi. Szkoła … moja poszła mając 5 lat ( ang system ) i to szkoła jej pomogła się rozwijać, nabrać zainteresowania , nauczyć i zachęcić. Niestety sam rodzic nie da rady … ale rodzic to niezbędne ogniwo w pomocy edukacji dziecka. Miałam do czynienia z dziećmi w 1 klasie ( praktyki ) i niestety widać , którego dziecka rodzic poświęca mu czas , a którego nie …. I są również dzieci mające problemy z nauką, są rozkojarzone , nie mogą się skupić …. ale to już inna historia ;) Pozdrawiam Karolinko , twoje przesłanie zrozumiałam ’ czasem ciężko jest napisać co się dokładnie myśli i inni inaczej to interpretują ;) Ale to dobrze, bo po to są dyskusje aby zapoznać się z punktem widzenia każdego.

      Odpowiedz
  • Pretty Little Fashionistaa 20 lutego, 2014 at 22:29

    Szkoła rzeczywiście zabija kreatywność u dzieci. Co do hipokryzji rodziców, ja nie mam problemu z mamą. Bardzo wspiera moje zainteresowania, co prawda chce żebym miała dobre oceny i skończyła dobrą szkołę, jedno nie wyklucza drugiego. Jestem starsza od Nikoli, ale od zawsze rodzice chcieli, abym znalazła pasje i nie zamykała się w czterech ścianach tylko z książkami.

    Odpowiedz
  • agao 20 lutego, 2014 at 22:29

    Witam,
    dziwi mnie ta ochrona dzieci przed wiedza; poznawaniem, liczeniem, pisaniem… w Polsce uwaza sie, ze wieku 4 lat to za wczesnie. Fakt, ze w grupie 4 latkow jest duza roznica miedzy dzieckiem 3.5 roku a 4.5. Wiem to z doswiadczenia bo moje dzieci sa „grudniowe” i jakos ten program przedszkola trzeba dopasowac do grupy…
    Moje dzieci chodza do przedszkola od 2lat i 9 miesiecy.
    Dzis maja ponad 4 lata i znaja caly prawie caly alfabet… od dawna potrafia napisac swoje imie i nie tylko, a zdarza sie, ze przeczytaja slowo…
    Zgodnie z programem w wieku 5 lat beda juz czytac metoda sylabowa …
    nie wiem co beda robic w wieku 6 lat ;)
    Chyba wtedy zaczne im wdrazac polski system edukacyjny.
    Obecny przerabiaja wg edukacji francuskiej .
    pozdrawiam,
    a

    Odpowiedz
  • natalia 20 lutego, 2014 at 22:38

    jestem uczennicą 3 gim i napiszę tylko, że coraz częściej mam wrażenie, że… życie przelatuje mi tak, o. Na lekcjach jakieś głupoty, pani zamiast skupić się na historii na jakiś ważnych wydarzenia, coś opowiedzieć to każe podać regułkę kultury, dzisiaj tak miałam. Nikt nie potrafił powiedzieć tak, żeby ją to zadowoliło i straciliśmy 10 min lekcji. Potem kolejne 5 na nas krzyczała i tyle potrafią ci nauczyciele. NIestety mieszkam na wsi, chodzę do małej szkoły, gdzie pracę znaleźli przyjaciele i rodzina dyrektora, więc mogę liczyć tylko na siebie. :)

    Odpowiedz
  • Karola 20 lutego, 2014 at 22:39

    Ehh muszę się z Tobą zgodzić. Jestem w 3 gimnazjum i przygotowywuje się do egzaminu. Niby to tylko test gimnazjalny, ale w dużej mierze decyduje o tym, do jakiej szkoły później się dostanę. Muszę przyznać, iż owszem są nauczyciele, którzy chętnie powtarzają z nami materiał (uwaga, aż 2 na całą szkołę) reszta natomiast goni do przodu z materiałem, nie zwracając uwagi na to jakie klasa ma braki i potrzeby. Pani od fizyki robi nam łaskę, że w ogóle prowadzi z nami lekcje. Bo przecież ona mogłaby tylko sprawdzać naszą wiedzę. Z własnego doświadczenia wiem, jak uczniowie potrafią zachowywać się na lekcji. Wiadomo, zawsze tak było, jest i będzie, chyba mało jest klas idealnych, gdzie wszyscy siedzą i przez bite 45 minut słuchają tego co mówi nauczyciel/lka. Nauczyciele często mówią, iż to włąsnie przez nasze złe zachowanie nie wytłumaczą nam danego tematu. Wg mnie prawda jest taka, że mało jest nauczycieli z pasją, którym naprawdę zależy na dobru ucznia, a nie tylko na „odwaleniu swojej roboty” (do tej pory po prawie 9 latach edukacji poznałam „aż” jedną taką nauczycielkę) przez co szukają wymówki, aby jak najmniej się napracować. Ok często klasa bardzo dokazuje, ale uważam iż dobry nauczyciel potrafi sobie z tym poradzić;)
    Trzymam kciuki, żeby Twoja córeczka trafiła na takich nauczycieli, którzy naprawdę wykonują swój zawód bo go kochają :)
    pozdrawiam

    Odpowiedz
  • Patrycja 20 lutego, 2014 at 22:47

    Witam serdecznie,
    mnie jeszcze temat edukacji szkolnej nie dotyczy ale mam 2,5 letnią córeczkę która uczęszcza do żłobka a od września do przedszkola.
    Powiem tak, moje dziecko jest przygotowane do szkoły nawet w wieku 6 lat, bo od 11 miesiąca życia jest w placówkach edukacyjnych. Natomiast dobrze piszesz jeżeli chodzi o edukację i o nauczycieli. Bardzo ważne w edukacji maluszków jest to żeby na ich drodze stanęła odpowiednia osoba, którą wychwyci talent, zainteresowanie, hobby i pomoże ukierunkować dziecko dobrze.
    Ja to też wiem bo jestem pedagogiem z wykształcenia, a że interesuje się ekologią i zakładam fundację Ekoponidzie która ma edukować dzieciaczki w tym temacie od najmłodszych lat wiem co mówię:)
    Już niebawem będę robiła wiele dobrego dla naszych maluszków, typu plac zabawa który jest ścieżką edukacji ekologicznej, happeningi Bądź eko! i wiele innych imprez które edukują poprzez zabawę.
    Zapraszam serdecznie na 23 marca, na I dzień wiosny tj Dzień Ziemi happening EKO w Busku Zdroju
    :)

    Odpowiedz
  • Angelika 20 lutego, 2014 at 23:34

    Jak to powiedziała moja nauczycielka „Nauczyciele to są cwaniacy, studiując nauczyli się danego przedmiotu, który wykładają i karzą nam się tego nauczyć, ale nie myślą o tym, że my mamy takich przedmiotów ok 15 i z każdego musimy umieć co najmniej 3 ostatnie tematy” :)

    Odpowiedz
  • EWIK 21 lutego, 2014 at 08:43

    Ostatnio „zabiła” mnie pewna pani właścicielka prywatnej szkoły, nowej, więc zachęcającej rodziców potencjalnych uczniów do przyjścia do jej szkoły. Była wprost dumna z tego, że jej nauczyciel plastyki nie daje zawsze 6 za rysunki, bo rysunek mu sie nie podoba. Chwila… jak dziecko ma być kreatywne? I mówimy tu o 1 klasie… Dla wyjaśnienia- nie chodzi mi o to, żeby moje dziecko miało same 6, tu nie chodzi o ocenę, tylko o ograniczanie dzieci. Skoro dziecko ma swoją wizję, to jakim prawem pan od plastyki może tą wizję zmieniać???? To, że jestem w szoku to mało. Sama studiuję pedagogikę, mam nadzieję, że będę nauczycielem, ale takim z pasją, bo też mam dzieci i wiem, jak one potrafią mieć ciekawe spojrzenie na świat, który zniszczy im pan od plastyki, a ja jeszcze miałabym za to zapłacić:( Możnaby wymienić miliony takich paradoksów, ale chyba brakłoby miejsca.
    Z którego roku jest Nikola? 2008? Ja mam córkę z czerwca 2008 i też stoję na progu szkoły.
    PS. Analogicznie powinno się krytykować np. Picasso – pójść do muzeum i powiedzieć: fuj, ale brzydkie – poprawmy.:)))))

    Odpowiedz
  • kasia bdg. 21 lutego, 2014 at 09:04

    Ja tam sie zgadzam… sama pamietam teksty w stylu „nie wbilas sie w klucz”. Nikogo nie obchodzilo ze mysle i wymyslilam inna droga. Dla kazdego nauczyciela jego.przedmiot najwazniejszy i za przeproszeniem w du… maja, ze 6 klasista nie ogarnia bo niema kiedy! A czas na zabawe? Nieee to nie jest wazne bo przeciez dzieckiem jest sie tyle razy w zyciu……..moje dziecko bedzie uczone tego samego (albo tresowane na swoj sposob). I drodzy nauczyciele nie bulwersujcie sie tak, bo wiadomo, ze dzieci malo, pracy niema wiec musimy zagnac dzieci rok wczesniej, zeby bylo kogo uczyc… ot, caly sens wczesniejszej edukacji… no moze jeszcze bedzie mial kto na nas robic jak wyksztalca sie rok wczesniej. Wiadomo wychowuje szkola i dom, ale boje sie czy tyle godzin w szkole i nauka w domu pozwoli na np.popoludniowy spacer bo lekcje a potem spac bo rano trzeba wstac…

    Odpowiedz
  • Joanna 21 lutego, 2014 at 09:56

    bardzo dobry tekst, który każe się chwilę zastanowić. jestem mamą Zosi, która w tym roku pójdzie do pierwszej klasy. ciekawa jestem, jak to będzie z nauczaniem w szkole, którą dla niej wybraliśmy. wybór swój poparliśmy faktem, ze oboje z tatą Zosi ukończyliśmy tę szkołę i wyszło nam to nawet na dobre;) w razie sytuacji, które byłyby niezgodne z moim punktem widzenia, co do nauczania, jestem gotowa reagować, tak jak robiłam to, gdy Zofia była przedszkolakiem czy „uczennicą zerówki”. z moich obserwacji wynika, że dzieci same, nam rodzicom, wsazują kierunek, którym chcą podążać i to, co je najbardziej interesuje. w zeszłe wakacje Zocha zapaliła się do dodawania i wykosiła mi przy tym pól grządki fasoli, która posłużyła jej za liczmany. dziś dodaje w pamięci:)
    a jeśli chodzi o szkoły, to chyba też od tego jesteśmy my, rodzice, by nauczycielom na pewne rzeczy zwrócić uwagę:)
    szkoła to nowa ciekawa przygoda:)
    pozdrawiam

    Odpowiedz
  • tomek q jakchcemy 21 lutego, 2014 at 10:01

    My mamy podobne przemyślenia. Nasza najstarsza panna to już 5 klasa i bardzo dobra szkoła, a mimo to mam wiele zastrzeżeń do szkoły przy podejściu systemowym. Od września kolejna startuje…
    Tak przy okazji (bo chyba jest dobra) polecam poszukanie informacji o ED (Edukacji Domowej), która w Polsce jest legalnym sposobem na załatwienie 'obowiązku szkolnego’. Kusi mnie bardzo ten kierunek.

    Odpowiedz
  • Gosia 21 lutego, 2014 at 10:06

    Moja córka lubi się uczyć, chodzenie do szkoły sprawia jej przyjemność, logiczne myślenie rozwijamy poprzez udziały w konkursach… Nie powiem, żeby ktoś krępował jej kreatywność, może dlatego, że taką naturę ma. No ale może zmienię zdanie jak syn pójdzie do szkoły, on ma niesamowite pomysły…
    Ale dałaś mi do myślenia, bo córka sport kocha, a szkoła sportowa straszy niskim poziomem. Może błąd robię?

    Odpowiedz
  • Beata 21 lutego, 2014 at 15:07

    Trochę się z Tobą zgodzę, że szkoła nie uczy kreatywnego myślenia i hamuje indywidualność, ale jednak uczy tego, że w życiu tak to już jest, że musimy robić też rzeczy, na które nie mamy ochoty. Jestem grafikiem z zawodu i swojego fachu na pewno nie nauczyłam się w szkole i tam też nie dowiedziałam się, co chce w życiu robić, ale nauczyłam się wypełniać obowiązki i mobilizować się do robienia rzeczy, które nie sprawiają mi czystej radochy, ale są drogą do wymarzonej pracy. I nawet mój zawód, który jest moją życiową pasją i pozwala mi się spełniać, też ma swoje minusy i wymaga nawet matematycznych umiejętności, której nigdy nie lubiłam. Ja myślę, że najważniejsze jest, by rodzice skupili się nie tylko na rozwijaniu zdolności dziecka, ale uczyli wytrwałości, sumienności, realizacji zadań (nawet tych pozornie niepotrzebnych,szkolnych) i pokonywania przeszkód, które są związane nawet z najbardziej wymarzonymi zajęciami. By się później nie okazało, że dziecko poddaje się przy pierwszych trudnościach. Swoją drogą rodzice, którzy mają pasję, wykonują pracę z zaangażowaniem i radością, podświadomie zaszczepiają w dziecku chęć rozwijania swoich talentów, co z resztą często można zaobserwować wśród potomków uzdolnionych osób (choć zdarzają się wyjątki od tej reguły).

    Odpowiedz
  • kasia 21 lutego, 2014 at 15:58

    Moge umieścić zdjęcia Nikoli na mojm fb?

    Odpowiedz
    • Szafeczka 23 lutego, 2014 at 16:07

      Niestety nie. Nie wyrażam zgody na kopiowanie i wykorzystywanie naszych zdjęć…

      Odpowiedz
  • oliwia 21 lutego, 2014 at 16:01

    Przepraszam zapomniałam zmienić imienia.

    Odpowiedz
  • Maniamamowania 21 lutego, 2014 at 16:10

    Dobrze napisane. Szkoła już taka jest, wiec to my rodzice musimy zadbać o swoje dzieci i rozwijać ich pasje. Szkołą za nas nie wychowa dziecka.

    Odpowiedz
  • mistake 21 lutego, 2014 at 21:48

    Cieżko się nie zgodzić, ale tradycyjne narzekanie i wytkanie błędów oświaty raczej tu niczego nie rozwiąże. Ale jak nam łatwo wytykać szkole błędy, brak indywidualności w kwestii nauczania, ale warunki w szkołach jakie są takie są (przy 30 uczniach w klasie trudno o indywidualne traktowanie). Z drugiej strony barykady rodzice, którzy myślą, że nauczyciele wyręczą ich w obowiązkach, a jak mowa o zmianach np gender to społeczne szaleństwo i wpadanie z absurdu w absurd. Z jednej strony przeciążone programy, z drugiej brak rozwijania umiejętności… Rozwiązaniem powinna być współpraca, a nie wytykanie błędów i przerzucanie obowiązków. Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  • Marysia 22 lutego, 2014 at 18:12

    A ja wolalam jak!szafeczka byla strona poswiecona tylko modzie. Te teksty ktore tu sie pojawiaja nic nie wnosza, sa to ogolniki ktore kazdy zna. Nic nowego.
    Nie rozumiem dlaczego blog ma byc teraz parentingowy? Bo taka moda? :/

    Odpowiedz
    • Szafeczka 23 lutego, 2014 at 16:13

      Oj pisaliśmy już o tym wiele razy… Przede wszystkim dlatego, że do samego pisania nie musimy angażować córki. Cieszę się mimo wszystko, że te „ogólniki” nie są aż tak ogólne, bo często wywiązują się ciekawe dyskusje na blogu i naszym fanpage’u :)

      Odpowiedz
  • Lena 23 lutego, 2014 at 13:35

    Droga Karolino, chce Cie o cos zapytac ale nie wiem czy nie bede zbyt wscibska…czy wasz blog jest sponsorowany?

    Odpowiedz
    • Szafeczka 23 lutego, 2014 at 16:17

      Oczywiście blog nie jest przez nikogo sponsorowany :) Jeśli dany wpis ma „sponsora” to informujemy o tym.

      Odpowiedz
      • Lena 23 lutego, 2014 at 16:36

        A czy moge spytac co robicie ty i adrian z zawodu oczywiscie? Zrozumiem jesli mi nie odpowiesz, to wasza sprawa, jestem poprostu ciekawa. Nikolka ma szafe wieksza chyba niz moj pokoj :)

        Odpowiedz
        • Szafeczka 23 lutego, 2014 at 16:58

          Jesteśmy wielobranżowi ;) Od pewnego czasu tworzymy coś nowego i mam nadzieję, że niebawem będziemy mogli pochwalić się tym na blogu ;)

          Zapewniam Cię, że Nikoli ubrania mieszczą się w szafie ;) Cześć ubrań z których wyrośnie oddaję, a cześć sprzedaję ;) I tak się wymienia…

          Odpowiedz
  • Anna 23 lutego, 2014 at 19:22

    Mam to szczęście, że jestem rocznikiem ’95 czyli przed reformą i nową maturą. Szczęście, bo w spisie lektur z języka polskiego mam polskich noblistów, których rocznik późniejszy już nie ma. Uważam, że reformy idą w złym kierunku, bo młodzież staje się pokoleniem niestety coraz głupszym. Nie wymaga się od nas czytania wybitnej literatury więc prawdopodobieństwo, że ktokolwiek po nią sięgnie jest niewielkie. Powinniśmy nauczyć się, że to nam ma zależeć by się kształcić. I mimo, że często uczymy się wielu niepotrzebnych tematów czy zagadnień, szkoła to najlepsza rzecz jaka nas spotkała i dzięki niej posiadamy ogólną wiedzę. Kreatywność można rozwijać samemu, są różne zajęcia poza szkolne, wszelkie kółka zainteresowań.

    Dziś po prawie 13 latach edukacji jestem wdzięczna moim rodzicom za to, że łagodnie podeszli do sprawy i pokazali mi, że szkoła może być całkiem przyjemna i wartościowa.

    Pozdrawiam :)

    Odpowiedz
  • Alina 12 marca, 2014 at 07:28

    Zupełnie zgadzam się z tym, że rodzice to hipokryci. Ale nie winiłabym ich, ponieważ tak jest to życie ułożone. W końcu chcą jak najlepiej. Najtrudniejsze w wychowaniu to utrzymanie cierpliwości i znalezienie wspólnego języka. Wtedy tylko udaje się zainspirowanie i danie impulsu dziecku do poszukiwań własnej drogi. Bez tego prawdziwy rozwój nie jest możliwy.

    Odpowiedz
  • Paulina 24 kwietnia, 2014 at 21:34

    a ja jestem tegoroczną maturzystką. i z własnej obserwacji widzę, że szkoła mnie otępiła. wielu ciekawych rzeczy które kiedyś będę mogła wykorzystać w zyciu, dowiedziałam się w domu ze żródeł o których nikt mi nie powiedział. poza tym, szkoła oczekuje zbyt wiele, bo ja np, zdając na maturze biologię i chemię raczej nie musze znac szczegółów historii, a mimo to do ostatnich dni musiałam się uczyć na pamięć dat i innych niepotrzebnych mi faktów. a w tym czasie tak na prawdę można zrobić coś o wiele bardziej kreatywnego. ;)

    Odpowiedz
  • iPrace.pl 20 maja, 2014 at 10:15

    Zastanawia mnie kwestia kontaktu dziecka z rówieśnikami podczas nauki w domu. Ma ktoś jakieś doświadczenia w tym temacie? :)

    Odpowiedz
  • Zostaw komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

    Zobacz najnowsze wpisy!