Nigdy nie pomyślałabym, że rewolucja w nauczaniu nastąpi tak szybko. Nie wpadłabym też na to, że jeszcze podczas edukacji mojej córki w szkole podstawowej, to właśnie nauka tak mocno wpłynie na sposób korzystania z internetu, komputera i smartfona.
Pierwsza rewolucja miała miejsce już na wiosnę. Fakt, wtedy wszyscy błądziliśmy po omacku. Jednak po kilku tygodniach udało się wypracować kompromis w całym tym wariactwie i pogodziliśmy się z przeniesieniem edukacji do sieci.
Ledwo minęły dwa miesiące „normalnej” nauki, a tu znów stajemy w sytuacji, że nie wiemy co dalej. Część szkół uczy zdalnie, część odwołuje zajęcia, a pozostałe starają się lawirować między wytycznymi Ministerstwa Edukacji, zwolnieniami lekarskimi i niską frekwencją, a zdezorientowanymi rodzicami.
To, co jednak jest bardzo zauważalne, to zmiana nauczycieli, ale też samych dzieci, w postrzeganiu smartfona, jako narzędzia ułatwiającego naukę. Nauczyciele chętniej wykorzystują taką formę komunikacji, a dzieci organizują się w grupach na komunikatorach i sprawnie dzielą się wiedzą oraz materiałami.
Minusem całej tej sytuacji jest faktyczny wzrost czasu, jaki dzieci spędzają przed ekranem. Niestety, również wtedy, gdy nie jest to podyktowane obowiązkami szkolnymi. Smartfon stał się czymś nieodłącznym. Jako blogerka i osoba po części żyjąca w internecie sama mogę uderzyć się w pierś, gdyż sama momentami czuję się do telefonu przyspawana. Jednak gdy patrzę na dzieci, które wychodzą ze szkoły i nie patrzą przed siebie, bo oglądają filmy na YouTube, lub siedzą obok siebie i próbują rozmawiać, ale im nie idzie, gdyż każdy na swoim telefonie w coś gra… to autentycznie jest mi przykro. Czuję się jak babcia siedząca w bujanym fotelu mówiąca o tym, że kiedyś to było lepiej. No cóż, pod wieloma względami było.
Jednak postęp technologiczny to coś, z czym wygrać się nie da, a zamiast stawać w opozycji, należy wszystkie te szanse wykorzystywać oraz edukować. Edukacja dzieci korzystających z internetu to jeden z tych aspektów, który wciąż nie nadąża za rozwojem i niestety to od rodziców zależy tu najwięcej.
Edukacja to jedno, a ochrona drugie. Mówi się, że strzeżonego Pan Bóg strzeże i z takiego też założenia wychodzę tutaj. Jednak dostęp do smartfona i internetu to dość drażliwy temat i należy robić to z wyczuciem. Jak? Otóż są na to gotowe sposoby.
Jednym z nich jest skorzystanie z gotowej aplikacji oferowanej przez operatora komórkowego. Weźmy za przykład usługę Bezpieczna Rodzina od Play. Najważniejsza w kontekście dzisiejszego tekstu jest możliwość blokowania nieodpowiednich treści, na które dzieci mogą natknąć się korzystając z internetu. Dodatkowo z poziomu aplikacji Bezpieczna Rodzina możemy ustalić limity czasu na korzystanie z sieci oraz konkretnych aplikacji.
Popatrzmy na to jeszcze z innej strony. Skoro dzieci zawsze mają przy sobie telefon z dostępem do internetu, dlaczego tego nie wykorzystać do zapewnienia większego bezpieczeństwa? Usługa Bezpieczna Rodzina od Play to także możliwość sprawdzania lokalizacji naszych dzieci za pomocą aplikacji, SMS-a lub przez stronę internetową. Dodatkowo możemy stworzyć własne strefy bezpieczeństwa. Dzięki temu dostaniemy powiadomienie, gdy dziecko dotrze do szkoły lub wróci bezpiecznie do domu.
Daleka jestem od twierdzenia, że dzieci musimy kontrolować na każdym kroku. Nie chodzi o to, aby zablokować wszystkie aplikacje i co 5 minut sprawdzać, gdzie jest nasze dziecko. Ograniczenia mają uświadomić, ile czasu spędzamy na korzystaniu z uzależniających aplikacji, a lokalizacja to jedynie względy bezpieczeństwa.
Pamiętajcie, to powinien być jeden z elementów edukacji oraz ochrony! A jak jest u Was? Kontrolujecie to, co dzieci robią przez internet? Co uważacie o wykorzystaniu technologii w celu zapewnienia większego poziomu bezpieczeństwa?
Brak komentarzy