Czasem mam wrażenie, że w naszym mieście byliśmy wszędzie. Zwłaszcza gdy pomyślę o ciekawych miejscach przez pryzmat wyjścia z dzieckiem. Jak pewnie wiecie, kwestia spędzania czasu z rodziną jest dla mnie bardzo ważna. Dlatego właśnie planując kolejne dni, staram się zawsze “wpleść” czas dla dziecka. Czasem to nie jest wcale takie łatwe, ale dla chcącego nic trudnego!
Problem tylko w tym, że wyglądając za okno, odechciewa się wszystkiego. Nie wiem jak u Was, ale w Krakowie ostatnio ciągle jest szaro i buro. Jakby jakieś oprogramowanie do obsługi pogody się zawiesiło ;) Dlatego, gdy chociaż na chwilkę wyjdzie słońce, uciekamy z domu! No i udało się, uciekliśmy, a trafiliśmy do “Manggha” – Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej.
Lubię razem z córką zwiedzać muzea. Uważam że na kontakt ze sztuką nigdy nie jest zbyt wcześnie. Odwiedzamy nawet te “nowoczesne”, gdzie każde dziecko stwierdza, że samo zrobi lepszą SZTUKĘ ;) Tak też było tym razem! Na FB dodałam zdjęcie jednego z obrazów ;) Były też bardziej klasyczne eksponaty…
Tylko jak dziś nie o sztuce chciałam napisać. Wracając do domu zamyśliłam się na chwilkę. O tych miejscach, gdzie wszędzie byliśmy i o ciśnieniu na szukanie nowych doznań… bo przecież, gdy miło spędzasz czas, to samo miejsce traci na ważności.
Tak jak ostatnio w zamku Lipowiec. Cóż, zamek jak zamek, można powiedzieć. Dookoła nic nadzwyczajnego, cały pusty, bez ani jednego zwiedzającego. I co? Świetnie się tam bawiłam! Liczy się więź. Więź która łączy mnie z córką i dzięki niej wiem, że będziemy potrafiły dobrze się bawić nawet podczas zakupów w hipermarkecie. Kwestia podejścia.
Jakiś wniosek? Sama nie wiem, to takie luźne myśli, średnio posklejane ze sobą. Wciąż będę szukała nowych i ciekawych miejsc wartych odwiedzenia z córką, ale mam ten wewnętrzny spokój, że nie musi to być Disneyland raz w miesiącu. Znajdzie się coś bliżej… i taniej ;) Nie dajmy się zwariować, nie zawsze musi być super, wow i OH! Ważne jak umiemy się cieszyć swoją obecnością. Prawda?
Pewnie zauważyłyście na naszych nadgarstkach małe serduszka. Lubię takie drobiazgi. Te są akurat z salonu W.KRUK. To taki symbol specjalnej więzi – matki z córką. I taka rola biżuterii mi się podoba. Nie świecidełko, nie na pokaz. Musi mieć wartość i to nie taką katalogową. Wartość emocjonalną.
Ok, moje drogie, koniec tego uzewnętrzniania się ;) Zabieram Was na krótką wizytę w krainie Sztuki Japońskiej. Enjoy!
Karolina: Sukienka/koszula – Mouse in a house (kolekcja dla mam wkrótce dostępna) | Buty – Hegos | Pasek – Agi Jensen | Bransoletka – W.KRUK
Nikola: Sukienka – Mouse in a house| Bransoletka – W.KRUK | Buty – Zara
25 komentarzy
Ale pięknie!
Jesteście idealne! W muzeum manggha jeszcze nie byliśmy, musimy się wybrać!
Ciekawa jestem Waszej opinii :)
Wszystko idealnie do siebie pasuje! Nawet bransoletka Nikoli do twoich paznokci! :) a swoją drogą to piękne masz dłonie!
Ślicznie dziękuję! :)
Uwielbiam wasze kadry z muzeum! :)
A my uwielbiamy Wam je pokazywać!
<3 2 [czyli serce do kwadratu!]
:*
Chciałabym mieć taką córeczkę jak Twoja, i być taką mamą jak Ty.
Ależ Nicola ma piękne włosy…
bardzo ciekawy pomysł z tym muzeum :) tak na prawdę nigdy nie przyszło by mi do głowy, żeby zabrać w takie miejsce dziecko, inspirujecie :)
Bardzo mnie to cieszy! :)
Jak fajnie widzieć was razem! :) Uwielbiam! Czekam na więcej zdjęć!
Niedługo będą nowe z Wiednia :)
Byliśmy chyba w każdym muzeum w Krakowie, prócz tego. Chyba musimy to nadrobić ;))
Ale masz piękne paznokcie!
Dziękuję :)
Uwielbiam was dziewczyny! :)
Wyglądałyście bosko, a i miejsce zdecydowanie godne uwagi!
Dzięki!
// Kamila
Bardzo miło mi to czytać! :) Dzięki!
Zazdroszczę niesamowicie możliwości bycia w tak wielu ciekawych miejscach. W mojej okolicy zwiedziliśmy już chyba wszystko i szczerze żałuję, że niewiele się dzieje i nie ma gdzie pójść, żeby zobaczyć coś nowego. Na wyjazd do innego miasta niestety zazwyczaj brakuje czasu. Zdjęcia jak zawsze piękne! Pozdrawiam :)
http://www.szafamajniaka.blogspot.com http://www.majniaki.pl
Mi też się wydaje, że zwiedziliśmy już wszystko w naszym mieście, ale jednak udało się coś znaleźć ;) Tak czy inaczej motywuje nas to do wycieczek poza miasto ;)
setki razy patrzyłam na Manggha z drugiej strony Wisły. Zawsze chciałam zaglądnąć, nigdy się nie składało. Teraz żałuję, z perspektywy 250 km mnie teraz dzielących.
Wiesz, dopiero od niedawna są dwa budynki. Wcześniej muzeum było o wiele mniejsze ;)